Rok temu świat stanął na głowie 

Minął rok odkąd w Polsce został potwierdzony pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. Czy pamiętacie tamten dzień? Co robiliście? Jakie uczucia wam towarzyszyły gdy zza srebrnego ekranu obserwowaliście relację z Zielonej Góry?

Wielu z nas wydawało się to odległe. Wydawało się, że problem nas bezpośrednio nie dotyczy. Historia jakich wiele, sensacyjnie przedstawiona w mediach. Niestety pierwszy przypadek pociągnął za sobą falę kolejnych, a świat jaki znaliśmy stanął na głowie. Kiedy obserwowaliśmy polowe szpitale w Chinach, sytuację we Włoszech i innych krajach Europy mogliśmy spodziewać się, że zbliża się nieuniknione, ale nie wierzyliśmy. Niestety Polska nie została “zieloną wyspą”. Kilka dni później doświadczyliśmy pierwszego lockdownu. Zamknięci w czterech ścianach próbowaliśmy sobie tłumaczyć, że to tylko chwila, że w końcu będzie normalnie. Obostrzenia, maski, zakazy przemieszczania, święta bez rodziny – to było nasze życie. Strach, frustracja, gniew, niedowierzanie – ciężko było sobie poradzić z buzującymi uczuciami, ale pomiędzy tym istniała nadzieja, prawda? Wszyscy wierzyliśmy, że kolejnego dnia obudzimy się w świecie, który znów będzie normalny. Dziś normalnością jest maska zakładana na ulicy, w sklepie, w szkołach. Dopadł nas kryzys tożsamości. Nie wiedzieliśmy kim jest osoba w masce mijana na ulicy, być może sami nie wiedzieliśmy kim się stajemy, gdy ją zakładamy? Być może zastanawialiśmy się, jak zmiany których jesteśmy świadkami wpłyną na naszą przyszłość? Kim będziemy gdy opuścimy domy? Czy będziemy tymi samymi ludźmi? Czy w ogóle jeszcze będziemy? Szeroko pojęta wolność została nam odebrana, musieliśmy oswoić się z nową rzeczywistością. Pracą i nauką zdalną. Pozbawieni bodźców i emocji z otaczającego nas świata. Zdezorientowani zmiennymi komunikatami, przez co wielu wątpiło i wciąż powątpiewa w chorobę. 

Choroba jak każda inna? 

Być może. Pewnie musimy się nauczyć z nią żyć. Może będziemy zwracać większą uwagę na dezynfekcję rąk, może będziemy ostrożniejsi, a może nadal będziemy z podejrzeniem patrzeć na osobę, która zakaszlała obok nas? Tego nie wiemy. Przyszłość jeszcze nigdy nie była tak zamglona, obracająca się jak w kalejdoskopie w zależności od tego, jaki zakaz padnie. Wielu straciło dobytki swojego życia, wielu musiało się przebranżowić, często wychodząc przy tym ze swojej strefy komfortu, by zapewnić byt swoich bliskich. Z nadzieją patrząc na luzowanie obostrzeń, wierząc w normalność. Jednak ta zniknęła, zalana drugą, a później trzecią falą. 

Dość! 

Każdy ma dość. Wierzący w pandemię, czy niewierzący pragnie by wreszcie było jak dawniej, by było normalnie. Człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Potrzebuje uśmiechu nie kryjącego się pod maską, złapania za rękę podczas spaceru, odwiedzenia dziadków, czy rodziców bez tlącej się z tyłu głowy obawy, że możemy ich narazić. Dość otaczających nas czterech ścian! Dziś chcę wyjść na zewnątrz, zdjąć maskę, oddychać pełną piersią i uśmiechnąć się do przechodnia. Podarować mu życzliwość, której brakuje w codzienności opanowanej strachem i stresem. 

Czy jeszcze kiedykolwiek będzie normalnie? 

Nikt nie jest w stanie nam tego zapewnić. W chwiejnej rzeczywistości musimy iść do przodu. Już na zawsze będziemy pokoleniem, które mierzyło się z pandemią koronawirusa. Walka nie zawsze brzmi szczękiem skrzyżowanych szabel, hukiem z armaty czy moździerza. Czasami największą walkę toczymy my sami, z naszymi myślami, w naszych głowach.