Zagadkowa śmierć Jana Gerharda

Szymona Jakubowskiego gawędy o przeszłości

49 lat temu, 20 sierpnia 1971 roku, pracowników redakcji popularnego wówczas tygodnika „Forum” zaniepokoiła nieobecność w pracy ich szefa Jana Gerharda. Zaalarmowana milicja znalazła w domu jego zwłoki. Zabójstwo znanego pisarza, autora słynnych „Łun w Bieszczadach”, stało się wielką sensacją. Mnożyły się – wciąż często powtarzane – spiskowe teorie.

Jan Gerhard urodził się we Lwowie 17 stycznia 1921 roku. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało Wiktor Lew Bardach. W okresie międzywojennym udzielał się w skrajnie prawicowej, syjonistycznej organizacji młodzieżowej Bejtar, stawiającej sobie za cel utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie. Bejtar był faktycznie ruchem faszyzującym, współpracującym z Włochami Mussoliniego i polską Falangą, jego członkowie pozdrawiali się „salutem rzymskim”.

Wojenne losy

W 1940 roku Gerhard znalazł się w wojsku polskim we Francji. Po zajęciu tego kraju przez Niemcy i ucieczce z niewoli działał w tutejszym ruchu oporu, zdominowanym przez komunistów. Jednocześnie uchodził za osobę bliską generałowi Charlesowi de Gaulle, o którym pisał zresztą później książki biograficzne.Zagadkowa śmierć Jana Gerharda Jego pobyt we Francji to również seria zagadek. Ponoć był podejrzewany o konszachty z okupantem, z nim wiązano wpadkę jednego z konspiracyjnych sztabów, ponoć ciążyły na nim podziemne wyroki śmierci. Jesienią 1945 r. Gerhard wrócił do Polski. W maju 1946 r. został mianowany dowódcą 34 pułku piechoty walczącego w Bieszczadach z UPA. Był naocznym świadkiem śmierci gen. Karola Świerczewskiego w potyczce z UPA w Jabłonkach między Baligrodem a Cisną.

W 1952 roku na fali czystek i aresztowań wymierzonych w wyższej rangi wojskowych aresztowany został także Jan Gerhard. Jedna z podawanych wersji mówi, że sprawę sprokurował wywiad francuski. A stawiany pułkownikowi zarzut dotyczył m.in. rzekomej współpracy z tym wywiadem. W porozumieniu z Francuzami, ukraińskimi emigrantami, UPA i najwyższym polskim dowództwem miał brać udział w spisku na życie gen. Świerczewskiego. W czasie brutalnego śledztwa Gerhard zachowywał się niczym przysłowiowy „Piekarski na mękach”. Potwierdzał najbardziej bzdurne i fantastyczne zarzuty, niektóre sam prokurował być może po to by pokazać ich bezsens, ale śledczy brali je na serio. Na fali nadciągającej odwilży 1956 roku zarzucono absurdalne śledztwo, po ponad dwóch latach aresztu Gerhard opuścił więzienie.

Zabójstwo

Po uwolnieniu z więzienia Gerhard zabrał się za działalność publicystyczną, pisał książki. Stał się jednym z bardziej znanych pisarzy tamtego okresu. Jego najsłynniejszym dziełem, wielokrotnie wznawianym w ogromnych nakładach były „Łuny w Bieszczadach”, dość swobodna, ale oparta na własnych przeżyciach opowieść o walkach z UPA w Bieszczadach. Na podstawie książki nakręcono bijący rekordy popularności film „Ogniomistrz Kaleń” z genialnym Wiesławem Gołasem w roli głównej.

Gerhard był osoba niezwykle rozpoznawalną i ustosunkowaną. Jeździł oficjalnie po świecie, był kierownikiem literackim zespołu filmowego „Rytm” oraz redaktorem naczelnym popularnego tygodnika „Forum” przedrukowującego teksty z prasy światowej. Zasiadał w Sejmie jako poseł ziemi krośnieńskiej. Był przy tym człowiekiem niezwykle zamożnym, w chwili śmierci miał oszczędności w wysokości 1,7 mln złotych – kwota wówczas astronomiczna. Był żonaty, miał córkę Małgorzatę.

20 sierpnia 1971 roku jego nieobecność w redakcji zaalarmowała współpracowników. Milicjanci przybyli do mieszkania Gerharda znaleźli zwłoki. W czasie sekcji zwłok ustalono, że śmierć nastąpiła około 9 godziny rano. Jan Gerhard został kilkakrotnie uderzony tępym narzędziem w głowę, uduszony paskiem od spodni, w plecy wbito sztylet. Z mieszkania zginęło trochę wartościowych przedmiotów, ale w marynarce znaleziono nieruszone 12 tysięcy złotych – kwotę na owe czasy znaczącą. To sprawiło, że motyw rabunkowy nie od razu był brany pod uwagę.
Z

abójstwo tak znanej osoby musiało wywołać oczywistą sensację, interesowały się nim najwyższe czynniki państwowe. Dla ówczesnych organów władzy schwytanie sprawcy/sprawców stało się priorytetem. Doszukiwano się różnych motywów działań zabójcy/zabójców. Mało kto wierzył w zbrodnię z najniższych pobudek.

Hipotezy śledztwa

Dochodzenie w sprawie zabójstwa prowadzono z rozmachem. Stale pracowało przy nim 30 śledczych. W ciągu kilku ledwie dni przesłuchano 150 osób, sąsiadów, współpracowników, oficerów, nawet dawnych członków OUN-UPA, bo i wątek zemsty ze strony środowisk ukraińskich brano pod uwagę. Przeprowadzono niezliczoną liczbę rozmów operacyjnych, setki osób wzięto pod obserwację i sprawdzano ich alibi. Mimo tak szeroko zakrojonych działań śledztwo przedłużało się. W postępowanie wciągnięto funkcjonariuszy z całego kraju.

W wielowątkowym śledztwie dotyczącym śmierci Gerharda brał udział również młody wówczas porucznik Leszek Wołoszyński, szef dochodzeniówki w komendzie Milicji Obywatelskiej w Rzeszowie. Uczestniczył m.in. w przesłuchaniach licznych świadków. Ponieważ Gerhard miał opinię amanta mającego setki, jeżeli nie tysiące kochanek, sprawdzano również hipotezę, czy za jego zabiciem nie stał jakiś zazdrosny mąż czy narzeczony. Sprawa była o tyle delikatna, że wśród pań, które przewijały się przez łoże Gerharda było wiele związanych z wysokimi osobistościami ówczesnego aparatu władzy, często córek lub żon notabli.

Leszek Wołoszyński wspominał przed laty w rozmowie ze mną, że w sprawę osobiście był zaangażowany ówczesny premier Piotr Jaroszewicz (notabene też poseł na Sejm PRL ziemi krośnieńskiej). Specjalnie wzywał do siebie „rogatych” notabli, a w tym czasie służby prowadziły w ich domach czynności.

– Pamiętam jak byliśmy u jednej z kochanek Gerharda w Rzeszowie, oczywiście pod nieobecność męża wezwanego do Jaroszewicza. W tapczanie znaleźliśmy plik listów pisanych do niej przez zamordowanego. Były bardzo charakterystyczne, zaczynały się tak samo, z pewnym stałym elementem graficznym. Treść była delikatnie mówiąc baaardzo mocno nieprzyzwoita. Ostra pornografia, jakiej nigdy wcześniej i później na oczy nie widziałem i nie czytałem – wspominał Leszek Wołoszyński. Ponieważ niektóre osoby występujące wtedy w sprawie jeszcze żyją, z oczywistych względów muszę pominąć pewne szczegóły.

Niedoszły zięć zabójcą

Na trop zabójców udało się milicji wpaść szukając czeków podróżnych, które niedługo przed śmiercią Gerhard wykupił planując wyjazd do Bułgarii. By znaleźć pięć z nich musiano przeszukać dwa miliony zrealizowanych czeków! Po nitce trafiono do kłębka. Okazało się, że czeki wprowadził w obieg niejaki Andrzej S., u którego znaleziono cześć pochodzących z mieszkania Gerharda rzeczy. Andrzej S. zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i obawiając się skazania za morderstwo zaczął sypać. Wyznał nie tylko, że dostał czeki od… narzeczonego córki Gerharda – studenta Politechniki Warszawskiej Zbigniewa Garbackiego, ale i to, że w czasie libacji alkoholowej przyznał on mu się, że razem z niejakim Marianem Romanem Wojtasikiem zabił niedoszłego teścia.

5 kwietnia 1972 Garbarski został zatrzymany, Wojtasik jak się okazało siedział już w więzieniu za włamanie. Obydwaj szybko przyznali się do winy. Okazało się, że mieli na sumieniu szereg wspólnych przestępstw i planowali kolejne m.in. obrabowanie kasy Politechniki Warszawskiej, czy napady na znanych artystów takich jak Mieczysławę Ćwiklińską czy Jerzego Połomskiego. W błyskawicznym tempie sprawa trafiła do sądu. Po kilkunastu dniach zapadł wyrok: kara śmierci dla obu oskarżonych, utrzymana przez Sąd Najwyższy i wykonana 20 stycznia 1973.

Mimo schwytania morderców i ich skazania sprawa nadal wzbudzała emocje. Jakoś mało kto wierzył, że człowiek z takimi koneksjami, o tak barwnym życiorysie, pupil władz, mógł paść ofiarą zwykłej zbrodni na tle rabunkowym. Doszukiwano się więc przyczyn politycznych, nawet rzekomego związku homoseksualnego z narzeczonym córki. Niektórzy sugerowali nawet, że morderstwo zostało zlecone przez… amerykańskiego miliardera Onassisa, o którym w „Forum” ukazały się nieprzychylne artykuły.

Wątek Świerczewskiego

W różnych środowiskach mówiło się, że Gerhard był współautorem tajnego raportu dotyczącego śmierci gen. Świerczewskiego. Wciąż jest dyskusyjne, czy taki raport – mający zawierać nieznane rewelacje – w ogóle powstał. Niemniej jednak dokument miał zaginąć w czasie włamania do domu generała Mariana Naszkowskiego, mającego kierować komisją na nowo badającą okoliczności w których zginął „ten, który się kulom nie kłaniał”. Jeden ze świadków w śledztwie miał zeznawać, że Gerhard opowiadał mu o swych przypuszczeniach co do prawdziwych okoliczności śmierci Świerczewskiego i chęci ich ujawnienia. Sam fakt, że pisarz był świadkiem potyczki w której zginął generał jest dla wielu wystarczającym powodem do snucia spiskowych teorii.

W całej wciąż tajemniczej historii nadal krzyżuje się wiele intrygujących tropów. Gerhard niewątpliwie miał potężne umocowanie w służbach specjalnych, jego małżonka z którą w chwili śmierci był w faktycznej separacji była dyrektorem jednego z wydziałów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Skazani za zbrodnię z kolei mieli twierdzić, że byli tajnymi agentami Służby Bezpieczeństwa. Czy ma to jakiś związek ze zbrodnią?

Niewątpliwie w społecznej świadomości Gerhard został zapamiętany jako autor książki „Łuny w Bieszczadach”, dość swobodnej, literackiej opowieści o walkach z UPA na terenie Bieszczadów. Powieść była wydawniczym bestselerem. Ukazało się kilkanaście wydań w łącznym nakładzie ponad pół miliona egzemplarzy. Swą popularność „Łuny w Bieszczadach” zawdzięczają zarówno faktowi, że były lekturą obowiązkową w szkołach średnich i zawodowych, zostały również spopularyzowane całkiem niezłą adaptacją filmową. Po przemianach ustrojowych książka została uznana powszechnie za propagandówkę zakłamującą historię.

Autor jest redaktorem naczelnym i wydawcą dwumiesięcznika „Podkarpacka Historia” oraz portalu www.podkarpackahistoria.pl. Kontakt: jakubowski@interia.pl

Fot. Archiwum, domena publiczna