Włoski zakątek w Sanoku – Tuscany

Oko na przedsiębiorczych

Od kilku miesięcy na „kulinarnej mapie Sanoka” zaistniały dość intensywnie Włochy a mianowicie jeden z jego tego regionów: Toskania. Mowa tu oczywiście o Tuscany Sanok czyli małym klimatycznym sklepiku w centrum miasta. Zaprosiliśmy pomysłodawcę i zarazem pasjonata włoskich produktów, Łukasza Gazdowicza, by opowiedział skąd pomysł na przywiezienie włoskich produktów do Sanoka.

 

Kiedy rozpoczęła się twoja przygoda z włoskimi smakami?

Ponad 10 lat temu wyjechałem do Iatlii. Najpierw pracowałem w różnych branżach od budowlanki zaczynając. Jednak później poznałem który miał bar i zaprzyjaźniliśmy się. Przyjaciel później miał lokal nad morzem. Od tego czasu zacząłem rozsmakowywać się w lokalnych produktach Toscanii. Od przyjaciela uczyłem się gastronomicznego  biznesu i tak to na początku wyglądało.

– Od razu pomyślałeś o Polsce?

– Do Polski zawsze chciałem wrócić. Na początku myślałem o kupieniu domków w Bieszczadach i właśnie takim biznesie, ale splot wydarzeń sprawił ze porzuciłem ten pomysł. I tu miałem inny impuls. Jeździłem dość często do Włoch i wielu znajomych prosiło mnie o to by przywieźć konkretne produkty. Wielu znajomych nigdy nie było we Włoszech a chciało prawdziwą, dobrą oliwę, salami czy ser i zdecydowałem ze to jest dobry pomysł by otworzyć sklep z tylko produktami włoskimi.

– Mija pół roku odkąd istniejesz tu na deptaku, jakie wrażenia?

– Super! Rewelacja. Nie spodziewałem się aż takiego odzewu. Co prawda nastawiłem się na to, że nie będę miał cały czas jednolitych produktów i to tez był strzał w dziesiątkę. Jeżdżę przywożę bardzo lokalne produkty, w nieogromnych ilościach a to przyciąga smakoszy, koneserów i ciekawych smaków klientów. Chciałem stworzyć taki sklep jak tam, gdzie wchodzisz i czujce zapach wędlin i serów. Gdzie przenosisz się do prawdziwej Toskanii.

– Jakich masz klientów?

– Powiem tak. Przy otwarciu nie spodziewałem się aż takich tłumów, choć niektórzy przychodzili i widząc cenę sera czy szynki, łapali się za głowę i wychodzili. To nie są wyroby jakie można dostać w lokalnych marketach i cena musi być inna. Teraz mam dużo klientów stałych, ale tez przychodzą wciąż nowi i próbują. Dodatkowo coraz częściej spotykam się z klientami z innych miast, którzy specjalnie do Sanoka przyjeżdżają na zakupy do Tuscany.

– Przyznam się, że śledziłam profil Tuscany w mediach społecznościowych od początku. Bardzo długo zeszło zanim w końcu się otworzyłeś.

– Nie byłem przygotowany na biurokrację w Polsce. We Włoszech jest tak, że wynajmujesz lokal, rozkładasz stoliki i już podajesz gościom deskę serów z wędlinami i nalewasz wino. Tutaj wymogi Sanepidu sa spore, trzeba było lokal przystosować. Niestety to trwało. To brakowało zlewu, to rura była nie w tym miejscu, to cos tam innego. Jednak pod tym względem Polska to nie Europa. W Italii w sklepach również rozlewają wino, można usiąść pod palmową parasolką i sączyć.

– Plany na przyszłość?

– Właśnie parasolki, stoliki, wino, przekąski na zewnątrz. Zbliża się lato i chciałbym stworzyć Włoski zakątek w Sanoku.

Rozmawiała Edyta Wilk

Włoski zakątek w Sanoku - Tuscany