OBROŃCA WESTERPLATTE W TEKSASIE

Tadeusz Barucki

Wybierając się do USA przygotowałem się oczywiście teoretycznie do tego, co mam tam zobaczyć, ale przyznać muszę – nawet ze skruchą – że na marginesie została sprawa Polonii amerykańskiej, losy Polaków, szukających tam jeszcze w XIX wieku nowej ojczyzny.

Mój architektoniczny program obejmował w San Antonio misje hiszpańskie a wśród nich Concepcon (1755) i Alamo (1799) – ta ostatnia sławna z zaciętej jej obrony Amerykanów, atakowanych przez wojska meksykańskie. Natomiast z tematyki współczesnej smakołykiem miał być – i był – tzw. River Walk, duże założenie urbanistyczne wzdłuż rzeczki płynącej przez miasto, co w warunkach amerykańskich – niezbyt podatnych na tego rodzaju przedsięwzięcia – było dużą ciekawostką.

Początek działań w tym zakresie wiąże się z dotkliwą powodzią w roku 1920, po której opracowano odpowiedni projekt (1921, Robert Hugman) z tamą i kanałem odciążającym główny nurt rzeki. Kolejna powódź w roku 1938 dzięki dokonanym zabezpieczeniom nie była już tak groźna, więc projekt River Walk rozbudowano do 4 km pasma wzdłuż rzeki, co jest w warunkach amerykańskich rzeczywiście dużym osiągnięciem. Tak więc po oglądnięciu tego co miałem zobaczyć i sfotografować w San Antonio jadąc w jego okolice dla zobaczenia tam jeszcze dalszych ciekawych Misji Hiszpańskich zobaczyłem nagle budynek z dużym napisem – po polsku – „Dom Polski”. W ten sposób zupełnie niespodziewanie trafiłem na ślady najstarszej polskiej kolonizacji w Teksasie, która – walcząc jeszcze z Indianami – zakładała w okolicy San Antonio kolejne osiedla jak Panna Maria, Częstochowa itp. Oczywiście, że natychmiast tam poszedłem. Drzwi były zamknięte, ale napis na nich informował, że prezes Polskiego Towarzystwa pan Kiełbasa osiągalny jest pod podanym telefonem.

Pojechałem więc dalej do Misji Hiszpańskiej i stamtąd zatelefonowałem na ten numer i dowiedziałem się, że w związku z przygotowaniami do uroczystości 3 Maja będzie on niebawem w Domu Polskim. Tam też spotkałem go, potomka pierwszych emigrantów – a był wśród nich i Kiełbasa, doradca ówczesnego prezydenta USA – ale również i radiotelegrafistę z załogi Westerplatte p. Zarębskiego, pracującego teraz w zakładach Boeinga w San Antonio.

„Panie drogi, co Pan tu robi ? Przecież my Panu pomnik tam stawiamy” (było to akurat po konkursie na Pomnik na Westerplatte i miałem jego fotografię) . „No widzi Pan – odpowiedział – początkowo to nawet pisałem do Gdańska, ale teraz, kiedy pracuję u Boeinga, to nie jest to dobrze widziane”. Wiedziałem, że w Gdańsku w centrum miasta, niedaleko Katowni budkę „Ruchu” prowadził były żołnierz również z załogi Westerplatte. Będąc tam kiedyś, później, zapytałem go o to. „Tak, rzeczywiście. Na początku pisał, ale potem jakoś przestał”. Wytłumaczyłem mu więc całą sprawę. Znacznie później żałowałem jeszcze bardziej, że nie przygotowałem się „polonijnie” do mej wyprawy, ponieważ w San Antonio w czasie, kiedy tam byłem, żyła jeszcze Pola Negri (1907-1987), którą chętnie bym odwiedził, podobnie jak mi się to udało z Mieczysławem Cybulskim (1903-1984) w Dallas, ale to już osobna sprawa.