Jak to robią inni? Polityka w wymiarze lokalnym

Z Tadeuszem Ferencem, prezydentem Rzeszowa, rozmawia Tomek Majdosz

Od czasu, kiedy został pan prezydentem w 2002 roku, Rzeszów wyraźnie przyspieszył. Miasto rozrosło się ponad dwukrotnie, stało jednym z najbezpieczniejszych i najczystszych w Polsce. Według magazynu „Forbesa”, stolica Podkarpacia w 2016 roku była najatrakcyjniejszym miastem dla biznesu w Polsce, w przedziale miast liczących 150-300 tysięcy mieszkańców. Skąd ten sukces?

Trudno podsumować w kilku zdaniach ostatnie piętnaście lat. Może wyjaśnię to panu na zasadzie prawa sinusoidy. Okresu wzrostu i stagnacji. Właściciel Rzeszowa Mikołaj Spytek Ligęza jako pierwszy przyczynił się do rozwoju miasta, był hojnym fundatorem, i jak na tamte czasy dobrym biznesmenem. Potem nastąpił wyraźny spadek, Rzeszów stał się zapomnianą mieściną galicyjską, na drodze pomiędzy dwoma dużymi ośrodkami: Krakowem i Lwowem. Później widzimy kolejny progres za czasów ministra skarbu Eugeniusza Kwiatkowskiego. To wówczas w mieście powstały w ramach COP-u [Centralny Ośrodek Przemysłowy] duże zakłady produkcyjne: wytwórnia obrabiarek, fabryka komponentów i silników samolotowych WSK, obecnie wytwórnia pod nazwą Pratt & Whitney Rzeszów. Dalszy okres można potraktować jako kolejny zastój Rzeszowa. I ja akurat miałem to szczęście trafić na dobry czas, czas wzrostu w mieście.

Szczęście to jedno, ale umiejętne zarządzenie to drugie, czego panu nie można odmówić.

Sukces miasta, proszę mi wierzyć, nie jest zależny ode mnie, a od wielu ludzi i czynników. Do Rzeszowa przyjechali naukowcy, biznesmeni i we współpracy z samorządowcami po bardzo długich i żmudnych rozmowach wypracowali spójną politykę zarządzania miastem.

Na przykład?

Idąc z duchem nowości technologicznych, wspomnianą dawną fabrykę WSK, za sprawą amerykańskich inwestorów przekształcono w nowoczesną fabrykę produkującą m.in. silniki do samolotów F-16. Stworzono nowe miejsca pracy dla wysokiej klasy specjalistów i pracowników produkcji. Warto także przypomnieć nazwiska osób, dzięki którym Rzeszów wygląda jak nowoczesna metropolia: Marek Darecki, Adam Góral, Ryszard Walas. Dla przykładu Marek Darecki to twórca Doliny Lotniczej i całego klastra przemysłowego. Początkowo firm założycielskich było 18, w chwili obecnej jest ich 158, kolejne już aplikują oto, by wejść do współpracy. To przyciąga polskich i zagranicznych inwestorów, z firmami współpracują również uczelnie, m.in. Politechnika Rzeszowska, Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania. To wszystko wygląda jak samonapędzająca się maszyna gospodarcza, jednym słowem szkoda czasu, by się zatrzymywać.

Ktoś jednak musiał tę współpracę pobudzić i sprawić, by ci wszyscy ludzie ukierunkowali się w jednym celu. Przed objęciem funkcji prezydenta był pan prezesem spółdzielni „Nowe Miasto”, mieszkańcy osiedla bardzo dobrze wspominają tamten czas. Dzisiaj blokowisko jedenastopiętrowców to zadbane, zielone i czyste osiedle.

Wiem, że chce pan mówić o mnie, ale pozostawmy to w domyśle, powtórzę: rozwój Rzeszowa to działanie wielu ludzi, a nie jednego człowieka.

Pierwsze miejsce w 2015 roku dla najlepszego prezydenta, wg rankingu Neewseka, chyba nie jest dziełem przypadku?

Widzę jednak, że muszę panu choć trochę uchylić rąbka tajemnicy [śmiech]. Gdy zacząłem urzędowanie, Rzeszów liczył 53,69 km2. Raz zaistniała taka sytuacja: przyjechali do miasta biznesmeni, pokazałem im ówczesne tereny Załęża pod ewentualną inwestycję (przy oczyszczalni ścieków). Popatrzyli, pokiwali głowami i w końcu odjechali. Pomyślałem wówczas, że miasto, stolica województwa, musi koniecznie się poszerzyć, by pozyskać potencjalnych inwestorów, a to przecież pociągnie za sobą budowę osiedli, dróg. Dlatego już na początku 2003 roku, miesiąc po objęciu funkcji prezydenta miasta, wspólnie z radnymi podjęliśmy decyzję o poszerzeniu granic Rzeszowa. W 2006 roku włączyliśmy Słocinę i Załężę z gminy Krasne, następnie w 2007-08 Przybyszówkę i Zwięczycę, 2009 Białą, 2010 część Miłocina i Budziwój, a w 2017 Bziankę. Oczywiście pobudowane zostały nowe osiedla, usprawniona infrastruktura. Na początku zaczynaliśmy z budżetem na poziomie 370 milionów złotych, dzisiaj wynosi on 1 371 milionów i rośnie o 100 milionów w stosunku rocznym. Takie działania wymagają uporu, ale i odwagi, ponadto obserwujemy innych, jeździmy po całym świecie, ostatnio Chiny, Korea Płd, Hiszpania, Francja, USA. Podpatrujemy, wyciągamy wnioski.

Widać te działania nawet w szczegółach, dla przykładu z Dubaju przywiózł pan koncepcję pokolorowania wszystkich śmietników w mieście.

Otóż to, diabeł tkwi w szczegółach. Przyznam, że udało się zarazić ludzi chęcią do wprowadzenia czegoś nowego, nie obawiania się ryzyka.

Jak reagują na te pomysły mieszkańcy?

Społeczeństwo Rzeszowa często podpowiada, co jeszcze wprowadzić, jak udoskonalić, co im przeszkadza w mieście. Widać, że się cieszą, że czują się faktycznie mieszkańcami swojego miasta, że to oni decydują, a nie urzędnicy. Przykład, ostatnio obserwuję jak ludzie reagują na remont ulicy 3 maja, widzę jak chodzą i o dziwo nie słyszę żadnego narzekania, że rozkopane, że znowu jakieś przebudowy. Oni naprawdę się cieszą, że ich miasto po prostu pięknieje. I to są niebywałe zmiany w mentalności. Przecież wiemy, że my Polacy lubimy sobie ponarzekać, a tu proszę, można się uśmiechnąć i poczekać spokojnie na dobry finał.

Wielokrotnie mówi pan, że Rzeszów to miasto ludzi młodych. To imponujące przy niżu demograficznym, że ponad 100 tysięcy mieszkańców to młodzież szkolna i studenci, ale proszę powiedzieć, co z ludźmi w podeszłym wieku?

To nie jest tak, że Rzeszów jest wyłącznie dla młodych, owszem oni napędzają gospodarkę, wprawiają w ruch miasto, dodam, że średnia wieku w naszym mieście wynosi 39 lat. Ale starsi też żyją aktywnie. W Rzeszowie bardzo dobrze funkcjonują kluby seniora, ostatnio miałem przyjemność być na takim spotkaniu na „Nowym Mieście”. Kluby działają przy Domu Kultury, Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej, przy szeregu rodzaju towarzystw, których nie sposób zliczyć. Mamy wspaniały Uniwersytet Trzeciego Wieku, mnóstwo imprez miejskich dla starszych, młodszych, że wspomnę ostatnie Święto Paniagi, na które przychodzi tysiące rzeszowian i turystów. Organizujemy także dla mieszkańców darmowe objazdy autobusem po mieście. Bilety są już rozdane i zarezerwowane aż do lipca. I właśnie w trakcie takiego objazdu pokazujemy, zwłaszcza starszym mieszkańcom, którzy przecież kiedyś budowali miasto, jak ono się przeobraża, co zostało już wybudowane, a co jest w planach. Oni też uczestniczą w życiu Rzeszowa, bez nich nie byłoby dzisiejszej stolicy Podkarpacia.

Podkreśla pan rolę inwestorów zagranicznych, krajowych, a co z lokalnymi?

A czym byłby rozwój bez ich udziału? Mam ogromną sympatię do Sanoka, kiedyś dyrektorowałem w Transbudzie, budowaliśmy u was osiedla. Chciałbym żeby wasz największy potencjał biznesowy, jakim jest Autosan, pozyskiwał odbiorców tu, na Podkarpaciu. Niestety firma nie stanęła do przetargu na autobusy elektryczne dla Rzeszowa.

Wrócę jeszcze do kwestii rozwoju. Miasto ewoluuje, poszerzyło swoje granice dwukrotnie w ciągu dekady, nie obawia się pan, że ten dynamizm gospodarczy zostanie w którymś momencie przyhamowany? Sytuacja się po prostu ustabilizuje.

Nie sadzę. Moi następcy powinni być pazerni i głodni rozwoju, nie wolno się bać podejmować ryzyko. W Rzeszowie mieszka 33,5 procent ludzi z wyższym wykształceniem, to ogromny potencjał ludzi, którzy nie pozwolą przyhamować dynamizmu miasta. Ale pomóc im w tym muszą właśnie odważni samorządowcy. Mamy już protesty grupy niezadowolonych planami budowy Obwodnicy Południowej, dodam, że ta część Rzeszowa ma najsłabszą infrastrukturę. Obecnie remontujemy część ulicy Podkarpackiej, po to by połączyć ją z S19. Nie możemy stracić pozyskanych z Unii pieniędzy, miasto się poszerza i potrzebuje dróg. Mój następca będzie musiał twardo postawić warunki w celu dalszego progresu miasta. Nie można dać się zakrzyczeć niezadowolonym, bo oni zawsze się znajdą.

Mówi pan o następcy, który musi podejmować odważne decyzje, zdecydowane działania. Mimo wszystko ludzie będą odwoływać się do pańskiej prezydentury.

Staram się unikać wszelkich głosów, porównań i krytyki. Wychodzę z założenia, że nie powinno się mówić złego słowa na temat swoich poprzedników, bo taka postawa to zła metoda podniesienia swojej wartości. Stosuję tę zasadę od zawsze.

Jest też pan ponad partyjny.

Interesuje mnie polityka tylko w wymiarze pozyskania pieniędzy dla Rzeszowa. I nie ma dla mnie lewej czy prawej strony sceny politycznej, są wyłącznie mieszkańcy Rzeszowa.

1- Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc. Z archiwum UM Rzeszów
2 – Prezydent Tadeusz Ferenc przy przebudowie ulicy 3 maja – fot. Bogdan Szczupaj