Perełki Muzeum Historycznego w Sanoku: Adriaen van Ostade „Scena rodzajowa we wnętrzu”

 

  W ostatnich dniach wszyscy dotkliwie doświadczamy trafności maksymy „najpierw żyć, potem filozofować”. Zawieszenie, w imię elementarnego bezpieczeństwa, działalności różnych placówek, w tym również kulturalnych, spotyka się z powszechnym zrozumieniem. Gdy jednak podstawy bytu znajdują zaspokojenie, naturalnym odruchem jest żądza dogodzenia wyższym aspiracjom – gustom estetycznym, a czasem wprost snobizmowi. Taki mechanizm ze szczególną intensywnością zafunkcjonował w pierwszej połowie XVII wieku
w Niderlandach, które skuteczną walkę o zrzucenie hiszpańskiej supremacji połączyły
z dynamicznym rozwojem imperium kolonialnego, a w konsekwencji napływem bogactw
i rozwojem rzutkiego mieszczaństwa. Zapanowała moda na sztukę: wnętrza rezydencji dekorowano okazałymi obrazami, a – wobec skromniejszej sakiewki – bodaj malutką wedutą czy scenką rodzajową.

Co jeszcze ważniejsze, taki popyt zaowocował erupcją malarskich talentów.
W mgnieniu oka (Złoty Wiek sztuki holenderskiej zaledwie trwał czterdzieści lat) Niderlandy wydały na świat szeroki zastęp wirtuozów pędzla z Rembrandtem, Halsem
i Vermeerem na czele, urastając do rangi drugiej – obok Italii – stolicy europejskiego malarstwa. Owi tytani kształcili w swoich warsztatach, bądź inspirowali własnym przykładem, rzesze pomniejszych artystów, zwanych potocznie „małymi mistrzami holenderskimi” bądź po prostu „Małymi Holendrami”. W tym zróżnicowanym towarzystwie wiodącą rolę odegrał twórca, który nawet na warunki kalwińskiej społeczności holenderskiej musiał uchodzić za nader pracowitego – Adriaen van Ostade. Zostawił on po sobie około tysiąca obrazów, zdobywając reputację jednego z największych holenderskich twórców geueseries, scen rodzajowych z życia pospólstwa, rozmaitej maści żebraków, włóczęgów i birbantów.
Ze względu na taką niepospolitą płodność zasadne wydaje się zestawienie Ostade z równie produktywnym Zdzisławem Beksińskim. Ale tych jakże różnych czasowo i stylowo twórców łączy jeszcze jeden mianownik – Muzeum Historyczne w Sanoku. Właśnie w naszym Muzeum (w sali portretowej) znajduje się niewielki obraz, z reguły ignorowany przez dążących czym prędzej w kierunku Galerii Beksińskiego turystów. Gdyby tylko na krótką chwilę stanęli przy tym niepozornym dziełku… Ale po kolei.

Adriaen van Ostade (właściwie: Adriaen Jansz Hendricx) urodził się w 1610 roku
w Haarlemie, jednym z najważniejszych ośrodków miejskich Niderlandów. Zgodnie
z ówczesnym zwyczajem w 1634 roku wstąpił do miejscowego cechu Św. Łukasza, zdobywszy wcześniej szlify artystyczne pod okiem samego Fransa Halsa. Na tematyce jego twórczości zaważyły najbardziej prace genialnego flamandzkiego awanturnika, Adriaena Brouwera. Właśnie pod specyficznym urokiem hulaszczych klimatów Brouwera wyspecjalizował się w scenach rodzajowych, przedstawiających żywiołowe libacje w chłopskich chatach, pląsy upitych gburów w obskurnych karczmach, swawolne zabawy przed gospodą – słowem – ludyczność gminu w jej bardzo przyziemnych, nierzadko wulgarnych formach. Jakby
na przekór szorstkości owej chłopskiej egzystencji, Ostade umiał nadać jej bardzo osobistą nutę poezji. Rozrywki i sprzeczki plebsu w magiczny sposób rozweselają subtelnie rzucane promienie słońca, nędzę zrujnowanych chłopskich chat okrasza radosna roślinność,
a z dojmującą biedą i nieporządkiem brudnych izb kontrastuje ciepła atmosfera, uchwytna we wzajemnej relacji postaci osadzonych w takiej scenerii.

Te ostatnie słowa przystają szczególnie do obrazu zakupionego przez Muzeum Historyczne w Sanoku w 2017 roku. Widzimy na nim ubogą chłopską izbę, w której panuje nieład: na klepisku leży miotła, przewrócony talerz i stalowy garnek, opodal paleniska dostrzegalne są rozsypane polana. Ta niechlujna sceneria staje się tłem dla sceny ujmującej swą prostoduszną liryką. Artysta prezentuje w niej kadr z życia wiejskiej rodziny – kadr  bardzo intymny, chociaż w zasadzie ukazujący powszednie czynności. Centralnie zaprezentowana starsza kobieta karmi trzymane na kolanach dzieciątko, zapewne swoje wnuczę, podczas gdy młoda gospodyni – można sądzić, że córka staruszki – zdaje się okrywać matkę kocem. W tle, nad ogniem paleniska, waży się potrawa w kociołku. Z kolei obok dziecięcego łóżeczka malec czule przechyla dzbanek, z którego pije jego jeszcze mniejsza siostrzyczka. Troskliwość, jaka emanuje z owych prostych gestów, czyni scenę niezwykle nastrojową i subtelną. Decyduje
o tym również tonacja barw typowa dla warsztatu Ostade: dominują w niej ciepłe brązy, rozjaśniane słonecznym światłem, wpadającym z okien i rozlewającym się złotawymi tonami na stropie i ścianach izby. Mamy tu do czynienia ze „wzruszającym sposobem interpretacji rembrandtowskiego światłocienia”, jak o technice naszego mistrza wyraził się francuski historyk sztuki Robert Genaille.

Tak oto na niewielkiej deseczce (21,5 x 29,5 cm) odnajdujemy czarującą scenę rodzajową i emblematyczny przykład niderlandzkiego malarstwa rodzajowego doby Złotego Wieku. Dziełko warte chwili kontemplacji, do której zachęcamy wszystkich gości Muzeum Historycznego w Sanoku.

Jarosław Serafin

Inne dzieła w cyklu Czytanie Obrazu: KLIK