Zaczęło się od ślubu ukochanej córki. Kustosz kamiennej świątyni

 

TREPCZA. Właściwie nie wiadomo, kto pierwszy odkrył  i zachwycił się pięknem ukrytym w murach starego kościoła w Trepczy. Chyba jednak córka Karolina, która w ubiegłym roku wszystkich zaskoczyła decyzją zawarcia małżeństwa właśnie w jego wnętrzu. Proboszcz wyraził zgodę, ale nie ukrywał: trzeba tam wykonać wcześniej wiele prac… Ojciec panny młodej – pan Zygmunt podjął wielkie wyzwanie przygotowania kościoła.

Miesiąc przed ślubem rozpoczął gruntowne porządki. Sprzątanie wieloletnich kurzów w licznych zakamarkach, kilkukrotne mycie posadzki, okien, ołtarza i chóru przyniosło nadspodziewane efekty. Pan Zygmunt wraz z żoną w ciągu miesiąca dokonali cudownej przemiany. Podjęli się nawet trudnej walki  z grzybem na północnej ścianie kościoła, w możliwość którego likwidacji zwątpił nawet konserwator zabytków z Krosna. Ale to jeszcze nie wszystko.  Z  materiałów wykonano  gustowne dekoracje ścian i pokrowce na krzesła, co znacznie uszlachetniło  wygląd całego wnętrza. Goście weselni wchodzili pełni zachwytu do odmienionej i pachnącej świątyni. Na ołtarzu świeżo uprana bielizna ołtarzowa i kielichowa zachęcała do sprawowania Mszy świętej za szczęśliwych nowożeńców w obecności licznych gości z odległych zakątków Polski i kilku krajów zjednoczonej Europy.

Sierpniowy ślub w odnowionych wnętrzach starego kościoła wlał nową nadzieję także w serce proboszcza. Po przybyciu do Trepczy  w 2005 roku żywo zainteresował się nie tylko jego architekturą, ale zwłaszcza  bogatą przeszłością ekumeniczną. Był tu przecież kiedyś i zbór protestancki (II połowa XVI wieku), i kaplica łacińska z łaskami słynącym obrazem Trójcy Świętej (XVII-XVIII wiek), i greckokatolicka cerkiew Zaśnięcia NMP (1807-1945). Po ostatniej wojnie historia zatoczyła koło    i  świątynia  znów powróciła pod opiekę rzymskich katolików. Nowy proboszcz chciał tu odprawiać Msze nawet raz na tydzień, ale ostatecznie pozostało na kilku spotkaniach w ciągu roku. Nie jest żadnym odkryciem fakt, że miejsce często użytkowane obecnością ludzi  –  zarówno mieszkanie, jak  i kościół  –  jest równocześnie konserwowane.

Nieomal codzienny pobyt pana Zygmunta w kościele ujawnił, że podczas wakacji zachodziło tu wielu turystów, także obcokrajowców, żywo zainteresowanych historią tego obiektu. Stąd zrodziła się myśl, by wyposażyć kościół w kratę umożliwiającą wgląd do wnętrza, jak i skuteczne  jego wietrzenie. Ponadto istnieje potrzeba wykonania tablicy   z historią kościoła w dwu, a może trzech językach. Tak więc pojawiły się nowe wyzwania i zadania, zwłaszcza dla tych, którym miejsce to jest szczególnie bliskie. To już nie tylko regularne koszenie trawnika wokół obiektu i nieomal coroczna naprawa kamiennego muru przez miejscowego murarza, ale również fachowa opieka konserwatorska nad nielicznymi świadkami bogatej przeszłości. Pan Zygmunt jeszcze przed ślubem córki zlecił odnowę obrazu Madonny – wiernej kopii Rafaela Santi. Nikt nie wie jak w dawnej cerkwi znalazł się obraz, będący znanym przedstawicielem malarstwa zachodniego. Jako następny w kolejce do gruntownej konserwacji czekał XIX wieczny obraz św. Jozafata  – greckokatolickiego biskupa męczennika za wiarę. Pięknie odnowiony  w pracowni sanockiego malarza artysty Andrzeja Szczepkowskiego przed kilku dniami  powrócił na swoje miejsce. Może jeszcze w tym miesiącu będzie zamontowana krata na drzwi wejściowe, która umożliwi turystom ogląd wnętrza świątyni. Przygotowywana tablica pozwoli odwiedzającym to miejsce zapoznać się bliżej z bogatą historią chrześcijaństwa na tych terenach, które swymi początkami na Fajce sięga czasów wczesnego średniowiecza.

Zapomniany kamienny kościół znów powraca do łask. Często  czysty przypadek sprawia, że staje się dla wielu przedmiotem troski, ale     i radości z przywracanego mu pierwotnego piękna i blasku. Usytuowany  w centrum Trepczy jest dla przejeżdżających tędy wakacyjnych turystów – udających się doliną Sanu w kierunku Mrzygłodu – okazją do zatrzymania i zapoznania z jego ciekawą historią. Ogromnie budującym jest fakt zaangażowania  w ratowanie dzieł kultury nie tylko historyków czy artystów, ale również wielu zwyczajnych ludzi, jak wspominany dzisiaj pan Zygmunt. Połknął haczyk bliższego poznania przeszłości swojej małej ojczyzny i ma już swój udział w jej ochronie czy też upowszechnianiu. Mimo woli stał się jej  kustoszem kamiennego kościoła. Przeżycie takiej przygody sprawia, że człowiek materialnie traci, ale staje się lepszy i bogatszy duchowo. I ma satysfakcję, której nikt nie jest w stanie go pozbawić…

(pr) foto. Zygmunt Kaczmarek