Jubileuszowy występ zespołu Kretes
Koncert na miarę 40-lecia
Ponad dwieście osób zebrało się w Eliksir Coctail Bar, by świętować
z grupą Kretes jej 40-lecie. Powiedzieć, że pod sceną nie było gdzie wsunąć kartki papieru, to nic nie powiedzieć.
![](https://tygodniksanocki.pl/wp-content/uploads/2023/12/PSX_20231203_131049-300x199.jpg)
fot. Łukasz Janowski
Zanim usłyszeliśmy znane utworu Kretesian, na scenie wystąpił zespół Coverband, rozgrzewając publiczność znanymi utworami rockowymi. Po krótkiej przerwie, wokalista Jacek Galant, który występuje w obydwu zespołach wyszedł na scenę, by przywitać i podziękować wszystkim za przybycie. Podczas swojego przemówienia wymienił pozostałych członków zespołu, którzy tego wieczoru zagrali dla publiki – Maciej Stasicki, Mariusz „Kola” Dorotniak, Piotr Szlaga oraz Grzegorz Stabryła, a także tych, którzy w ciągu 40 lat tworzyli Kretes. Dodatkowo cieszył fakt, że byli członkowie: Jerzy Haduch, Witek Krzywdzik oraz Grzegorz Srogi uczestniczyli w wydarzeniu, również śpiewając tak dobrze znane i bliskie im utwory. Obserwując to z boku, nie sposób było nie dostrzec radości i wzruszenia. Jednym z chwytających za serce momentów, była chwila, w której pierwszy wokalista Kretesu – Krzysiek „Szaman” Borkowski włączył się do koncertu na kamerze video, by zaznaczyć swoją obecność. Z kolei dla nieżyjącego gitarzysty Sylwka Siedlińskiego zapalono świeczkę, tak by mógł być obecny z Kretesem przez cały koncert. Te wzruszające momenty pokazywały, jak budowała się historia zespołu i ile osób istotnie miało wpływ na formację.
![fot. Łukasz Janowski](https://tygodniksanocki.pl/wp-content/uploads/2023/12/PSX_20231203_142243-199x300.jpg)
fot. Łukasz Janowski
Koncert rozpoczął się energetycznym kawałkiem pt. „Głowy Katów”. Nie było zdziwienia, że wiele osób znało słowa tekstu. Publika, początkowo skromna, rozszalała się wraz z przebiegiem występu. Nie sposób było stać spokojnie, bowiem energia wokalisty zarażała. Wystarczyły trzy utworu i kilka koszulek rzuconych ze sceny, by publiczność udzieliła się euforyczna atmosfera, jaką daje muzyka. Trzeba przyznać, że klimat tworzą ludzie, co pokazał koncert. W przerwach między piosenkami wokalista nie szczędził anegdot, by nawiązać interakcję z zebranymi słuchaczami, a ta odpowiadała równie chętnie. Kolejnym zaskakującym momentem dla zespołu była chwila wręczenia im gitary przez sponsorów – Eliksir Coctail Bar i Art Garage, który ozdobił instrument. Muzycy nie kryli zaskoczenia, ale również radości. W najbliższym czasie gitara zawiśnie na ścianie w Eliksirze, by goście lokalu mogli ją podziwiać, a obecni na koncercie wspominać radosne chwile. Brawom nie było końca. Nienasycona publiczność prosiła o jeszcze jeden utwór, by przedłużyć magię, która miała miejsce sobotniej nocy. Wtedy też po raz ostatni wokalista zwrócił się do tłumu z podziękowaniami.
– Kochani! Śpiewam od trzech godzin i gdyby gardło pozwoliło śpiewałbym kolejne trzy, ale w tej chwili wolę Was zostawić z niedosytem, niż wyjść i zepsuć ostatni utwór. Wasza obecność sprawiła, że poczułem się jak w amerykańskich filmach o gwiazdach rocka. Dzięki! – powiedział Jacek Galant.
Gdyby każdy z nas próbował forsować swoje struny głosowe przez trzy godziny, zapewne „wymiękłaby” znacznie szybciej, i chociaż smutno było pożegnać się z członkami grupy, którzy raczyli uszy świetną muzyką, to wszystko co dobre szybko się kończy. Tak musiało być i tym razem. Ponad trzy godziny dobrej muzyki, wzruszenie i śmiech. Myślę, że zarówno Kretes, jak i publiczność zapamięta ten występ na długo!
![](https://tygodniksanocki.pl/wp-content/uploads/2023/12/Johny-Olowek-znany-sanocki-bard-i-gitarzysta-to-prawdopodobnie-jego-ostatnia-fotografia.-fot.-Maciej-Stasicki-225x300.jpg)
fot. Maciej Stasicki
Jeden z utworów Kretesu nosi tytuł „Ołówek”, który rozpoczyna się słowami „Widziałem diabła na łące, widok pamiętam do dziś. Modlił się w pozycji klęczącej, na szyi wisiał mu krzyż…”. O genezie utworu opowiedział Maciej Stasicki, wspominając postać Johny’ego Ołówka, którą dzielimy się przy okazji 40-lecia.
– Znali go chyba wszyscy. Chodził nieco bokiem i specyficznie, twardo wymawiał „R”. Na początku myślałem, że Ołówek to ksywka, okazało się że takie ma nazwisko. Ostatni raz spotkałem go koło kościoła oo. Franciszkanów, a akurat mając przypadkiem przy sobie aparat fotograficzny Zenit, taki jeszcze na klisze, zapytałem czy mogę zrobić mu zdjęcie. Janka poznałem osobiście gdy wpadł na próbę „Kretesu” którą mieliśmy w salce na parterze w II liceum u profesora Jerzego Pawliszewskiego. Zapytał czy może pograć na gitarze a jeden z jego kolegów którzy mu prawie zawsze towarzyszyli tłumaczył – Janek musi potrenować! Jak zaczął wymiatać to od razy było słychać że nie jest amatorem w tej dziedzinie – grał świetnie. Co prawda solówki „na głowie” nie zagrał ale chodziły słuchy że zrobił to na jakimś wiejskim festynie, gdzie bawił, gdyż nie unikał alkoholu i „rozrywek plebejskich”. O Johnym w ogóle chodziło po Sanoku dużo legend, a co ciekawe wiele z nich było prawdą. Janek nie unikał towarzystwa lubiącej wypić pod chmurką sanockiej ferajny , był też bywalcem sanockich knajp – pracą się brzydził. Miał przy tym duże poczucie humoru, robił różne żarty i dowcipy twierdząc że robi to „dla programu”. Niektórzy nazywali go „aptekarz” bo szczególnie starannie i dokładnie odmierzał wino, aby wszyscy dostali „po równo”. Lubił też zaczepiać na ulicy dziewczyny, szczególnie te ładne. Zawsze jak mnie spotykał mówił – Cześć Maciek, kiedy zagramy razem koncert? Nosił przy sobie i często pokazywał wycinki z niemieckich gazet, gdzie figurowało jego nazwisko z recenzjami koncertów jakie tam zagrał. Był nieodłącznym elementem folkloru Sanoka. Takim go zapamiętałem… – wspomina Maciej Stasicki.
Po koncercie udało nam się również zamienić kilka słów z Jackiem Galantem, bo właśnie frontman Kretesu był głównym organizatorem przedsięwzięcia.
– To co sobie założyłem, udało mi się zrealizować przy pomocy Piotrka Szlagi i sponsorów. Cały czas miałem w głowie koncert, w którym ze sceny lecą koszulki, a następnie ludzie je zakładają, dzięki temu wytwarza się więź między muzykiem a publicznością. Chciałem też rozdać chociaż części osób pamiątkowe kubki, bo dlaczego nie? Niecodziennie obchodzi się 40-lecie, a dzięki sponsorom miałem środki, które mogłem wykorzystać właśnie na takie działania. Jestem zadowolony, mam nadzieję, że ludzie również na długo zapamiętają ten koncert – powiedział wokalista.
Z pewnością osoby, które tej nocy zjawiły się w Eliksir Coctail Bar zapamiętają ją, jako energetyczną, pełną zwrotów akcji, śmiechu, nostalgii i niedosytu, bo właśnie takie emocje powinny towarzyszyć publiczności po dobrym koncercie.
Emilia Wituszyńska
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
- fot. Łukasz Janowski
Ostatnie komentarze