Zielona transformacja energetyczna

 

Nie o wodór chodzi, a o dekarbonizację ciepłownictwa

 

– mówi Alex Naumann, przedstawiciel firmy Hynfra, partnera spółki Hydro Sanok

 

Na jakim etapie jest projekt wodorowy? Zakończyliście studium wykonalności, dokumentacje, macie w większości skompletowane finanse. Kolejny krok?

Projekt znajduje się już na etapie ukończonego studium wykonalności, które zostało wniesione do Hydro Sanok, której większościowy akcjonariat ma Sanockie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej i zawsze będzie go posiadać. Elementem studium było zaplanowanie tego procesu zarówno od strony projektowej i technicznej, czyli również w kontekście uzyskania wszelkich niezbędnych pozwoleń i ten proces jest jeszcze przed nami. Wedle najbardziej optymistycznych założeń całość powinna zająć 46 miesięcy. W związku z tym jesteśmy dopiero przed procesem uzyskiwania niezbędnych pozwoleń (decyzji środowiskowych). Finansowanie jest zabezpieczone na wstępnym etapie. W założeniach jest zarówno wykorzystanie długu i dotacji publicznej, jak również komponentu inwestycyjnego z rynku prywatnego i w tym zakresie już toczą się rozmowy i zostały poczynione wstępne ustalenia.

W przestrzeni medialnej długo krążyła kwota półtora miliarda złotych, jednak ostatnio prezes Tomoho Umeda obniżył ją o ponad połowę. Zatem o jakiej kwocie faktycznie mówimy jeśli chodzi o całkowite finansowanie i kto wchodzi w skład inwestorów?

Studium wykonalności wraz z projektem podstawowym szacuje nakłady CAPEX na 726 mln zł. Jednak na tym etapie możliwe są niedoszacowania i my też uwzględniamy rezerwę na ten cel. Jednocześnie mamy do czynienia z bardzo dużą dynamiką cen na rynku, na szczęście negatywną. Antycypujemy spadek kosztów w zasadzie we wszystkich kategoriach, które składają się na nasz budżet. Przy tej skali projektu można osiągnąć bardzo duże oszczędności. Naturalne jest, że ceny ofertowe przy wykonywaniu dokumentacji projektowej na etapie studium mocno różnią się od tego, z czym mamy do czynienia później w cenach transakcyjnych. To są oszczędności sięgające od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu procent.

Mogę dodać od siebie jeszcze dwa, nazwijmy to, bioindykatory opłacalności tego projektu. Mianowicie już na tak wczesnym etapie, jakim jest studium wykonalności, projekt osiągnął parametry bankowalności oraz zyskał prywatnego inwestora, jakim jest Adam Nawrocki, światowy potentat na rynku nawozów naturalnych.

Jesteśmy zaszczyceni tym, że nasza praca budzi zaufanie inwestorów prywatnych. Wynika to z jej zaawansowania i jakości, ale również rangi zaangażowanych podmiotów – kancelarii CMS, firmy doradczej EY i czy biura projektowego Proen. Właśnie dlatego, że Sanok dzięki wykonaniu tego studium zalicza kolejny kamień milowy, umożliwia mu to staranie się o finansowanie dłużne, ale również znajduje to zainteresowanie po stronie inwestora prywatnego.

Projekt przyciągnął uwagę innych samorządów, które na razie przyglądają się, ale być może już po decyzji środowiskowej podejmą działania.

Rozwiązania planowane w Sanoku będzie można kiedyś zastosować w wielu innych ośrodkach, stąd to zainteresowanie. Nie tylko zresztą w Polsce…

W sieci krąży kilka różnych terminów, jeżeli chodzi o oddanie do użytku całej instalacji w Sanoku. Na dzień dzisiejszy to?

Rozruch technologiczny planowany jest na koniec 2027 roku, a faza operacyjna i pełne rozpoczęcie działalności – na luty 2028. To daty, które na obecnym etapie zostały wskazane jako możliwe do osiągnięcia.

Nowa Rada Miasta Sanoka ma spore wątpliwości co do projektu wodorowego, zwanego też ciepłowniczym. Czy może on zostać „skasowany”? Jakie byłyby tego konsekwencje?

Projekt w Sanoku, w tej czy innej formie, musi się wydarzyć; nie dlatego, że my tego chcemy, tylko dlatego, że dekarbonizacja ciepłownictwa jest warunkiem tego, by ludzi było stać na ogrzewanie. Zaproponowaliśmy rozwiązanie, które w ocenie naszej, SPGK i innych partnerów, wydaje się po prostu atrakcyjne i adekwatne, gdyż pozwala na osiągnięcie konkurencyjnych cen ciepła. Sanocki projekt ma prowadzić do tego, by po 2030 r. nie nastąpił gwałtowny (wielokrotny) wzrost tych cen. W związku z tym budowa własnych źródeł odnawialnych jest po prostu nieuchronna. A lepiej to zrobić wcześniej niż później.

Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że ta sytuacja jest swojego rodzaju lekcją, aby tego typu przedsięwzięcia zamykać w czasie jednej kadencji samorządowej?

Takiej inwestycji nie da się zrealizować w ciągu 4 lat od A do Z – to po prostu nierealne. Tego typu przedsięwzięcia muszą być rozłożone przynajmniej na dwie kadencje. W skali makro można podać przykład CPK. To są wyzwania ponad polityczne.

W kontekście sanockiego projektu przewija się słowo zeroemisyjny, co jest o tyle interesujące, że bylibyśmy pierwszym tego typu miastem nie tylko w Polsce… Zatem ile prawdy jest w owej zeroemisyjności?

Z naszego projektu nie będą powstawały emisje, bo polega on na wytwarzaniu energii odnawialnej, magazynowaniu jej i wykorzystywaniu do potrzeb ciepłowniczych wtedy, kiedy to jest potrzebne. Nie ma tutaj odcinka, gdzie pojawiałyby się jakiekolwiek emisje CO2, stąd mowa o zeroemisyjności. Projekt ma wiele potencjalnych możliwości rozwojowych – stacja tankowania autobusów wodorowych, ładowania pojazdów elektrycznych itp. Jest tam szereg „furtek”, które umożliwią dalszy rozwój miasta w kierunku zielonej, zrównoważonej gospodarki.

Wasza firma jest też zaangażowana w podobny projekt, który obecnie powstaje w ukraińskiej Buczy. Dlaczego kraj ogarnięty wojną stawia na wodór?

Zainteresowanie sanockim projektem w pierwszej kolejności przyszło z Ukrainy. Dla kraju, którego infrastruktura krytyczna jest celem ataków, energia i ciepło wytwarzane w rozproszeniu, lokalnie, są naprawdę rozsądną alternatywą. Także w kontekście starań o wejście do Unii Europejskiej, która ma swoje wymogi.

Wodór jest łatwopalnym gazem, więc trafiając w jego zbiornik rosyjska rakieta mogłaby spowodować nieodwracalne szkody…

Podobny efekt byłby, gdyby trafiła w stację paliw w Sanoku. Owszem, wodór jest gazem łatwopalnym, natomiast ma też inną cechę, mianowicie jest najlżejszym pierwiastkiem (14 razy lżejszym od powietrza), w związku z tym jego lotność sprawia, że stężenie, w którym występuje w atmosferze w ilości palnej, natychmiast przestaje być realnym zagrożeniem. Ponadto sanocki projekt nie zakłada magazynowania jego ogromnych ilości w cyklu sezonowym, tylko wywożenie na bieżąco do klientów poza Sanok. Celem jest sprzedaż surowca, a nie gromadzenie go na miejscu. W związku z tym nie będzie w Sanoku ogromnej, rozbudowanej infrastruktury magazynowej, o wielkoskalowym charakterze, tylko absolutnie niezbędna, konieczna do utrzymania balansu między możliwościami bezpiecznego wytwarzania wodoru, a potrzebami i możliwościami jego odbioru przez klientów.

Czy są jeszcze jakieś informacje odnośnie wodoru, które chciałby pan przekazać sanoczanom?

Przede wszystkim projekt nieco błędnie nazywany jest wodorowym – bardziej pasuje tu słowo „ciepłowniczy”. Bo to przy produkcji ciepła – odnawialnego, a przy tym taniego – wodór będzie produktem „równoległym”. Dodatkiem, na którym jednak można zarobić, i to na tyle dobrze, że pozwoli to sfinansować inwestycje ze źródeł innych niż budżet gminy. Na zakończenie chcę jeszcze odnieść się do kwestii wody, która często niepotrzebnie rozgrzewa tę debatę. Absolutnie nie jest tak, że wodór będzie pozbawiał wody mieszkańców Sanoka. Jej zużycie na potrzeby elektrolizy, a mówimy o góra kilkunastu megawatach, nie stanowi poważnego uszczerbku dla waszej gospodarki wodno-ściekowej i zostało to w toku studium potwierdzone.

 

Rozmawiała Emilia Błażewicz