Bieszczady na celowniku

Bieszczady to temat jak rzeka: „w tym wypadku rzeka San, którą możesz  pływać, możesz  wędrować jej brzegami, ale nigdy jej dobrze nie poznasz, bo za każdym zakrętem, za każdym załomem odsłania swe kolejne fascynujące tajemnice” – pisze we wstępie do nowej książki jej wydawca, pomysłodawca i redaktor Tadeusz Mirczewski.

„W krainie pstrąga i niedźwiedzia” to tytuł książki, wydanej przez wydawnictwo Mirczumet z Koszęcina, której promocja odbyła się w Starej Karczmie, położonej na terenie hotelowego kompleksu w Arłamowie. W sobotę 25 marca zjechali tam myśliwi z całej południowej Polski. To już drugie takie spotkanie myśliwych i leśniczych w Arłamowie; pierwsze zorganizowano rok temu, by zaprezentować książkę „Bieszczadzkie łowy”.

„W krainie pstrąga i niedźwiedzia” ma 21 autorów. Wśród nich m.in. opowieść Witolda Augustyna o  Bieszczadach powojennych, rozpoczynająca się drastycznym wspomnieniem egzekucji w Sanoku, których Witold Augustyn był naocznym świadkiem. „Z setek gardeł wydarł się przeraźliwy krzyk grozy, a ciarki przeszły mi od stóp do czubka włosów. Po tym zaległa cisza – cisza grobowego czuwania. Ten potworny krzyk słyszę do dzisiaj”  – czytamy w rozdziale „Czas po wyzwoleniu”.

Witold Augustyn po wojnie zagospodarowywał Bieszczady, stawiał – jako kierownik budów – leśniczówki, parki konne, szkoły i osiedla dla pracowników leśnych. Pod jego kierownictwem powstały m.in. hotel i osiedle w Mucznem. Tuż po wojnie uczył się w Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Sanoku: „Jeszcze w oddali było słychać grzmot artylerii, toczyła się bitwa o zdobycie Przełęczy Dukielskiej, a już rozpoczęto naukę” – wspomina. „Tak się złożyło, że w Sanoku zamieszkałem u państwa Borczyków w kamienicy przy Rynku, w pokoju razem z synami gen. Prugara-Ketlinga. Bogdanem i Zygmuntem. […] Obok kamienicy Borczyków znajdował się klasztor oo. Franciszkanów. Zygmunt odkrył kiedyś, że okno do piwnicy pod kościołem jest tylko przymknięte i z miejsca zaczęło nas korcić, żeby zaglądnąć i przekonać się, co tam jest.”

Co znaleźli Witold z Zygmuntem w piwnicy u Franciszkanów? Tego dowiedzą się czytelnicy książki „W krainie pstrąga i niedźwiedzia”.

Stanisław Andrejko z Teleśnicy Oszwarowej opowiada o swoim spotkaniu z niedźwiedzicą:  – Wybraliśmy się z żoną do lasu i nagle słyszymy huk. Już po wszystkim, kiedy oboje opowiadaliśmy sobie całe zdarzenie, przyznaliśmy, że każdemu wydawało się, że to wodospad huczy w pobliżu. A to ryczała niedźwiedzica w gawrze. I z tą niedźwiedzicą miałem spotkanie oko w oko. Proszę sobie wyobrazić, że stoję pół metra od ryczącej niedźwiedzicy, a kawałek dalej rozpaczliwie krzyczy moja żona. Podobno, tak przynajmniej żona twierdzi, wyglądałem, jakbym postradał rozum – uśmiechałem się dziwnie. Może się i uśmiechałem, nie pamiętam. Dość, że zacząłem się delikatnie, krok po kroku wycofywać…

Relacja Stanisława Andrejki znalazła swoje miejsce w książce. Podobnie jak wiele innych opowieści myśliwych, leśników, miłośników koni, wędkarzy. Każda ma pewien wymiar osobisty, ale równocześnie są to kroniki bieszczadzkie, ukazujące bogactwo przyrody i piękno regionu, który wciąż odsłania swoje tajemnice.

Czytelnik „W krainie pstrąga i niedźwiedzia” odnajdzie cenne rady, na przykład dowie się, jak zrobić kilka tradycyjnych nalewek. Andrzej Radzik, myśliwy i wędkarz z Sanoka, zachęca do połowu ryb w Sanie: „Głównym moim łowiskiem jest przepiękna rzeka San, praktycznie od źródeł z pogranicza polsko-ukraińskiego w okolicach miejscowości Sianki aż do Dynowa – czyli na odcinku, na którym żyją ryby łososiowate – najatrakcyjniejsze dla mnie pod względem wędkarskim i kulinarnym”.

Edward Kołomyja, leśniczy z Tarnawy, hodowca koni opowiada w książce o swojej pracy, o dziecięcej miłości do Karino, ogiera z popularnego filmu dla młodzieży, która potem była podstawą ważkich życiowych wyborów. W innym miejscu relacjonuje kolejne etapy budowy kościoła w Mucznem: przejazd arcybiskupa, starania księdza Marka Typrowicza, zaangażowanie rodziny Rychtarczyków, bezinteresowna pomoc osób i firm z całego niemal Podkarpacia, a także z okolic Zakopanego. Kościół pod wezwaniem św. Huberta został poświęcony w 2015 roku. – Świety Hubert to patron myśliwych, ale także leśników i miłośników przyrody. W okolicy Mucznego mieszka bardzo wielu ludzi związanych z leśnictwem, przyrodą, w związku z tym już w momencie zawiązania się komitetu budowy kościoła została podjęta decyzja, że będzie to świątynia pod wezwaniem św. Huberta – mówi Edward Kołomyja, którego przy okazji pytam, co to znaczy mądrze kochać i chronić przyrodę: – Jesteśmy częścią przyrody. Musimy żyć, ale oprócz zaspokajania naszych potrzeb, musimy nauczyć się szanować przyrodę w sposób czynny. Pozostawienie przyrody samej sobie dziś nie do końca się sprawdza. Mając wiedzę i doświadczenie możemy wspomagać przyrodę i sprawiać, by środowisko naturalne było coraz lepsze. Nie można się bać niektórych decyzji. Chcemy mieć meble z drewna, więc musimy mądrze drewno pozyskiwać, pamiętając, że za nami idą kolejne pokolenia, pokolenia naszych dzieci i wnuków. W Bieszczadach umiemy to robić. Po wojnie lesistość wynosiła tutaj 45 procent, dziś jest to prawie 90 procent. Odradzają się gatunki drzew i roślin, których było bardzo mało. W Bieszczadach żyją owady i zwierzęta ściśle chronione. Przez odpowiednie działania doprowadzamy do tego, że potrafimy pozyskiwać drewno, pozostawiając za sobą piękne młodniki. To samo dotyczy zwierząt. Człowiek tak dalece zaingerował w przyrodę, że nie może jej teraz pozostawić  samej sobie. Jeśli jakiś gatunek nadmiernie się rozmnoży, to redukcja jest konieczna. Inaczej zwierzęta będą szukać pokarmu poza terenem leśnym, będą się rozprzestrzeniały choroby, dojdzie do gradacji gatunku. Natura by się sama obroniła, ale ludzi trzeba by było wysłać na Marsa.

Na zakończenie swojej opowieści, zamieszczonej w książce „W krainie pstrąga i niedźwiedzia” Edward Kołomyja zaprasza do Mucznego: „Las wyzwala w nas to, czego nigdzie indziej nie poczujemy. Daje nam odczuć, jak mizerni jesteśmy w porównaniu ze wszechświatem, uprzytamnia, jak malutkimi ziarenkami jesteśmy pośród całej potęgi przyrody i dlaczego musimy ją szanować.”

Tadeusz Mirczewski, szef wydawnictwa Mirczumet cieszy się z kolejnego spotkania w Starej Karczmie: – Spotykamy się dzięki życzliwości Hotelu Arłamów i jego właściciela. Antoni Kubicki chyba pierwszy raz cokolwiek publicznie opowiedział o sobie, pozwolił opublikować jakiekolwiek zdjęcia. Wielu dziwiło się, że zgodził się na coś takiego. I to wszystko jest w naszej nowej książce o Bieszczadach. Prezentujemy też przy okazji inną niedawno wydaną książkę – senatora Jarosława Laseckiego o Kamczatce. Ciągle zbieramy materiały, nagrywamy, więc na pewno powstaną następne książki. Może jesienią nadarzy się okazja do spotkania, ponieważ zrodził się pomysł upamiętnienia Jana Czwerynko, serdecznego druha Antoniego Kubickiego, myśliwego, przez ostatnie lata opiekującego się zagrodą dla zwierząt w Arłamowie.

„Fascynacja Bieszczadami zaczęła się z chwilą, gdy po raz pierwszy przyjechałem do Arłamowa na polowanie w 1992 lub 93 roku” – zaczyna swoje wspomnienia Antoni Kubicki, prezes Zarządu Spółki Hotel Arłamów. A kończy: „Jestem pełen optymizmu co do rozwoju naszego regionu, który z biegiem czasu będzie coraz więcej znaczył na mapie turystycznej i gospodarczej Polski”.

Skąd nazwa miejscowości „Arłamów”? Arłamanami prawdopodobnie nazywano włóczęgów, jeńców tatarskich. Pierwszym właścicielem ziem był, w XV wieku, Jan Herburt, poseł województwa ruskiego. Jego spadkobiercy przyjęli nazwisko Arłamowscy.

Jak to się stało, że teraz stoi tutaj nowoczesny hotel? O tym – ale przecież nie tylko o tym – można przeczytać w książce „W krainie pstrąga i niedźwiedzia”, wydanej przez wydawnictwo Mirczumet, a zaprezentowanej po raz pierwszy 25 marca w Starej Karczmie, pamiętającej niejedną myśliwską biesiadę.

msw