W rocznicę śmierci najstarszej międzybrodzianki

Babcia EUGENIA

W miesiącu lipcu minie  kolejna 3 już rocznica, gdy najbliższa rodzina
i mieszkańcy najmniejszej miejscowości Ziemi Sanockiej pożegnali swą najstarszą Rodaczkę śp. Eugenię Hryszko z domu Bartkowską. Wraz
z śp. Eugenią odszedł do wieczności świadek niełatwej historii Międzybrodzia  na przestrzeni ostatnich blisko stu lat.

Całe swoje  94-letnie życie przeżyła w Międzybrodziu, stąd stała się skarbnicą wiadomości o jego dawnych dziejach. Przyszła na świat w roku 1924 w rodzinie Stanisława i Marii Bartkowskich zamieszkujących po lewej stronie Sanu, przy drodze prowadzącej do Mrzygłodu. Dzieciństwo i młodość przypadły na trudne czasy przedwojenne. Należy pamiętać, że wtedy Międzybrodzie było wcale nie małą wioską, zamieszkałą w zdecydowanej większości przez Rusinów, polskich rodzin było zaledwie kilka. Tylko po  prawej stronie Sanu żyła blisko setka rodzin; była tu również wzniesiona staraniem dr  medycyny Aleksandra Wajcowicza na przełomie XIX i XX wieku murowana cerkiew, plebania – zamieszkała przez księdza greckokatolickiego z rodziną –  i szkoła powszechna.

W wrześniu 1939 roku po inwazji niemiecko-sowieckiej wyznaczona w tajnym układzie Ribentrop-Mołotow granica na Sanie nagle rozdzieliła mieszkańców Międzybrodzia na tych w Generalnej Guberni i sowieckim Kraju Rad. Rosjanie szybko „oczyścili” tereny przygraniczne, wysiedlając rodziny w większości na tereny Wołynia. Taka sytuacja trwała do lata 1941, czyli inwazji Niemców na wschód. Z możliwości powrotu z wygnania skorzystali nieliczni, większość już nigdy nie powróciła na te tereny. Eugenia jako młoda dziewczyna, a później mężatka była świadkiem dramatycznych przepraw przez San w celu uprawy roli, gdy sowieccy żołnierze strzelali zarówno do miejscowych, jak i innych powracających na stronę niemiecką. Te dramatyczne obrazy zachowała w swojej pamięci, aż do ostatnich dni.  Po zawarciu małżeństwa zamieszkała    z mężem Józefem po drugiej stronie Sanu, gdzie ostatecznie po wojnie osiedliło się zaledwie kilka rodzin. Nie było wtedy mostu na Białej Górze, stąd komunikacja przez rzekę odbywała się na skromnej łódce. Wyjazd do pobliskiego Sanoka stawał się nieomal całodzienną wyprawą.

Rodzina Hryszków żyła szczęśliwie w swoim niewielkim, drewnianym domku, utrzymując się z pracy na roli i wychowując troje dzieci – 2 córki Stefanię i Marysię oraz syna Stanisława. Przedwczesna, bo w młodym wieku śmierć córki Marysi spowodowała, że Eugenia mimo upływu lat  nieustannie powracała do niej  w swoich wspomnieniach. Gdy syn i córka usamodzielnili się i założyli swoje rodziny wiodła samotny tryb życia, prowadząc małe gospodarstwo. Swoją dobrą kondycję – jak sama często podkreślała – zawdzięczała kozie, której zdrowe mleko było dla niej podstawowym posiłkiem. Mimo wieku zachowała zdrową elastyczną cerę, bez zmarszczek, a jej duże niebieskie oczy wzbudzały podziw u wielu. Z żalem wspominała dzień, kiedy siły ją opuściły i „żywicielkę”  trzeba było oddać w inne ręce. Często powracała do trudnych lat powojennych, gdy władze zakazywały tu modlitwy, a „niesforni” mieszkańcy Międzybrodzia  zrywali plomby na drzwiach, aby we wnętrzu cerkiewki mogła być odprawiona niedzielna msza św.          W czasie kolędy współczuła księdzu, że jest sam, a „popy to mogą mieć żoneczki”. Często wspominała o pięknej przedwojennej plebani, która po wysiedleniu w czasie wojny została całkowicie zdewastowana i teraz próżno szukać jakichkolwiek jej śladów na skraju międzybrodzkiego lasu.

Jubileusz 500-lecia Dobrej Nowiny w Międzybrodziu obchodzony w lipcu 2010 roku zapoczątkował religijne zbliżenie uczestniczących w nim kapłanów Wschodu              i Zachodu oraz wspólne modlitwy ekumeniczne /drogi krzyżowe, majówki przy kapliczce, pasterki/. Eugenia z radością uczestniczyła w tych nabożeństwach;  śpiewy liturgii wschodu – akatystu czy żałobnej panechidy wywoływały w niej wspomnienia dawnych czasów.  Ostatnim jej dziełem stał się krzyż na tzw. „porubie”. Usilne prośby o jego odtworzenie kierowane najpierw do proboszcza ostatecznie spełnili pracownicy sanockiego skansenu za wiedzą dyrektora MBL Jerzego Ginalskiego, który wiekowej mieszkańce zawsze okazywał należną cześć i szacunek. Solidny  dębowy krzyż stanął        w pobliskim lesie na starym cmentarzysku cholerycznym. Na krzyżu została umieszczona tabliczka z następującymi słowami: „W krzyżu zbawienie” Krzyż ten wzywa do modlitwy za spoczywających tu mieszkańców Międzybrodzia – ofiar epidemii cholery w XIX wieku. R.I.P Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Krzyż poświęcono 14 września 2014 roku”. Od tej pory „duszyczki,” których obecność babcia Eugenia odczuwała całkiem realnie nie naruszały jej „domowego miru”.

Przez blisko sto lat swego życia babcia Eugenia każdej niedzieli przychodziła do swojej cerkiewki i cieszyła się, że poprzez ostatnie remonty i prowadzone prace konserwatorskie odzyskuje ona swój pierwotny blask.  Przeżyła mocno chorobę i śmierć syna Stanisława. W ostatnich, niełatwych  dla niej latach modlitwa stała się jej szczególną siłą do  dźwigania  ciężarów codziennego życia; nie zbrakło też ofiarnej pomocy ze strony synowej, która na ostatnie miesiące zabrała teściową do siebie i otoczyła troskliwą opieką. W ten sposób historia jej życia zatoczyła koło. Powróciła na drugą stronę Sanu; tam przed blisko wiekiem przyszła na świat  i stąd wyruszyła w podróż ku wieczności.  Spoczęła na cmentarzu w bliskości jej drogiej cerkiewki obok ukochanego swojego męża, dzieci, rodziców i przodków. W tym  towarzystwie w żaden sposób nie będzie czuć się samotna. W wolnych chwilach stęskniona za Międzybrodziem zapewne pobiegnie do św. Piotra        i prosić będzie, by mogła przez niebiańskie okna spojrzeć – choćby na chwilę –  na dolinę Sanu i wpadającego do niego Sanoczka, na Fajkę i domostwa po obu stronach rzeki, czy wszystko tam  w porządku…?!

/pr/
FOTO: Jerzy Ginalski