Wokół sanockiego szpitala

Ecce hospitium…

W obiegowym zwrocie sanocki szpital przy ulicy 800-lecia nadal określa się „nowym”, choć w 2014 roku stuknęła mu już pięćdziesiątka. Początki placówki sięgają czasów, kiedy staraniem znanego chirurga i społecznika dr. Jana Zigmunda powołano do życia Społeczny Komitet Szpitalny pod budowę nowego szpitala, mającego zaspokoić potrzeby medyczne nie tylko ówczesnego powiatu sanockiego, ale całych Bieszczad. Po dziesięciu latach powstał, jak na tamte czasy, nowoczesny szpital na 245 łóżek z pięcioma oddziałami i zapleczem laboratoryjnym, dla porównania szpital na Konarskiego dysponował 85 łóżkami. Minęły lata, wokół Sanoka rozrosły się inne szpitale, nasza placówka zdaniem wielu zaczęła podupadać i dzisiaj wydaje się być już tylko dogorywającą instytucją medyczną.

Czy faktycznie jest aż tak źle? Podczas jubileuszu 25-lecia Fundacji Zdrowia na Rzecz Szpitala jej prezes Józef Baszak wspomniał bardzo dramatyczny okres sanockiej placówki w połowie lat 90. Brakowało wtedy sprzętu, materiałów medycznych, takich nawet jak opatrunki czy strzykawki. O opinię na temat obecnej kondycji szpitala, jego sukcesach i porażkach, zapytaliśmy byłych starostów sanockich.

Bogdan Struś (starosta w latach 2002-2006):

– Musimy sobie zdać sprawę z podstawowej rzeczy: szpital sanocki to najważniejsza instytucja Powiatu Sanockiego, dlatego jej problemy dotykają nas wszystkich pacjentów, lekarzy, samorządowców. To jest niejako podstawa do zrozumienia, jak ważną rolę pełni szpital w społeczeństwie. Faktycznie po zapaści w latach 90. sanocka placówka z prowincjonalnego szpitala, na początku nowego wieku, zaczęła się przeobrażać w sprawnie funkcjonującą instytucję. Ale wymagało to odważnych i przemyślanych decyzji. Zaczęliśmy od najbardziej potrzebnych spraw, remontu korytarz i sal szpitalnych. W tamtym czasie ginekologia przedstawiała okropny widok. Do szpitala zakupiono łóżka, niezbędny sprzęt medyczny, przede wszystkim ten służący do skutecznej diagnostyki, czyli rezonans magnetyczny i tomograf komputerowy. Pierwszy sprzęt zaczął służyć pacjentom w 2004, drugi w 2005 roku. Oczywiście ogromna w tym zasługa Sanockiej Fundacji Ochrony Zdrowia z jej prezesem Józefem Baszakiem na czele oraz braci Andrzeja i Marka Miciaków, dzięki którym rezonans magnetyczny został sprowadzony do Sanoka z USA. Nie boję się stwierdzenia, że był to najlepszy czas dla sanockiej placówki medycznej. Po wielu perturbacjach w 2006 roku uruchomiono nowy oddział ratunkowy (SOR). Przypomnę, że w tamtym okresie montaż finansowy był o wiele trudniejszy do skontrowania niż dzisiaj. Żeby skorzystać z programu finansowego należało włożyć co najmniej 50 procent wkładu własnego. Drugim istotnym elementem strategicznym była koncepcja likwidacji „starego” szpitala, pozyskania budynku na potrzeby dydaktyczne dla Medycznej Szkoły Policealnej i nowo utworzonego PWSZ. Takie posunięcie miało przyczynić się do rozwoju szpitala przy 800-lecia, stąd m.in. późniejsze przeniesienie neurologii, a także całej administracji wraz zapleczem do „nowego” szpitala. Ponadto wówczas borykaliśmy się z problemami utrzymania Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który staraniem wielu osób, co gorsze właśnie z Sanoka, miało być przeniesione do Rzeszowa. Udało się jednak stworzyć i wyremontować bazę lotniczą i pozyskać helikopter z rządowego programu. Jednak złoty okres sanockiego szpitala minął bezpowrotnie. Zaniechano wielu dobrych decyzji, choćby tej związanej z likwidacją „starego” szpitala. Szczególnie od dwóch lat obserwujemy zapaść sanockiej placówki medycznej, czego skutkiem jest likwidacja całej neonatologii. Jest to posunięcie bezprecedensowe, kuriozalne i żadne tłumaczenia o braku współpracy lekarzy z dyrekcją nie może stanowić koronnego argumentu w sprawie problemów sanockiego szpitala. Prywatne konflikty powinny zejść na bok, bo najważniejsze jest dobro nas wszystkich i utrzymanie placówki medycznej w mieście powiatowym. Traci na tym społeczność lokalna. Dodatkowo próba przereorganizowania sanockiego szpitala, o której wciąż słyszmy, ale jej nie widzimy to kolejny gwóźdź do trumny sanockiej służby zdrowia. Puentując niech wymowne będzie, że miasto nakłada więcej starań o utrzymanie szpitala, pomijając nieocenioną pomoc fundacji, niż starostwo powiatowe, to daje do myślenia.

Wacław Krawczyk (starosta w latach 2006-2010):

– Odkąd sięgam pamięcią, zawsze był niedobór środków na służbę zdrowia. Prędzej pieniądze można pozyskać na oświatę, infrastrukturę drogową, aniżeli na funkcjonowanie szpitala. Dlatego zarządzanie tak dużą instytucją medyczną, to ogromne wyzwanie. Jedną z przyczyn jest nieustający rozwój technologii medycznej. Dogonienie choćby standardów szpitali wojewódzkich jest niezwykle trudne, a czasem wręcz niemożliwe. Niemniej sanocki szpital dysponuje odpowiednim sprzętem, który z powodzeniem zaspokaja nasze lokalne potrzeby. Posiadamy rezonans magnetyczny, przypomnę, że kiedy go pozyskaliśmy, byliśmy drugim miastem po Rzeszowie, które dysponowało takim sprzętem na Podkarpaciu. Do tomografu komputerowego też już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Sanocki szpital ponadto wykonuje zabiegi będące domeną szpitali klinicznych, chociażby te związane z pracownią hemodynamiki w połączeniu z przeniesionym w 2010 roku Oddziałem Kardiologicznym (w ramach środków Regionalnego Programu Operacyjnego) umożliwiające m.in. leczenie chorób wieńcowych. To są nieprzecenione wartości sanockiej placówki medycznej. W planach obecnych władz i posła z ziemi sanockiej jest budowa nowego bloku operacyjnego. Z kolei, jeżeli mówimy o problemach, to powiem tyle, że nie wzięły się one z dnia na dzień. Dzisiaj to przede wszystkim wygaśnięcie oddziałów ginekologiczno-położniczego i noworodkowego. Przypomnę jednak znamienny fakt z września 2011 roku, kiedy na miesiąc zamknięto Oddział Położniczy. Wszyscy pamiętają malowanie oddziału, wyjaśnię jednak że była to przykrywka poważnych problemów kadrowych. Dodajmy do tego odejście w poprzedniej kadencji powiatu takich lekarzy jak doktor Kot, Kratus, Oleszczuk, Stabryła, Strzałko,. To wszystko pociągnęło późniejsze perturbacje związane m.in. z Oddziałem Ginekologicznym. W kwietniu ubiegłego roku na posiedzeniu Zarządu ostrzegałem przed nimi ówczesnego dyrektora szpitala Adama Siembaba. Parę miesięcy później, dyrektor Siembab, nie wytrzymawszy atmosfery wokół oddziału, faktu odejścia lekarzy i niemożliwości ich współpracy, podjął decyzję o rezygnacji. Przyznam, że póki co nie widzę możliwości odtworzenia oddziału. Zresztą te same problemy wkrótce będą miały inne szpitale, w tym leski i ustrzycki. Otóż lekarze ze Specjalistycznego Szpitala Pro-Familia z Rzeszowa ocenili, że z punktu ekonomicznego, utrzymanie oddziału ginekologicznego jest zasadne w momencie przyjęcia 800 porodów w ciągu roku. Życzę tym szpitalom jak najlepiej, ale nie sądzę by utrzymali taki poziom.

Na pewno dobrym rozwiązaniem dla sanockiego szpitala jest koncepcja utworzenia sieci szpitali, choć jest ona trochę spóźnionym pomysłem. Gdyby odbyło się to w czasach kiedy wspominał o niej prof. Zbigniew Religa, sanocka placówka medyczna uniknęłaby wielu problemów. Włączenie sanockiego szpitala do sieci szpitali spowoduje pewną stabilizację finansową, ponieważ trzeba zdać sobie sprawę, że dla lekarzy i samorządowców szpital to nie tylko zakład leczniczy, ale także zakład pracy. Podsumowując, uważam że wiele kłopotów szpitala sanockiego jest przedstawianych nad wyraz, również gdyby nie odejścia wielu lekarzy i nie tylko, lepiej prowadzona polityka kadrowa – nie byłoby tego typu problemów. Dysponujemy Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym, zakładem rezonansu magnetycznego, pracownią tomografu komputerowego i hemodynamiki, mamy poza tym bardzo dobrych lekarzy jak również średni personel. W tym roku uruchomimy Bieszczadzkie Pogotowie Ratunkowe, naprawdę jest za co cenić sanocki szpital.

Sebastian Niżnik (starosta w latach 2010-2014):

– Obecnie bardzo trudno odnieść się do sytuacji sanockiego szpitala z uwagi na to, że wiele informacji objętych jest tajemnicą. Na pewno nie jest ona dobra. W mojej opinii wynika to z braku pomysłów na strategię dla sanockiej placówki medycznej. Zamknięcie oddziałów czy niewykorzystanie 2,5 miliona z rezerwy premiera na przeniesienie laryngologii, to najbardziej znamienne „osiągnięcia” obecnie rządzących.

Uważam, że powinniśmy się naprawdę martwić o spuściznę, którą zostawi nam ekipa rządząca wraz z Towarzystwem Przyjaciół Sanoka i Ziemi Sanockiej, po tej kadencji w powiecie. Główne działania to niczym nie podyktowane likwidacje, ograniczenia, niewykorzystywanie otrzymywanych pieniędzy i wygaszanie oddziałów. Widać w tym wyraźnie brak przygotowania do pełnienia tak odpowiedzialnych funkcji, brak wiedzy i pomysłów.

W poprzedniej kadencji angażowaliśmy wszystkie możliwe siły, osoby, instytucje, organizacje do pomocy, wparcia i pracy na rzecz szpitala, który jako jednostka powiatowa powinna być traktowana ze szczególną troską. Dzisiaj tego zaangażowania nie widać. Co jest niezmiernie istotne, w poprzedniej kadencji nie robiliśmy nierozważnych i nieprzemyślanych ruchów. Przypomnę, że w czasach sprawowania przeze mnie funkcji starosty sanockiego udało się nam osiągnąć m.in.:

– termomodernizację głównego budynku szpitala, Oddziału Zakaźno-Pulmunologicznego oraz przychodni zdrowia przy ul. Lipińskiego w Sanoku,

– dokonać przenosin i budowy nowego oddziału kardiologii, neurologii i administracji sanockiego szpitala,

– zakupić sprzęt diagnostyczny za 0,5 mln zł z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dla oddziałów noworodkowego i położniczego,

– zakupić nową karetkę, nowy mammograf i tomograf,

– uruchomić Pracownię Terapii Endowaskularnej Naczyń,

– utworzyć w Sanoku Centrum Powiadamiania Ratunkowego dla 4 powiatów: sanockiego, bieszczadzkiego, brzozowskiego i leskiego.

Walczyliśmy intensywnie o wpisanie inwestycji bloków operacyjnych w Sanoku na listę projektów kluczowych województwa podkarpackiego. Gdyby nie zmiany, które nastąpiły w powiecie, wierzę, że tak by się stało. Dzisiaj sytuacja szpitala to równia pochyła i niestety czas stracony bezpowrotnie.

Tekst i opracowanie Tomek Majdosz