Pozostać sobą
Z Dorotą Gąsiorowską rozmawia Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz.
- Jak to się stało, że napisała Pani pierwszą książkę? Jak długo zastanawiała się Pani nad tym, żeby napisać i wydać książkę?
Moja debiutancka książka pt. „Obietnica Łucji” była prezentem, jaki zrobiłam sobie na czterdzieste urodziny. Nie planowałam tego, gdyż napisałam ją już wcześniej, a jednak została wydana tuż po moich urodzinach. Łucja, bohaterka tej powieści też ma czterdzieści lat, więc był to dla mnie dość miły zbieg okoliczności. Już wcześniej pisałam, ale tylko do szuflady i niestety nie kończyłam moich opowieści. Dochodziłam do pewnego miejsca i z reguły stwierdzałam, że mam pomysł na inną, lepszą powieść. Po czym wyjmowałam kolejny zeszyt i zaczynałam tworzyć nową historię, która na pewnym etapie pisania też zaczynała mnie nudzić. Doszło więc do tego, że miałam rozpoczętych kilka zeszytów, a że wyobraźnia od dziecka pracowała u mnie na najwyższych obrotach, to chciałam wszystkie te historie spisać na raz. Brakowało mi tylko konsekwencji. Ale na szczęście przyszedł moment, właściwy czas, że uzmysłowiłam sobie chaotyczność własnego postępowania. Zanim jednak do tego doszło, musiałam zrobić w swoim życiu niewielki remanent, poukładać wiele zdarzeń, uświadomić sobie, w jakim miejscu jestem i gdzie chciałabym dojść. Postanowiłam oddzielić sprawy istotne od tych błahych, którym wcześniej przypisywałam większą wartość. I w chwili, kiedy dotarło do mnie, gdzie popełniam błąd, zmieniłam taktykę działania. Wróciłam do wcześniejszych historii i skończyłam je pisać. Od tamtej pory nigdy nie zaczynam tworzyć nowej książki zanim nie ukończę aktualnej. A gdy napisałam Obietnicę Łucji i wysłałam tekst do wydawnictwa, to uśmiechnęło się do mnie szczęście. Myślę, że właśnie wtedy nadszedł ten właściwy czas, ale, żeby on się pojawił, najpierw sama musiałam dać sobie na to zgodę. Dobre okoliczności, niespodzianki od losu, chwile, które zmieniają nasze życie pojawiają się kiedy jesteśmy gotowi je zauważyć i skorzystać z tego, co akurat mamy w zasięgu ręki.
- Kim jest Pani „odbiorca idealny”? Dla kogo Pani pisze?
Piszę dla osób, które lubią snute przeze mnie historie. Dla czytelników, którzy znajdują w moich powieściach to, czego poszukiwali. Dla każdego będzie to coś innego. Dla jednych będzie to relaks i oderwanie się od rzeczywistości, a dla innych chwila zadumy nad życiem. Odbiorca idealny, to czytelnik, który sam decyduje o wyborze książki, a po przeczytaniu stwierdza, że ta pozycja była przeznaczona właśnie dla niego. Że podczas czytania bardzo miło spędził czas, że książka miała istotny przekaz i bardzo chętnie do niej powróci. To ktoś, kto między wierszami znajdzie to, co autor czasami nieświadomie przekazuje czytelnikom. W trakcie zagłębiania się w lekturę, przeżywa daną historię, kibicuje wykreowanym przez autora bohaterom, a czasem nawet się z nimi utożsamia. Dla każdego pisarza to ogromna radość, kiedy docierają do niego sygnały, że pośród czytelników są osoby, które poruszyła jego książka.
- Czy prowadzi Pani dialog z realnymi czytelnikami? Kim są? Jak się z Panią kontaktują? Czego się chcą od Pani dowiedzieć?
Moimi czytelniczkami są w większości kobiety. Cudne kobiety! Serdeczne i przyjacielskie, które okazują mi wiele sympatii. Nie sądziłam, że dzięki moim książkom poznam tak wiele interesujących osób. Z czytelniczkami kontaktuję się głównie przez Internet, na moim fanpage’u lub pisząc prywatne wiadomości. Okazuje się, że mamy ze sobą naprawdę wiele wspólnego. Łączą nas podobne zainteresowania, ten sam rodzaj energii, która sprawia, że ludzie znajdują ze sobą wspólny język. Odnoszę wrażenie, że jest to specyficzna więź i traktuję dziewczyny, które czytają moje książki jak kogoś bliskiego. Mam nadzieję, że i one odczuwają to podobnie.
- Czy Pani bohaterki mają cokolwiek z Pani – wad, zalet, może biografii?
Moi książkowi bohaterowie to postacie całkowicie fikcyjne. Zachowują się jak ludzie z krwi i kości, mają mnóstwo kłopotów, przeżywają radości, idą przez życie z podniesioną głową, czasami potykają się i upadają, poszukują złotego środka, co niejednokrotnie wiąże się z ogromnymi zmianami w życiu. Jednak problemy moich książkowych bohaterów nie są moimi problemami. Przyznam się, że pisząc powieść czasami dość mocno angażuję się emocjonalnie w kreowaną przeze mnie sytuację, bywa, że kibicuję jednemu z bohaterów bardziej od pozostałych, jednak pomiędzy fikcją literacką, a światem realnym zawsze wyznaczam ścisłą granicę. Nigdy nie piszę o własnych przeżyciach, czy sytuacjach, które dotknęły bliskie mi osoby. Uważam, że to byłoby nie fair. Życie, z całą paletą barw potrafi jednak tak mocno zaskakiwać, że inspiracji można poszukać gdziekolwiek. Jestem bacznym obserwatorem, a w szczególności cenię sobie kontakt z przyrodą. Zwracam uwagę na sytuacje, detale, które być może dla większości osób nie miałyby tak dużego znaczenia. Moją wyobraźnię pobudzają wiekowe przedmioty, miejsca przykryte pierzynką czasu, o których już dawno zapomniał świat. Jest pewne, że gdy zauważę starą, zarośniętą trawą studnię, natychmiast zatrzymam się, żeby przez chwilę cofnąć się w czasie. To właśnie w takich momentach moja wyobraźnia szaleje najbardziej, a w mojej głowie pojawiają się obrazy, które mogę opisać i zamknąć na kartach moich książek. We wcześniejszym pytaniu wspomniałam, że autor w kreowanej przez siebie historii, pomiędzy słowami przekazuje czytelnikom jakąś cząstkę własnej energii, sądzę, że tego nie da się uniknąć. Myślę, że czytelnik doskonale to odczuwa, w związku z tym jednych pisarzy kochamy bardziej od innych, a po książki niektórych autorów nie sięgamy wcale. Jedne zapadają nam w pamięć, a inne są tylko krótkim epizodem. Pewnie i w moich powieściach jest coś osobistego, co zauważy wnikliwy czytelnik. Niemniej jednak sytuacje i świat, który opisuję, jak i wszystkie barwne postaci są tylko projekcją mojej wyobraźni.
- Literatura dla kobiet – nie ma Pani wrażenia, że traktowana jest trochę jak literatura „kolejnej” kategorii, klasyfikowana jako „czytadła”…
Nie odbieram tego w ten sposób. Sama lubię książki obyczajowe i chętnie po nie sięgam. Uważam, że poruszają wiele ważnych problemów, które są bliskie większości ludziom. Z niektórymi bohaterami często się utożsamiamy, a innych odrzucamy, mając pewność, że nie chcielibyśmy spotkać osób o takich cechach charakteru w realnym życiu. Literatura dla kobiet, czyli książki obyczajowe to historie o miłości i jej braku, o przyjaźni, nienawiści, rywalizacji, złości, zazdrości, a więc opowieści o emocjach i uczuciach, które są znane każdemu człowiekowi. Często zdarza się, że w jakimś bohaterze widzimy własne odbicie, irytuje nas, ale jednocześnie przywodzi na myśl cechy naszego charakteru, które nam przeszkadzają. Czytając tego typu historie obserwujemy życie wykreowanych przez autora postaci i uzmysławiamy sobie, że nie jesteśmy sami z własnymi problemami, bo obok nas są inni ludzie, którzy też mają kłopoty, choć wcześniej nie zwracaliśmy na to uwagi. Myślę, że powieści obyczajowe w pewnym stopniu uczą też uważności. Pokazują piękno codzienności i pomagają dostrzegać detale, które nadają naszemu życiu koloru, smaku i zapachu. Dzięki czemu możemy się zatrzymać i łapiąc oddech, choć przez chwilę podumać nad tym, co jest. Ale literatura obyczajowa to nie tylko łzy, wzruszenia i problemy, mimo tego, że w swoich powieściach sama dość często poruszam trudne tematy. Taka literatura kojarzy mi się też z uśmiechem, odprężeniem, komedią. I w tym chyba kryje się cały sekret tego typu książek. Kiedy potrzeba wywołają łzy wzruszenia, a w innej sytuacji doprowadzą do śmiechu.
- Szczęście, miłość to, według Pani, dziś tematy wyłączne książkowe, wyrugowane z życia? Jest jakaś recepta na to, byśmy umieli cieszyć się z tego, co nam zsyła los?
Myślę, że to, w jaki sposób postrzegamy świat i jak odbieramy innych zależy od naszego nastawienia, od naszej zdolności odczuwania. Składa się na to nasz bagaż doświadczeń, który niesiemy na swoich barkach niemal od dzieciństwa. Umiejętność cieszenia się drobnostkami i dostrzegania piękna otaczającej nas rzeczywistości, oraz szans, jakie mamy przed sobą nie jest wrodzona. Tego trzeba się nauczyć. Życie to nieustanna praca nad sobą, nad własnym charakterem. A na to by być człowiekiem szczęśliwym i spełnionym nie ma gotowej recepty, bo każdy z nas jest zlepkiem różnorakich doznań. Nie ma dwóch identycznych osób. Odróżnia nas od siebie nie tylko układ linii papilarnych na naszych dłoniach, ale także barwa naszych uczuć, to, z jaką żarliwością odczuwamy świat. W jaki sposób potrafimy cieszyć się życiem. Każdy z osobna musi sam odnaleźć swój własny szczęśliwy świat. Według mnie najważniejsze jest życie w zgodzie ze sobą, bo tylko to gwarantuje, że zmierzamy w odpowiednim kierunku. Poczucie, że jesteśmy na właściwym miejscu, lub wiedza, dokąd chcielibyśmy dojść. Ważni są ludzie, którzy nas otaczają. Dobrze jest, kiedy ciągną nas w górę, lub przynajmniej dorównują tempa w naszej wędrówce. Sytuacja komplikuje się, kiedy zaczynają nas ograniczać, narzucając własny schemat idealnego życia. Wtedy trzeba się zastanowić, czy nadal chcemy „wędrować„ w ich towarzystwie. Wybory nigdy nie są łatwe, ale niestety odważne życie polega na nieustannym ich dokonywaniu.
- Ukazujemy się w piątek, dwa dni przed Pani spotkaniem z czytelnikami w księgarni Autorska. Może zechce Pani zaprosić czytelników „Tygodnika Sanockiego” w specjalny sposób, żeby poczuli się wyróżnieni?
Sanok, to niezwykłe miasto, dlatego ucieszyłam się, że akurat tutaj mam przyjechać. A powód mojej radości jest szczególny. To właśnie na Podkarpaciu umieściłam akcję mojej debiutanckiej powieści „Obietnica Łucji”. Główna bohaterka, Łucja wyjeżdża z Wrocławia i zjawia się w Różanym Gaju, maleńkiej podkarpackiej miejscowości, gdzie zaczyna nowe, szczęśliwe życie. I choć Różany Gaj to miejscowość fikcyjna, to jednak dla mnie ma ona wyjątkowe, symboliczne znaczenie. Kochani czytelnicy z Sanoka i okolic, ogromnie cieszę się, że będę mogła spotkać się z Wami, zwłaszcza, że to właśnie Wy najliczniej na mnie zagłosowaliście i dzięki temu mam szansę odwiedzić Wasze piękne miasto. Już nie mogę doczekać się tej wizyty. Oczywiście wszystkich gorąco zapraszam na to spotkanie, zwłaszcza, że odbędzie się ono w ważnym dniu. 23 kwietnia obchodzimy bowiem Światowy Dzień Książki, czyli święto wszystkich, którzy kochają książki. Będzie mi bardzo miło jeśli zechcecie spędzić ze mną to popołudnie w księgarni Autorskiej i świętować premierę mojej najnowszej powieści „Antykwariat spełnionych marzeń”. Spotkanie połączone będzie z degustacją korzennej kawy, takiej samej, jaką pija Emilia, bohaterka Antykwariatu oraz rozmowami o książkach, które Was poruszają, dają nadzieję i pozwalają marzyć. Kochani, czekam na Was w księgarni Autorskiej o godzinie czternastej! Bardzo chętnie Was poznam!
Ta strona od dzis jest w moich top2 codziennych lektur 🙂