„Pan T.” – niezły, chwilami bardzo dobry film. Niekoniecznie o Tyrmandzie
Tegoroczna edycja festiwalu Tu Czytam, który wrócił do Sanoka po kilkuletniej przerwie, rozpoczęła się w Sanockim Domu Kultury projekcją filmu Marcina Kryształowicza „Pan T.”.
Ponieważ motywem przewodnim wszystkich festiwalowych spotkań ma być życie, twórczość oraz konteksty twórczości Leopolda Tyrmanda, trudno od bohatera „Pana T.” oczekiwać, aby był statystyczną lub tylko przypadkowo reprezentującą PRL-owską szarzyznę postacią filmu. W tych okolicznościach idzie się do kina, by zobaczyć „tego” pana T.
Gdyby nie oczekiwanie na sceny, znane z „Dziennika 1954”, film mógłby zaspokoić apetyt nawet najbardziej wymagającego widza, ponieważ jest oryginalnie pomyślany, ciekawie sfotografowany i bardzo dobrze zagrany. I tylko nie ma w nim Leopolda Tyrmanda.
Romans starszego pisarza z przychodzącą na korepetycje maturzystką niekoniecznie jest obyczajową wizytówką lat 50. ubiegłego wieku. Takie sprawy mogą się łączyć z Tyrmandem, jednak w „Dzienniku 1954” ich wymowa jest nieco inna, niż w filmie.
Czy film jest – jak piszą niektórzy – „inteligentną komedią”? To już musi ocenić widz indywidualnie. W każdym razie wybuchów śmiechu na widowni nie słychać. Być może dlatego, że pewne sceny, a zwłaszcza sposób przedstawienia władzy i mechanizmów, jakie służą podporządkowaniu życia obywatela interesom partii czy systemu, chociaż podprowadzone do granicy absurdu, budzą raczej dreszcz, nie uśmiech…
Dziś kolejne spotkania festiwalowe: w ogrodzie MBP z czytelnikami spotkają się Sławomir Koper i Mariusz Urbanek, fragmenty prozy Leopolda Tyrmanda przeczyta Michał Chołka.
Ostatnie komentarze