Rozmowa z Bogdanem Strusiem

Zależało mi na działaniu społecznym

Bogdan Struś swoją pracę w samorządzie zakończył na stanowisku Sekretarza Miasta Sanoka. Przejście na emeryturę ogłosił podczas niedawnej XCII sesji Rady Miasta.

Zanim jednak objął to stanowisko, pełnił wiele zaszczytnych funkcji, w tym m.in.: w Uzdrowisku „Rymanów” w Rymanowie-Zdroju, w Kuratorium Oświaty w Krośnie i Komendzie Chorągwi Krośnieńskiej ZHP w Krośnie. Od początku lat 90. pracował w Sanoku: w Urzędzie Miasta jako starszy wizytator Wydziału Oświaty, a potem zastępca Naczelnika Wydziału Edukacji; w międzyczasie był dyrektorem Pogotowia Opiekuńczego. W latach 2002-2006 pełnił funkcję starosty. Po zakończeniu kadencji wrócił do UM, pracując na stanowisku głównego specjalisty i jednocześnie pełniąc funkcję szefa samorządowych związków zawodowych w magistracie i podległych mu jednostkach. W marcu 2019 r. wygrał konkurs na Sekretarza Miasta Sanoka. Cały okres pracy zawodowej przeplatał działalnością społeczną  i samorządową, za co jest honorowany państwowymi i korporacyjnymi odznaczeniami polskimi, ukraińskimi, czeskimi i słowackimi. Miał studiować historię, ale w ostatniej chwili zmienił kierunek na  geografię, co było przyczynkiem do kolejnych kroków w jego karierze. Nie bał się ciężkiej pracy, co w efekcie zaprocentowało.

O swoich trzech dekadach pracy dla samorządu opowiedział Emilii Wituszyńskiej.

Mamy rok 1994, na Sali Herbowej zbierają się radni II kadencji Rady Miasta Sanoka, w tym pan. Jakie ideały skierowały pana do wystartowania w wyborach?

Takie, że po roku zrezygnowałem (śmiech). Od pierwszych dni mojej aktywności zawodowej zajmowałem się również wieloma działaniami społecznymi, w tym: w Lidze Ochrony Przyrody w Sanoku, w zarządzie wojewódzkim i zarządzie głównym w Warszawie, gdzie przez kilka lat byłem Skarbnikiem Zarządu Głównego LOP. Jako dyrektor Pogotowia Opiekuńczego aktywnie uczestniczyłem w pracach Komitetu Ochrony Praw Dziecka, pełniąc funkcję członka prezydium Zarządu Głównego w Warszawie. Ale wróćmy na Ziemię Sanocką. W tym czasie, wspólnie z przyjacielem rozpocząłem własną działalność gospodarczą, dlatego zdecydowałem się dołączyć do tworzącej się wówczas Regionalnej Izby Gospodarczej w Sanoku, gdzie powołaliśmy tzw. Centrum Wspierania  Biznesu, którego zadaniem była pomoc regionalnym przedsiębiorcom  w przygotowywaniu wniosków dotacyjnych, poszukiwanie partnerów biznesowych oraz kontaktów zagranicznych. Dlaczego to nakreślam? Bo wtedy zawiązywał się znany nam już Euroregion Karpacki, który był nie tylko międzynarodową platformą porozumienia społeczno-gospodarczego i wymiany kulturalnej, ale również praktycznym przełożeniem idei współpracy i partnerstwa lokalnych samorządów, różnych instytucji i lokalnych grup biznesowych ze Słowacji, Węgier, Rumuni i Ukrainy.  Zaczęliśmy działać społecznie, przy pomocy amerykańskich fundacji. Taka ciekawostka – jednym  z większych przedsięwzięć, które wówczas zorganizowaliśmy, był  Festiwal Ekologiczny, nota bene objęty honorowym patronatem ówczesnego prezydenta Kwaśniewskiego, podczas którego sprowadziliśmy do Sanoka, na koncert finałowy amerykańskiego rapera Coolio. W tamtym czasie bardzo popularnego, głównie dzięki piosence „Gangsta’s Paradise”. To było bardzo duże wydarzenie w Sanoku. Zależało mi na działaniu społecznym, w pełnym tego słowa znaczeniu. Tak się złożyło, że działalność w różnych obszarach: społecznym, gospodarczym, wyżej wspomnianego Euroregionu Karpackiego czy inicjatyw ekologicznych, zbiegła się w czasie z wyborami samorządowymi, w których wziąłem udział. Zarząd RIG-u, którego byłem wiceprzewodniczącym, podjął decyzję o utworzeniu komitetu wyborczego i starcie w wyborach. Byłem jednym z kandydatów Komitetu Wyborczego RIG-u, którego start  w wyborach zakończył się z sukcesem – zostałem radnym Rady Miasta Sanoka

Skąd decyzja o rezygnacji? Jednocześnie wyprzedził pan moje pytanie, czy podczas tych wszystkich lat był moment, w którym chciało się powiedzieć „dość”.

Lubiłem działać społecznie  i w tamtym czasie miałem poczucie, że więcej zrobię bez rady, niż z jej pomocą. Tłumacząc, czy miałem „dość”: może nie tyle dość, co z mojego punktu widzenia działalność była dużo bardziej ograniczona. Były to również czasy, kiedy burmistrza wybierała Rada Miasta. Jednym z pretendentów na tenże fotel byłem ja. Tak daleko to zaszło, że jedno z sanockich mediów – ECHO SANOKA – zamieściło nagłówek „Bogdan Struś Burmistrzem Miasta Sanoka”. Oczywiście ze znakiem zapytania (śmiech). Do dzisiaj  w swoim archiwum mam egzemplarz tej gazety.

Wobec tego dlaczego nie został pan burmistrzem?

Mówimy o latach dziewięćdziesiątych – wówczas burmistrza wybierała Rada Miasta i to zawiązana koalicja zdecydowała o wyborze Edwarda Olejko na urząd burmistrza. Kolejnym szczeblem były wybory do rady powiatu, gdzie tak się to poukładało, że zostałem starostą. Pewną ciekawostką może być fakt, że Rada Powiatu Sanockiego w 2002 roku wybrała mnie na urząd starosty, a moim kontrkandydatem był wówczas… Edward Olejko.

Chciałabym jeszcze zapytać  o pracę w Pogotowiu Opiekuńczym, z pewnością odpowiedzialną, może trochę niewdzięczną, ale o sporym działaniu społecznym…

Do Pogotowia Opiekuńczego, jakkolwiek to zabrzmi, trafiłem dwukrotnie. Pierwszy raz po powrocie z Krosna. Pogotowie to bardzo specyficzna placówka opiekuńcza, której nie można porównać z jakąkolwiek inną. Praca w tej jednostce to połączenie ludzkiej wrażliwości, łez i radości, ale także pewnego strachu i wręcz rodzinnej miłości. Mnie osobiście, praca w pogotowiu – mówiąc potocznie – dawała w kość, ale ja tak naprawdę się w tym spełniałem. Jednakże po pewnym przykrym wypadku, jaki miał miejsce na terenie pogotowia, zrezygnowałem z tej pracy i znalazłem zatrudnienie  w Wydziale Oświaty Urzędu Miasta, zarzekając się, że nie wrócę do Pogotowia Opiekuńczego. Los chciał jednak inaczej, bo po odejściu ówczesnego dyrektora pracownicy pogotowia zaproponowali mnie na to stanowisko. Wtedy potraktowałem to jak otrzymanie drugiej szansy na zmianę tej placówki na lepsze. Być może byłem idealistą, ale wierzyłem, że wspólnymi siłami uda nam się stworzyć dobrą, przyjazną placówkę dla  naszych podopiecznych, a mówiąc w cudzysłowie „że pogotowie jest moim miejscem na ziemi”. Trwało to kilka lat i z perspektywy czasu doceniam tę lekcję i to, co udało się wtedy zrobić dla dzieci z pogotowia, które – umówmy się – nie były  łatwym materiałem do współpracy. Jednak nie wstydzę się powiedzieć, że w pewnym aspekcie poczułem wypalenie. Dodatkowo moja żona Jola często powtarzała, że praca  w pogotowiu tworzy coraz większy dysonans w naszej rodzinie, że tracę dystans pomiędzy życiem rodzinnym a pracą. To wystarczyło,  by podziękować za współpracę ówczesnemu Kuratorowi Oświaty  w Krośnie i wróć do pracy w Urzędzie Miasta Sanoka.

Powrót do pracy w magistracie był łatwy. Jakie doświadczenia zawodowe wniósł ten czas?

W opisywanym wcześniej czasie szczęśliwym zbiegiem okoliczności ówczesny burmistrz Zbigniew Daszyk zaproponował mi pracę w urzędzie na stanowisku zastępcy naczelnika Wydziału Edukacji, gdzie od 2000 roku, z czteroletnią przerwą  w latach 2002-2006 pracowałem do 2019 roku, by w kolejności zostać sekretarzem naszego miasta. Cały czas mojej aktywności zawodowej to okres wielkich przemian politycznych, społecznych, gospodarczych  i jakże ważnych zmian mentalnych. To również zmiany w funkcjonowaniu samorządu, urzędu miasta  i wszystkich tzw. jednostek podległych – my urzędnicy musieliśmy się ich nauczyć i je wdrażać. Osobiście brałem udział praktycznie we wszystkich przedsięwzięciach społecznych, organizacyjnych i inwestycyjnych na terenie Sanoka. W perspektywie czasu były ich setki i zdecydowanie większość z nich zostały w mojej pamięci. Tutaj przypomnę chociażby przełom wieku, gdy burmistrz Daszyk powierzył mi organizację pamiętnego Sylwestra 2000 roku na naszym rynku. Oczywiście nie jest możliwe, żeby w krótkiej rozmowie opowiedzieć o tym wszystkim, co spotkało mnie w tak długotrwałej pracy zawodowej i społecznej, a przede wszystkim  w codziennym życiu w Sanoku. Ale chciałbym powiedzieć, że cała moja praca zawodowa dawała mi wiele satysfakcji, a każde działanie i każdy krok cieszyły i nadawały sensu kolejnym. W swojej pracy zawodowej  i działalności społecznej spotykałem mądrych i życzliwych mi ludzi, których sympatia – w chwilach zwątpienia – dodawała mi sił. I tak jest  do dzisiaj.

Oficjalnie przeszedł pan na emeryturę. Czego najbardziej będzie brakować, gdy opuści pan urząd?

Brakować mi będzie ludzi. Koleżanek i kolegów, z którymi współpracowałem i przyjaźniłem się Wszystkich Tych, którzy tworzyli tą naszą urzędniczą codzienność i dla których jesteśmy w urzędzie. Brakować mi będzie tych interesantów, których uśmiech i słowa „dziękuję” tak wiele znaczą dla każdego z nas.

Po tym, czego wysłuchałam, ciężko mi sobie pana wyobrazić na emeryturze z książką przy kominku. Czy to naprawdę koniec pracy dla samorządu? Startuje pan do Rady Powiatu – czy to mimo wszystko nie jest kontynuacja pańskich działań?

Myślę, że to koniec mojej pracy dla samorządu w rozumieniu pracy etatowej. Jednakże czuję potrzebę aktywności i nie zamierzam z niej zrezygnować. Jestem członkiem sanockich stowarzyszeń i prezesem Sanockiego Oddziału Polskiego  Towarzystwa Numizmatycznego. Mam nadzieję, że przede mną kontynuowanie projektu Grześ z Sanoka i innych. Dlatego myślę, że w dalszym ciągu będę aktywnie przemierzał sanockie ulice. A wspomniane przez panią wybory do Rady Powiatu Sanockiego: potwierdzam – będę kandydował. Jeżeli skończą się one dla mnie sukcesem i uzyskam mandat radnego, to jeden z pierwszych wniosków, który przedłożę nowo wybranej  Radzie Powiatu Sanockiego, dotyczyć będzie zorganizowania nowej siedziby dla Starostwa Powiatowego i rozdzielenie obu urzędów.

Fot. Piotr Paszkiewicz