Historia na weekend: Rada Miasta Sanoka anno Domini 1908

Sanok, rok 1908. Rada Miejska odbywa uroczyste posiedzenie z okazji 60-letniego jubileuszu panowania cesarza Austrii Franciszka Józefa I. Spotkanie radnych zostało uwiecznione na fotografii, która znajduje się w zbiorach Muzeum Historycznego w Sanoku. Opisał ją drobiazgowo w roku 1961 dr Roman Ślączka, adwokat i radca prawny, sanoczanin związany po wojnie z Gdynią. Warto dziś przytoczyć opowieść dr. Ślączki, będącą cenną lekcją historii oraz źródłem wiedzy o obyczajach i strukturze społecznej sanoczan z początku XX wieku.

 

Habsburg między Mickiewiczem a Kościuszką

„Cała sytuacja i ułożenie fotografii oraz jej ramy mówią wiele dla pamietającego te czasy i przedstawiają znakomicie ówczesne stosunki galicyjskiego miasta, które znowu odbijały w skrócie stosunki całej ówczesnej Galicji, na tym odcinku życia społecznego” – rozpoczyna swoją opowieść Roman Ślączka, po czym wraca uwagę kilka szczegółów obrazujących ówczesne stosunki pomiędzy narodami:

„Wprost świetne jest tło fotografii, przedstawiające w środku cesarskiego jubilata w otoczeniu dwu polskich wodzów narodu. Wodza duchowego tj. Adama Mickiewicza i wodza wojskowego tj. Tadeusza Kościuszki. Ten całkiem osobliwy alians polsko-austriacki był wykładnikiem owej galicyjskiej mieszaniny, złożonej ze świadomości polskiej odrębności narodowej oraz lojalności, nie tyle do Austrii, ile do Habsburgów, których ówczesny przedstawiciel nie krył się ze swymi sympatiami do Polaków, a zwłaszcza polskiej arystokracji, która mu się za to odwzajemniała przynajmniej tym samym. Inne klasy społeczeństwa polskiego, nazwijmy je posiadającymi, odnosiły się do jubilata raczej życzliwie i stąd ta gala uwieczniona na zdjęciu. Nad jubilatem widnieje jego monogram z kwiatów w kolorach narodowych polskich tj. biało-czerwonym, ale natomiast szarfy rozchodzące się od monogramu oraz ponad monogramem reprezentują barwy austriackie tj. czarno-żółte. Harmonia barw typowo galicyjska”.

Struktura społeczna i narodowościowa Rady

„A teraz sama Rada Miejska i jej członkowie. W latach tych Rada składała się z trzech kół: I koła, opartego na statusie inteligencji, a więc reprezentacji wolnych zawodów i urzędników, II koła kupieckiego i III koła mieszczańsko-rzemieślniczego. Robotnicy, jako nie płacący podatków miejskich, do Rady Miejskiej wówczas nie wchodzili. Jeżeli chodzi o podział narodowościowy poszczególnych kół w Sanoku, to do I koła wchodziła inteligencja polska, ruska i żydowska, zobaczymy to później przy omawianiu osób; do II koła wchodzili właściwie przeważnie Żydzi, gdyż kupców Polaków w Sanoku wówczas zaledwie kilku było; i wreszcie III koło mieszczańsko-rzemieślnicze, właściwie czysto polskie. Wszystkie koła były jednakowo liczne, a to po 12 członków i 6 zastępców, którzy wchodzili do Rady na wypadek śmierci lub ustąpienia radnego w czasie kadencji. W rezultacie Polacy liczyli co najmniej połowę, względnie niewiele więcej. Tak na przykład na fotografii obecnych jest 18 Polaków, 3 Rusinów i 12 Żydów. Ponadto fotografia obejmuje urzędników Magistratu w liczbie 6. Zaznaczyć wypada, że ówczesny burmistrz miasta, aptekarz Feliks Giela, urząd ten przez szereg lat piastujący, kandydował stale i był wybierany z koła III tj. mieszczańskiego”.

Zaczniemy od rzędu pierwszego…

W dalszej części dr Roman Ślączka poświęca uwagę postaciom, utrwalonym na fotografii:

„Zdjęcie zostało dokonane w głównej Sali posiedzeń Rady. Przechodząc obecnie do omawiania poszczególnych osób na fotografii, zaczniemy od rzędu pierwszego. Od strony lewej ku prawej siedzą na podium: Maksymilian Słuszkiewicz w mundurze, zwany w skrócie „Maks”, osoba bardzo popularna, był wówczas komendantem policji miejskiej. Syn znanej i cenionej w mieście rodziny Słuszkiewiczów, przeważnie rzeźników. Bardzo czynny członek „Sokoła” i Ochotniczej Straży Pożarnej. Później przeszedł do państwowej administracji skarbowej. Za czasów polskich, na krótki czas przed II wojną światową został burmistrzem miasta i po wkroczeniu Niemców do Sanoka został przez nich zamordowany. Drugim obok niego jest nieznany mi z nazwiska urzędnik Magistratu. Później następuje pięciu reprezentantów II koła, kupców żydowskich nieznanych mi z nazwiska, lecz bardzo dobrze znanych z wyglądu i twarzy. Byli to właściciele sklepów przy pryncypalnych punktach miasta. Ostatni w tym rzędzie jest urzędnik Magistratu Kuszczak, zastępca kasjera miejskiego. Bardzo czynny w Ochotniczej Straży Pożarnej, narodowości ruskiej”.

W drugim rzędzie od lewej

„W drugim rzędzie od lewej stoi w czamarze Jan Stepek, kasjer miejski, bardzo czynny członek „Sokoła”. Następnie siedzi Antoni Borczyk, mistrz szewski i właściciel takiego zakładu w rynku, w kamienicy obok pomnika Chrystusa przy kościele o.o. franciszkanów. Ojciec licznej rodziny Borczyków płci obojga, bardzo zacnych obywateli. Jedna z córek wyszła za mąż za pułk. Wojska Polskiego Bronisława Prugara, ucznia gimnazjum sanockiego, który jako generał dywizji Prugar-Ketling odznaczył się zaszczytnie w czasie II wojny światowej, walcząc także we Francji. Przeszedł granicę do Szwajcarii i po wojnie wrócił jeden z pierwszych do Polski”.

„Wpadka” burmistrza Słuszkiewicza

„Za Borczykiem siedzi Michał Słuszkiewicz, mistrz rzeźnicki, właściciel takiegoż sklepu i kilku realności w Sanoku. Ojciec Maksa, o którym była już mowa, sam również był dłuższy czas burmistrzem, a zwłaszcza zaraz po powstaniu Polski niepodległej. W tym charakterze zdarzył mu się zabawny casus: gdy wracał do miasta z wojny bolszewickiej zwycięski pułk 2. Podhalański, Słuszkiewicz – zwany popularnie w Sanoku „Michaś”, witał ten pułk jako ojciec miasta. Ponieważ mówcą był kiepskim, przeto przebrnąwszy szczęśliwie przez kilkanaście zdań powitania, dojechał wreszcie do finału i tu na zakończenie już donośnym głosem krzyknął: Niech żyje najjaśniejszy…, ale nim powiedział: pan, stojący obok niego wiceburmistrz Pytel tak go mocno za rękaw pociągnął, że Michaś się zachwiał, ale już zaraz zreflektował się i dokończył: najjaśniejsza – panie dobrodzieju – Rzeczpospolita Polska. Historyjka ta kursowała po Sanoku jeszcze długi czas”.

Wracamy do drugiego rzędu

„Za Słuszkiewiczem siedzi ks. Konstantynowicz, proboszcz grekokatolicki i dziekan. Jeden z pierwszych sanockich „Ukraińców”, człowiek bardzo elegancki i szanowany. Za księdzem Konstantynowiczem siedzi dr Goldhammer, adwokat, Żyd, człowiek bardzo zamożny, mający w rynku dużą kamienicę zaraz przy pl. św. Jana, obok pomnika Kościuszki, później przez Niemców w czasie II wojny światowej zwalonego. Goldhammer był także syndykiem miasta, a jako adwokat prowadził duże interesy naftowe również zagranicą. Obok Goldhammera centralna postać fotografii, ówczesny burmistrz miasta Feliks Giela, aptekarz, człowiek niezwykłej zacności i bardzo zamożny. Burmistrzem był długie lata i dla miasta wielce się zasłużył. Do dziś istnieje w Sanoku ulica im. Feliksa Gieli, co mówi samo za siebie, zważywszy obecne zmienione warunki polityczne. Obok Gieli siedzi dr Wojciech Ślączka, ojciec autora niniejszych uwag, adwokat i syndyk miasta. Założyciel (około r. 1900) Kasy Oszczędności miasta Sanoka i jej dyrektor od chwili jej założenia aż do swej śmierci w 1925 r. Obaj z G ielą żyli w wielkiej przyjaźni i bardzo się poważali. Dr Wojciech Ślączka był miejscowym seniorem adwokatów i człowiekiem bardzo zamożnym. Pozostawił między innymi kamienicę, w której dziś mieści się Urząd pocztowy i Telekomunikacyjny. Obok dr. Ślączki siedzi ks. Siekierzyński, grekokatolicki katecheta szkolny, Rusin z tzw. staro-Rusinów w odróżnieniu od „Ukraińców”. Człowiek bardzo szanowany. Jeden z pierwszych uczniów sanockiego gimnazjum. W czasie I wojny światowej więziony przez Austriaków w obozie koncentracyjnym dla Rusinów w Talerhofie w Tyrolu. W obozie tym zginęły tysiące Rusinów na różne choroby, zwłaszcza tyfus plamisty. Ks. Siekierzyński przeżył to wszystko i żyje do dziś jako 80-kilkuletni starzec. Obok niego siedzi ks. Stanisławczyk, rzymskokatolicki katecheta szkolny w szkołach żeńskich”.

Rząd trzeci, stojący

W trzecim rzędzie stojącym, pierwszym od lewej jest Dręgiewicz, długoletni sekretarz Magistratu (brunet z wąsami ciemnymi), trochę poniżej stoi jakiś majster szewski względnie stolarski, członek III koła nieznanego mi nazwiska. Obok niego Weiner, senior kupieckiej rodziny Weinerów. Było ich kilku, wszyscy pracowali w branży konfekcyjnej i zrobili bardzo duży majątek. Mieli w Sanoku kilka wielkich kamienic, w tym jedną w samym centrum miasta, dwupiętrową. Jeden z Weinerów żyje w Sanoku do dziś i jest dziedzicem całego ich majątku, gdyż w czasie wojny wszyscy wyginęli. Obok Weinera kupiec żydowski nieznanego mi nazwiska. Przy nim Niedenthal, urzędnik Fabryki Wagonów i Maszyn Zieleniewskiego w Sanoku. Bardzo aktywny członek „Sokoła”. Obok dr Karol Zaleski, bardzo znana w Sanoku postać, ojciec bardzo licznej rodziny: dwóch córek i sześciu synów. Wszystkie dzieci wyrosły na niezwykle dzielnych ludzi. Propagował dr Zaleski wegetariański styl życia i ćwiczenia cielesne stanowiące wówczas nowość. Cieszył się niezwykłym szacunkiem wśród wszystkich mieszkańców miasta bez względu na narodowość. Dożył wieku lat około 80 i zmarł w czasie II wojny światowej. Obecnie żyją w Sanoku tylko dwie jego córki. Jeden syn w Londynie, drugi jest profesorem uniwersytetu w Poznaniu. Reszta zmarła. Następny za dr. Zaleskim jest Leopold Biega, wieloletni dyrektor miejskiej szkoły powszechnej (ludowej – jak się wówczas mówiło); był człowiekiem powszechnie szanowanym i przez uczniów bardzo lubianym, aczkolwiek rygor utrzymywał w szkole wielki. Był komendantem czy też prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej. Z racji jakiegoś jubileuszu pracy w tej Straży otrzymał bardzo piękny pas ze srebrnych łusek, w którym zawsze paradował podczas uroczystości narodowych, gdyż przy tych okazjach maszerował zawsze na czele tej Straży. Jeden z założycieli i naczelników „Sokoła”. Obok Biegi „stary” Nebenzahl, tj. ojciec ówczesnego adwokata Nebenzahla. Kupiec drzewny, bardzo zamożny człowiek i solidny kupiec. Stale bardzo podkreślał swoją polskość tak dalece, że przyjęto go do grona założycieli „Sokoła”, co oczywiście uważał sobie za wielki zaszczyt o o czym wiele wspominał adwokat Nebenzahl, tj. jego syn. Dalej stoi Wilhelm Szomek budowniczy, którego wszyscy tytułowali inżynierem, chociaż Politechniki nie skończył. Był człowiekiem niezwykle przedsiębiorczym, budował w Sanoku wiele, toteż posiadał duży majątek, a mianowicie dużą betoniarnię i kilka kamienic, w tym dawny budynek pocztowy obok gimnazjum. Nosił się zawsze bardzo elegancko i odznaczał nieskazitelnymi formami towarzyskimi. Obok Szomka Wiktor Mozołowski, kupiec i właściciel hotelu „Sanockiego”. Był zawołanym myśliwym i miał świetnie tresowane, rasowe psy myśliwskie. Obok Adam Pytel, wówczas profesor gimnazjum, później jego dyrektor. Przez wiele lat prezes „Sokoła”. Wielki działacz społeczny i polityczny (narodowy). Był również przez szereg lat burmistrzem miasta. Wreszcie ostatni w tym rzędzie Włodzimierz Bańkowski, dyrektor gimnazjum przez długi szereg lat. Wychowawca wielu generacji młodzieży gimnazjalnej, bardzo przez nią lubiany i szanowany. Wzór pedagoga-dyplomaty, który do środków drastycznych uciekał się chyba w ostateczności. Za obu ostatnio wymienionymi stoi dwu radnych trochę poniżej najwyższego rzędu osób. Jeden bezpośrednio pod obrazem Mickiewicza, wysoki, z silnym zarostem na całej twarzy to jest dr Paweł Biedka, adwokat, przez kilka lat burmistrz miasta, człowiek bardzo zamożny i dobry prawnik. Obok niego, a pomiędzy Pytlem i Bańkowskim stoi dr Samuel Ramer, lekarz i dowódca sanockich Żydów-syjonistów. Był bardzo dobrym lekarzem cieszącym się w Sanoku wielkim wzięciem. Swoją żydowskość bardzo podkreślał, co na ogół nie zjednywało mu sympatii politycznej wśród Polaków”.

 

Rząd ostatni

„W ostatnim rzędzie od lewej strony pierwszy stoi Jan Słuszkiewicz, również rzeźnik, tak jak i jego brat Michał, o którym była mowa poprzednio. Nawet zamożniejszy od Michała, trudnił się także handlem nierogacizną. Obok dr Adolf Bendel adwokat, znakomity mówca w procesach karnych, był również dobrym prawnikiem i doszedł do majątku. Przy nim Stanisław Basiński, profesor gimnazjum, a później jego dyrektor. Dalej Smulski, sędzia w Sanoku a później adwokat w Baligrodzie. Obok stoi Świerczyński, właściciel dużego zakładu ślusarskiego. Obok inż. Stanisław Beksiński, inżynier miejski; posiadał w Sanoku kilka realności, a między innymi kamienicę naprzeciw gimnazjum, w której była tzw. Filia gimnazjum mieszcząca I i II klasy. Przy nim Herzig, kupiec i fabrykant wody sodowej. A wreszcie ostatni Mochnacki, nauczyciel szkoły powszechnej męskiej, a później, po śmierci Biegi, jej dyrektor. Był także właścicielem dużej realności nad Sanem, poniżej cerkwi”.

Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi

Roman Ślączka, po przedstawieniu postaci widocznych na zdjęciu, przystępuje do końcowego podsumowania:

„Jak się okazuje z tych krótkich charakterystyk poszczególnych radnych, byli to niemal wszyscy ludzie posiadający większy lub mniejszy majątek w mieście i cieszący się u swoich wyborców nieskazitelną opinią. Take słuszne przysłowie, jak: Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi ma w szczególności dosłowne znaczenie w niewielkich miastach, a takim był wówczas Sanok. Wszystkie plamy i ułomności natury moralnej były zaraz wszystkim znane i żaden ze zgromadzonych na zdjęciu radnych nie był tak potężnym finansowo, aby to mogło pokrywać jego braki moralne”.

Zarządzali miastem, ponieważ płacili podatki

„Wszyscy byli to ludzie całkiem szanowni, oczywiście każdy w stylu tej kategorii społecznej, którą reprezentował. Jak już wspomniałem cały system reprezentacji w Radzie Miejskiej i jej podziału na 3 koła opierał się na podstawie kapitalistycznej już w myśl samej ustawy. Przedstawicielstwo i udział w ciałach wyborczych kół opierał się na wysokości płaconych podatków miejskich, które świadczyły o dochodach względnie majątku nieruchomym wyborców. Niepłacący podatków miejskich, a zatem ci, których nazwalibyśmy teraz światem pracy najemnej, do zarządu miastem dopuszczani nie byli. Dopiero później, za czasów polskich, zostało specjalną ustawą powołane do życia 4 koło, składające się z wszystkich innych, stale zamieszkałych w mięście osób powyżej pewnego wieku, o ile mi się zdaje lat 24”.

Miasto mogło być dumne

„W owym zaś roku 60-letniego jubileuszu „najjaśniejszego pana” ojcowie miasta przedstawiali się tak, jak ich na tej fotografii widzimy i zdaje się, że ówczesne Królewskie Wolne Miasto Sanok wcale nie miało powodu do wstydu, że właśnie tacy ludzie nim wówczas rządzili” – pointuje swoje uwagi dotyczące fotografii z 1908 roku dr Roman Ślęczka, a robi to w styczniu roku 1961.