W ostatnich dniach odwiedziliśmy pana Aleksandra Czarniawego. Doktor nauk farmaceutycznych i wieloletni aptekarz to osoba doskonale znana mieszkańcom naszego miasta. Mimo że – tak jak wielu zasłużonych mieszkańców Sanoka – pochodzi z innych stron, przez lata poświęcił się dla lokalnej społeczności i to nie tylko w środowisku branżowym. Od 1979 r. prowadził aptekę przy ul. Daszyńskiego 3, następnie w latach 1994-2009 przy placu św. Michała 4, a od 1999 r. jest właścicielem Apteki „Pod Orłem” przy ul. 3 Maja 17.

W ubiegłym roku obchodził Pan jubileusz 60-lecia podjęcia pracy w zawodzie. Traktuje pan swoją profesję jako pasję?

Oczywiście. Bez tego nie mógłbym tyle lat funkcjonować w tym zawodzie. Najlepszy dowód, że nie jest to tylko wykonywanie tego zawodu aptekarskiego bezpośrednio w aptece, ale też działalność społeczna – i dla środowiska aptekarskiego i dla społeczeństwa. Tak że jest to wielokierunkowe działanie czyli innymi słowy „aptekarz z krwi i kości”.

Urodził się pan w Łańcucie, dorastał w Tarnowie, po studiach w Lublinie przez 16 lat pracował w Giżycku, a w 1979 r. osiadł Pan w Sanoku. Czy wybór naszego miasta uznaje Pan dziś za słuszny?

Jak najbardziej. Rzeczywiście, wraz z żoną Barbarą – też farmaceutką – przez wiele lat pracowaliśmy w Giżycku, ale wreszcie chcieliśmy się usamodzielnić. Pojawiła się atrakcyjna oferta pracy z rzeszowskiego Cefarmu. Miasto Sanok bardzo nam się spodobało i stąd ta decyzja. Potem wrośliśmy w to środowisko i zawód.

Da się porównać prowadzenie aptek i dystrybucję leków przed sześcioma dekadami i teraz czy są to dwie całkiem różne rzeczywistości?

Jest to szok jeśli chodzi o techniczną obsługę. Wtedy ręcznie liczyło się, prowadzono różne raporty i księgowość. Czyli praktycznie przeszliśmy od liczydeł do komputerów. Był to ogromny przeskok cywilizacyjny. Przykładowo wówczas ceny leków naklejaliśmy na szufladach. Pisząc pracę doktorską robiłem badanie terenowe na temat uzależnień. Wyniki ankiet początkowo liczyłem własnoręcznie, a potem umożliwiono mi przetwarzanie liczb w Autosanie, gdzie dopiero wprowadzano komputery.

Poza pracą zawodową udzielał się pan aktywnie w samorządzie aptekarskim przez 20 lat jako prezes i wiceprezes Podkarpackiej Okręgowej Rady Aptekarskiej oraz w działalności publicznej pełniąc mandaty rad narodowych. Dlaczego taka aktywność była dla pana ważna?

Wszędzie tam, gdzie działałem poza pracą zawodową, moim hasłem wyborczym było „z ludźmi dla ludzi”. Lubiłem się z nimi spotykać, rozmawiać, nawiązywać relacje, poszerzać wiedzę. To mnie pasjonowało i wciągało.

W 1993 r. prezydent Lech Wałęsa powołał pana do składu Rady ds. Ochrony Zdrowia, a w 2001 r. jego następca Aleksander Kwaśniewski odznaczył Orderem Odrodzenia Polski. Jak odbiera pan te wyróżnienia, którymi niewielu sanoczan może się poszczycić?

To, że ktoś docenił moją działalność społeczną dawało satysfakcję i było nobilitacją. We wspomnianym gremium przy prezydencie znalazłem się jako członek Naczelnej Rady Aptekarskiej. Byłem na trzech spotkaniach w pałacu prezydenckim, gdzie wymienialiśmy poglądy. Były to obrady bardziej kurtuazyjne i niezbyt robocze. Dyskutowało się w wąskich gronach na temat problemów grupy zawodowej.

Warto przypomnieć naszym Czytelnikom, że na początku lat 90. na łamach „TS” ukazywały się pana teksty w cyklu „Twój aptekarz radzi”. Skąd pomysł na artykuły prasowe?

Chodziło o popularyzację wiedzy i uświadamianie społeczeństwa. Czułem się w obowiązku pisania takich tekstów. Było w nich niejako to, co w tej chwili robią liczne reklamy, których nasilenia wtedy nie było. Zresztą dobrze współpracowało mi się z szefami „Tygodnika”.

Gdy przybywał pan do Sanoka, istniało 5 aptek – obecnie ponad 20. Taka liczba wynika z tego, że handel lekami to dobry zarobek czy z rzeczywistych potrzeb pacjentów?

Jedno i drugie. Na początku zarząd aptek sterował tymi pięcioma. Najpierw pracowałem w aptece przy ul. Daszyńskiego, przejmując wraz z żoną prowadzenie tej placówki po Stanisławie i Zuzannie Kawskich. Gdy zaszły zmiany ustrojowe, otworzyliśmy pierwszą prywatną aptekę w Sanoku. Od 25 lat prowadzę Aptekę „Pod Orłem”.

Rozmawiał
Piotr Paszkiewicz

Fot. autor