Jaśliska oczami turysty

Jaśliska oczami turystyKażdy koneser turystyki, ma na swej mapie miejsca, gdzie zawędrował – takie punkty, do których wraca wielokrotnie, które zawsze dobrze wspomina, które kojarzy z czymś dla siebie wyjątkowym. Są to miejsca, gdzie celebruje się wręcz podziwianie, wędrowanie, oglądanie. Takie miejsca kocha się przez zapatrzenie i zamiłowanie. I każdy zauważy zmiany otoczenia, krajobrazu jeśli w JEGO UKOCHANYM miejscu coś się zadzieje. Budzi to często irytacją, smutek, żal, czasem rozpacz. A najgorsza jest bezsilność idąca w parze z rozczarowaniem. Wracasz w miejsce, które wstrząsnęło i zachwyciło – a ktoś umyślnie, bądź nieumyślnie spowodował to, że to co podziwiałeś turysto, zostało bezpowrotnie zniszczone, albo odmienione, albo inaczej zagospodarowane.

Takie miejsca ma każdy i dosłownie wszędzie. Mogą to być góry, jezioro, las, łąka, ścieżka wijąca się w zaroślach, wioski jak i miasteczka. Każdy z nas dostrzega coś wyjątkowego w miejscu wyjątkowym dla siebie. Są takie, które przyciągają swoim wyjątkowym klimatem, nie jedną, czy dwie osoby, ale mnóstwo swoich wielbicieli.

Do takich miejsc można z pewnością zaliczyć Jaśliska.

Jaśliska, to miejscowość położona na trasie pomiędzy Komańczą, a Duklą. To malownicze miasteczko, na prawach gminy, ma niebywały urok, któremu dosłownie nikt nie jest w stanie się oprzeć.

To maleńkie polskie Hollywood

Jaśliska oczami turystyOstatnimi laty Jaśliska stały się modną scenerią dla filmów fabularnych. Kręcono tutaj „Wino truskawkowe” (reż. D. Jabłoński) – popularny film na podstawie prozy A. Stasiuka ukazujący specyfikę małomiasteczkowej społeczności w Beskidzie Niskim, a także film „Twarz” (reż. M. Szumowska) oraz ostatni film, trochę kontrowersyjny – „Boże Ciało” (reż. J. Komasa).

Oglądając powyższą twórczość filmową, (Wino Truskawkowe rok 2008) od tamtego czasu w Jaśliskach niby niewiele się zmieniło. Nadal istnieje bar, gdzie „jedzenie jest”, nadal jest rynek i stare zabudowania. Niby nie zmienia się klimat Jaslisk. O ile w sezonie są odwiedzane przez turystów, ale tych nie przypadkowych, ale całkiem zorientowanych w historii Jaślisk – to na jesień, aż do wiosny, Jaśliska stają się senną mieścinką z codziennym powolnym przemijaniem czasu.

Klimat zdecydowanie z wczesnego PRL-u. Leniwy spokój, ludzie zajęci swoimi sprawami, ławeczka przed sklepem , gdzie czujne oczy kilku mieszkańców rozpoznają i obserwują obce twarze. Tutaj każdy się zna, wszystko wiedzą ludzie o sobie. Czuć atmosferę lokalnego spokoju, jakby w oderwaniu od całego świata komercji .

Odwiedzając bar, który zasłynął w „Winie truskawkowym” – jeszcze bardziej ma się odczucie, że cofnąłeś się o kilka dekad. Słynne już hasła „Jedzenie i piwo jest” – zamiast menu. „ Miejscowi maja taniej, bo są z nami cały rok” – doskonale oddają klimat tego miejsca. Chce się tutaj pobyć, nasycić się tym czego już praktycznie niema. Eklektyczny wystrój. Na ścianach zdjęcia z filmu, stare fotografie, wystawy lokalnych artystów. Stare książki, pewnie komuś już nie potrzebne, tutaj doskonale pasują, czekają na ręce, które po nie sięgną, przekartkują. Miejsce jakże inne. Nie spotykane chyba NIGDZIE. Albo w niewielu miejscach. Być w Jaśliskach, a nie odwiedzić baru Czeremcha, to jak być w Paryżu i nie zobaczyć wieży Eiffla.

Rozmawiam z Panią Iwoną, która prowadzi bar.

Jaśliska oczami turystyMieszkaliśmy wtedy jeszcze w Bieszczadach i prowadziliśmy schronisko na Jaworcu. Wracaliśmy z Krynicy, gdzie kupiliśmy nową/ starą terenówkę. Ja bardzo chciałam się gdzieś zatrzymać. I jak zobaczyłam znak, że Jaśliska za 1 km w prawo i wieżę kościoła to pomyślałam, że może coś tu jest. Knajpa, kawiarnia i toaleta. Okazało się, że kawiarni nie ma, tylko dwa spożywczaki więc zamiast kawy kefir. Zamiast kawiarnianej łazienki wiejski szalet miejski, do którego wejście kosztowało mnie wiele odwagi. Ale najważniejsze to, to, że jak wysiedliśmy z samochodu i się tak przechadzaliśmy po rynku to wszędzie tak wspaniale pachniało świeżym chlebem. To było chyba wczesne lato, popołudniowe godziny, wszędzie w ogrodach kwitły malwy i ten niesamowity zapach. Pomyślałam sobie wtedy, że tu jest wiecznie niedziela. Że to miejsce jest jakieś magiczne. I że trzeba tu kiedyś wrócić. A potem wyszło jakoś tak, że mieliśmy robić catering dla organizatorów takiej zimowej imprezy” Alaska daleko, Podkarpacie tuż tuż”. Plan był taki, że stoimy na rynku z kuchnią polową. Dopiero na wizji lokalnej z wójtem zobaczyłam, że mamy trzymać tę kuchnię pod barem znanym mi z „Wina truskawkowego” i dowiedziałam się, że budynek stoi pusty i należy do gminy to po prostu oszalałam. Namówiłam wójta żeby pozwolił uporządkować i otworzyć go chociaż na tę imprezę, żeby ludzie z tym bigosem mogli wejść do środka i zjeść spokojnie. No i dwa dni przygotowywania, odgruzowywania, podczas których ja już trochę poczułam się tu jak w domu. Przyszło sporo starszych ludzi, którzy z łzami w oczach opowiadali o tym miejscu w czasach komuny, czyli o starym GS Czeremcha. Że piwo lało się strumieniami i nigdy go nie brakło, ale kolejki były takie, że trzeba było pilnować swojego kufla bo brakło szkła. Że były świetne schabowe, którymi zajadali się pracownicy zakładów leśnych. Że ludzie spotykali się tu codziennie i spędzali ze sobą czas, pijąc, gadając, grając czy tańcząc. Że mieli wszystkiego mniej, ale jednak więcej. Chyba w tym się tak zakochałam. W bezpretensjonalności, prostocie, autentyczności. Oczywiście nie było łatwo, wszyscy twierdzili, że zwariowałam żeby otwierać tam bar, że nikt nie przyjdzie, że nie ma sensu. Ale na szczęście lubię postawić na swoim. Zimy bywają ciężkie, bo niezależnie od ognia w piecu jest po prostu zimno. Siedzimy sobie w kurtkach i czapkach i w bardzo kameralnym gronie spożywamy rozgrzewające trunki. Bardzo lubię te wiejskie wieczory.

Wypowiedź wysłuchałam ze łzami w oczach, nie tylko moich. Wychodzę z baru. Staję na rogu uliczki. Owszem pięknie odremontowany ryneczek świeci w blasku słońca. Ale,  ryneczek podobny się stał do wielu innych, zabetonowanych w wielu małych „unowocześnianych” na siłę miasteczkach. Ma się wrażenie, że potrzeba by było go jeszcze posypać brokatem, by był bardziej świecący i baśniowy. W tle w głowie słowa pani Iwony, że ludzie chcieli pobyć, potańczyć, pośpiewać… Jakie to zwyczajne i jednocześnie w tym oszalałym komercyjnym świecie niezwyczajne…

Byłam w Jaśliskich, kilkadziesiąt razy. Na przestrzeni kilku lat. Widzę zmiany, niestety nie wszystkie ku lepszemu. Z uliczek zaczyna się robić betonowe i „wykostkowane” placyki – jak np. od strony Kościoła. Jeśli Jaśliska mają wabić turystów, to tym JAKIE SĄ. Zatrzymane w czasie. Niestety, tam gdzie powinny – nie wabią. Nigdy nie udało mi się zastać otwartego Punktu Turystycznego. Nigdy nie udało mi się zobaczyć otwartego budynku „Izby Regionalnej”. A szkoda, byłaby to zapewne ciekawa atrakcja.

A oto zdania zapytanych osób na temat Jaślisk, są w większości zbieżne z tym co sama odczuwam.

Jaśliska oczami turystyIwona i Paweł: Częstym punktem naszych wycieczek rowerowych i pieszych od zawsze są Jaśliska. Urzekły nas swoim klimatem i tym , że czas jakby się tu na chwilę zatrzymał. Wiele miejsc tutaj jest charakterystycznych i rozpoznawalnych w całej Polsce. Przyjeżdża się tu po to , by odwiedzić miejsca związane z kręconymi tu filmami. Niedobrze by było gdyby zatraciły one swój charakter. Nie wszyscy chyba to rozumieją i chcą na siłę takie miejsca „upiększać” niszcząc przez to to po co tu turyści chcą przyjechać.

Marek: Betonowanie na siłę i rzekome upiększanie zaszkodzą Jaśliskom. Jadą w Bieszczady, Jaśliska są moim obowiązkowym punktem. Wpadam do baru na domowe jedzonko. Raczę się widokiem uliczek, gdzie każdy domek ma swoją duszę. Oby nikomu, powtarzam nikomu, nie wpadła do głowy myśl, by z Jaśliska zrobić to co zrobili z Chatką Puchatka w Bieszczadach. Nie chce teraz mi się tam nawet chodzić. A o ile i tak jeżdżę w Bieszczady bo one są i bez dawnej Chatki Puchatka, to Jaśliska po unowocześnieniu stracą klimat, który ludzi do nich przyciąga. Nie wyobrażam sobie innego baru, innych uliczek. Omijać będę Jaśliska wtedy łukiem.

Marcin: Pracowałem kiedyś niedaleko Jaślisk. Uwielbiałem to miejsce. Zawsze w wolnej chwili szwendałem się po okolicach, w nieskończoność spacerowałem po uliczkach Jaślisk. Znałem każde drzewko, każdy kamyk. Mieszkam teraz bardzo daleko od Jaślisk, ale niejednokrotnie tutaj wracam. Podróż w czasie. Chociaż wiele już się w Jaśliskach pozmieniało. Trochę na lepsze, ale ogólnie według mnie to lepsze odbiera urok Jaśliskom. Może to moje tylko zdanie, bo przez pryzmat sentymentu. Ale szkoda, żeby zniszczyć klimat tego miejsca.

Ania: Hm jak by to ładnie ująć .Powinny zostać takie jak są .Nie nadszarpnięte przez komercję i nie nastawione tylko na zarobek .Miejsce gdzie masz wrażenie, że czas stanął w miejscu . Gdzie chce się wracać .A bar Czeremcha jest wisienka na torcie dla fanów filmu wino Truskawkowe.

Monika: Są takie miejsca, które omija czas i Jaśliska należą do takich perełek. Po co zmieniać coś co jest dobre wręcz kultowe.

Jerzy (obecnie mieszkający w Krakowie): W Jaśliskich mieszkałem od roku 1975 do 1986. Później przez dwadzieścia lat w Krośnie. Cały „klucz jaśliski”, to niecodzienne miejsce. Poznałem ten rejon znakomicie. Ze wzruszeniem obejrzałem „Wino truskawkowe” Stasiuka, tak jakby moje życie w Jaśliskich opisał. Tylko byłem wopista, a nie policjantem. Generalnie poziom świadomości społecznej w zakresie zachowania pamiątek przeszłości jest bardzo niski. W Jaśliskach także. Rynek zabetonowano? No pierwotnie był wyłożony kamieniami. To decyzja rady gminy. Zresztą w Krakowie również zabetonowany. Takie czasy. Znikają drewnienie domy będące pozostałością małomiasteczkowej zabudowy jaśliskiego rynku. Dwa (chyba) poszły do Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, gdzie zalegają, złożone w magazynach, w tym roku rozsypał się kolejny i właściciela to wcale nie martwi. Krośnieńskie służby konserwatorskie już to maja ograniczone pole manewru, już to angażują się w ochronę bardzo słabo. Przykładem tzw. ratusz w Jaśliskich ( w istocie budynek nigdy nie był ratuszem). Budynku nigdy nie wpisano do rejestru zabytków nieruchomych i pozwolono, by spokojnie popadł w ruinę. Później to coś co zostało wykupił były wójt gm. jaśliskiej pan. I.L. i wybudował zupełnie nowy obiekt, w niczym nie przypominający poprzedniego. Na uwagę też zasługuje kwestia piwnic pod Jaśliskami, niektóre z nich są teraz eksponowane, ale Bóg jeden wie ile piwnic zniszczono podczas wznoszenia budynków mieszkalnych w Jaśliskach? Jaśliska mogłyby być cudem Beskidu Niskiego, ale do tego trzeba świadomych władz gminy, zaangażowania służb konserwatorskich w Krośnie i pieniędzy. W Jaśliskach jest jeszcze wiele pięknych przykładów małomiasteczkowej zabudowy drewnianej i o nią trzeba walczyć. Filmowcy to czują, tubylcy średnio, choć chętnie z atmosfery i sławy korzystają. Jak wszędzie. Dziewczyna z baru, jeśli chce remontować restaurację to życzę jej szczerze powodzenia, stworzyła tam wyjątkowy klimat doskonale czując atmosferę tego miejsca. Wiele gorzały wypiłem w „Czeremsze”, piękne to były czasy. Jeszce pamiętam, jak przed „Czeremchą” siedzieli i pili piwo starzy mężczyźni, żołnierze armii austro-węgierskiej. Już ich nie ma. I jeszcze jeden wątek. Jaśliska dopiero w latach 30-tych utraciły prawa miejskie. Świadomość, że jest to miasto tkwi w mieszkańcach i to było kiedyś widać. Okoliczne wsie zamieszkane były przez ludność wiejską polską i łemkowską. Jaśliszczan nazywano „mieszczanami” , gdy się weszło do domu w Jaśliskach, na ścianach były stare piękne obrazy (z Jaślisk pochodził znany ród malarzy Bogdańskich ), w domach mnóstwo literatury, nierzadko muzycznej, fotografie. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest to byle jaka wioska. Jaśliszczanie wyraźnie byli dumni ze swojej odrębności. I są do tej pory.

Jadwiga: Tam jest taki klimat, którego nie wolno zaprzepaścić. Każda ingerencja urbanistyczna powinna być przemyślana. Nie zawsze piękno, musi być piękne.

Stanisław: Chciałoby się, aby takie miejsca pozostały bez zmian, lecz rzeczywistość takie zmiany przynosi. Ludzie chcą mieszkać w nowych, ładnych domach, otaczać się nowoczesną infrastrukturą. Stare zabudowania niszczeją, chylą się i trzeba środków na ich utrzymanie. Oby jak najdłużej takie Jaśliska zostały i cieszyły swym wyjątkowym klimatem tak jak małopolska Lanckorona

Reasumując własne odczucia i wypowiedzi osób przypadkowych i nieprzypadkowych – są zdecydowanie zbieżne.

Dlaczego warto było pobyć w Jaśliskach?

Pośród pól, te miniaturowe miasteczko, tworzy prawdziwą oazę lokalnego spokoju. Pewne miejsca i sytuacje są od wielu, wielu lat niezmienne. Oparły się duchowi postępu, pogoni za nowoczesnością. Budyneczki podgryzione „zębem czasu” jeszcze dzielnie walczą, dopóki maja właścicieli. Inne niestety odchodzą w niebyt wraz z tymi, co ich już nie ma. Może warto zawitać do Jaślisk, wynająć nocleg, a może nawet zostać na dni kilka i spróbować żyć, choć przez chwilkę inaczej, spokojniej, nudniej, wejść do baru, zjeść, bo „jedzenie jest”, posłuchać muzyki, posiedzieć na wytartym fotelu. Jaśliska to zdecydowanie jedno z wielu miasteczek, które drzemią, ale na swój sposób żyją znacznie lepiej niż tętniące neonami metropolie.

 

Troszkę historii

Podobno Jaśliska powstały w wyniku kolonizacji niemieckiej. Kiedyś w zimie przybył do Jaślisk Niemiec i przy z siadaniu z konia, został ostrzeżony: „uwaga! Ślisko!”. Niemiec niestety wywinął orła i krzyknął: „ Ja! Ślisko!”. I nazwa została. Tak brzmi opowieść. Faktycznie w 1366 roku Kazimierz Wielki wydał pewnemu Niemcowi przywilej założenia tutaj miasta Hohenstadt. I chociaż ciężko w to uwierzyć, patrząc na obecną mieścinę, wyrosło kiedyś tutaj naprawdę duże i bogate miasto.

Od początku XVI wieku od władców otrzymywało przywileje, a najcenniejszy to – skład wina. Regularnie odbywały się tutaj jarmarki – dwa w roku i cotygodniowe targi. Była tutaj także komora celna. W przełomie XVI i XVII wieku wokół Jaślisk wzrosły kamienne mury obronne, a fortyfikację uzupełniały trzy bramy. Nie zachował się żaden ślad z tamtych umocnień, jedynie zarys ich dość dobrze widać w terenie. Natomiast pod rynkiem i wokół niego, zachowały się pamiętające XVI wiek podziemia, w których przechowywano wino.

Co w Jaśliskach warto zobaczyć?

Świadectwem miejskiej przeszłości Jaślisk, jest dobrze zachowany, typowy układ urbanistyczny z centralnym rynkiem. Do lat 90 tych XX wieku stał tutaj zabytkowy ratusz, który nieremontowany i zaniedbany groził zawaleniem. Został rozebrany i zastąpiony innym budynkiem.

Godne uwagi są drewniane zabudowania, jakich ciężko obecnie uświadczyć w takim zgrupowaniu. Budyneczki skupione wokół dróg dojazdowych do barokowego kościoła parafialnego wzniesionego w latach 1724-1756. W kościele obraz Matki Boskiej Jasielskiej sygnowany w 1634 roku. 23 września na św. Tekli w Jaśliskach odbywa się uroczysty odpust, a w ostatnim tygodniu sierpnia gminne dożynki i wystawa wieńców.

Kapliczki

Warto zwrócić uwagę na wiele kapliczek przydrożnych. Najstarsza jest kapliczka „Na Kurhanie” z 1659 roku – w kierunku drogi do cmentarza. Według przekazów, istnieje wielkie prawdopodobieństwo ( potwierdzone badaniami archeologicznymi), że w tym miejscu pochowano polskich żołnierzy poległych w bitwie ze Szwedami.

 

Cały hałas i zgiełk świata, do Jaślisk na razie nie odnalazł drogi i niech dla dobra mieszkańców, nadal nie odnajdzie. To miejsce jest wyjątkowe i piękne. Proste, spokojne i przytulne. I niech takie zostanie jak najdłużej.

Lidia Tul-Chmielewska