Artur Andrus i jego harcerskie czasy
Sanockie harcerstwo od lat związane jest z budynkiem Domu Harcerza przy ul. Zielonej 39. Jest to zabytkowy obiekt, pochodzący z 1933 roku. W jego pomieszczeniach wiele pokoleń dzieci, młodzieży i wychowawców realizowało swoje pasje, poznawało harcerską przygodę. Harcerze marzą o tym, by odremontować ten sentymentalny i historyczny budynek. Na pomoc przyszedł stary harcerski wyga Artur Andrus. 18 lutego zobowiązał się zagrać koncert charytatywny, który pomoże pokryć część kosztów remontu zabytkowego Domu Harcerza w Sanoku! Korzystając z okazji zaprosiliśmy pana Andrusa, by podzielił się z czytelnikami wspomnieniami właśnie związanymi z harcerskimi czasami.
– Od czego zaczęła się przygoda z harcerstwem?
– Zaczęła się oczywiście od Bieszczad, Bóbrki. Najpierw zacząłem się „bawić” w zuchy, potem dopiero w harcerstwo. Pierwszy obóz harcerski to może nie był spektakularnie daleki wyjazd, bo mieszkałem w Solinie, a obóz był w Polańczyku. To były takie prawdziwe przeżycia, wyjechałem z domu, mieszkałem pod namiotem. Jednak był to specyficzny wyjazd, bo jak mi się np. wybrudziło wszystko, to niosłem ubrania do Soliny, by mama zrobiła pranie. Miłe wspomnienia.
Wspomnę tu pewną przygodę. Zdarzało mi się brać przepustkę do domu, by zawieźć ubrania. Pamiętam, że raz miałem wrócić do obozu, a tego dnia nie było autobusu. Wróciłem w bardzo oryginalny sposób. W Solinie każdy był wujkiem lub ciocią, każdy każdego znał. Poszedłem na przystań statków spacerowych na jeziorze Solińskim i zapytałem wujka czy by mnie nie podrzucił na obóz. I tak oto statkiem spacerowym dotarłem do drużyny. Pamiętam, że był to statek „Żubr”. Ciekaw jestem co ci turyści sobie pomyśleli, kiedy na statek został zabrany harcerz i pozostawiony na brzegu w jakiejś głuszy. Może myśleli, że jest to stały element rejsu, wyrzucanie harcerza na jakimś brzegu.
Kiedy przyjechałam do Sanoka, jedną z pierwszych rzeczy którą zrobiłem, to zacząłem się rozglądać za tym, gdzie są harcerze w Sanoku. Pamiętam wizytę w komendzie hufca przy kościele oo. Franciszkanów. Przyszedłem zameldować się, że jestem w Sanoku i chciałbym udzielać się w drużynie harcerskiej i te moje losy harcerskie toczyły się nadal po sanocku.
– Bardzo często się zdarza, że w drużynie harcerskiej nawiązują się pierwsze miłości, bądź sympatie, czy panu się coś takiego przydarzyło?
– Miłość to chyba nie, choć westchnienia bywały. Osobiście z czasów harcerstwa trwa w moim życiu wiele nawiązanych przyjaźni np. nawiązanych na obozach harcerskich. Z Sanoka często jeździliśmy do ówczesnej Czechosłowacji, czyli dzisiejszej Słowacji i do dzisiaj utrzymuje kontakty z osobami tam poznanymi. Niektórzy mieszkają w Warszawie, więc może jest łatwiej utrzymać ten kontakt, choć nie jest to jednoznaczna wytyczna. Tak naprawdę jak się mieszka w Warszawie, to się rzadziej spotyka niż jak się przyjedzie do Sanoka. Takiej miłości harcerskiej to nie pamiętam, być może zdałem sobie sprawę, że nic z tego nie będzie zanim to się na dobre rozpoczęło. Wprawdzie pamiętam na obozie z NRD, była taka koleżanka, która mi się spodobała, ale ja po niemiecku potrafiłem powiedzieć tylko „gut apetite”, a ta bariera językowa powodowała wyrażenie uczucia, a co dopiero stworzenie trwałego związku.
– Wspomnienia, przygody związane z naszą sanocka harcówką?
– Działaliśmy dużo artystycznie. Pamiętam wyjazd do Krakowa na jakiś przegląd, starą Nyską. Zdobyliśmy nawet jakieś wyróżnienie. Ja oczywiście nie śpiewałem, byłem autorem tekstów. Pamiętam wizyty na bazie Berdo w Myczkowcach. Dużo jest tych wspomnień.
– Był pan zastępcą redaktora naczelnego pisma „Harcerz Sanocki Mały. Harcerskie Pismo Młodych” i redaktorem naczelnym kwartalnika „Harcerz Sanocki”, jak pan wspomina pracę w redakcji?
– Kiedy zacząłem przygodę z redaktorstwem, poczułem się wtedy tak ważny, że pobiegłem do Sanockiego Domu Kultury z prośbą, by pozwolono mi wziąć udział w koncercie Wałów Jagiellońskich. Udało mi się wtedy przeprowadzić wywiad z Rudim Szubertem. Wywiad to może za dużo powiedziane, to były pytania typu: skąd czerpiecie pomysły, skąd pomysł na nazwę Wały Jagiellońskie. Z tego co mi pozostało w pamięci Rudi się wykazał dużą cierpliwością. Grzecznie odpowiadał, jakkolwiek może z tysiąc razy słyszał te same pytania i jeszcze raz nastolatkowi, który pisze do gazety harcerskiej, odpowiadał. Nie pamiętam bym stworzył jakieś epokowe dzieła, niemniej powstawały tam moje pierwsze teksty, które mogły świadczyć o tym, że słowo pisane zostanie przy mnie na dłużej.
– Co oznacza dla pana Odznaka Zasłużony dla Hufca Ziemi Sanockiej.
– Dostałem odznakę, kiedy już długo mieszkałem poza Sanokiem. Ma dla mnie wymiar mocno sentymentalny. To miłe dowiedzieć się, że harcerze w Sanoku pamiętają, że ktoś taki wiele lat zasilał ich szeregi. Co prawda wyrosłem z mundurka i może już się nie szyje mundurów w takich rozmiarach. Niemniej przez te wszystkie lata starałem się utrzymywać kontakt z sanockim hufcem.
– Niedługo pana koncert na rzecz sanockiego Domu Harcerza. Czego mogą się spodziewać sanoczanie.
– Ciężko zapraszać na swój koncert, to tak jak bym miał powiedzieć przyjdźcie państwo, bo będę świetny. Tak, oczywiście postaram się być świetny. Kontekst tego koncertu jest dla mnie bardzo ważny. Przypomniałem sobie ile fantastycznych i miłych chwil spędziłem w Domu Harcerza. Tyle miejsca, przestrzeni! Mieszkałem na Kochanowskiego, więc w Domu Harcerza bywałem nawet kilka razy dziennie. Mama jak nie mogła mnie znaleźć, a były to czasy „przedkomórkowe”, to wysyłała kogoś, by sprawdził czy mnie właśnie tam nie ma. Zazwyczaj tam byłem. Jest to miejsce związane z czasami młodości beztroskiej i twórczej. Tam powstawały pierwsze filmy nagrywane kamerą. Kiedy usłyszałem, że budynek trzeba odremontować od razu postanowiłem pomóc. Mam nadzieje, że to będzie pierwszy sygnał, koncert, bo zdaję sobie sprawę, że na koncercie nie jesteśmy w stanie zebrać całej potrzebnej kwoty. Mam nadzieję, że w pomoc włączą się nie tylko ci, którzy byli harcerzami, bądź ich dzieci są obecnie. Harcerze to ważna i integralna część Sanoka. Zawsze byli widoczni i pomocni.
Rozmawiała Edyta Wilk
Ostatnie komentarze