Jedyną stałą jest zmiana. Wernisaż wystawy malarstwa Tomasza Mistaka w Warszawie

Tomasz Mistak twierdzi, że przez przypadek w Warszawie skumulowały się w jednym czasie trzy wystawy malarzy z Sanoka. – Tak się złożyło, zupełnie od siebie niezależnie, że najpierw miał wystawę Janek Szczepkowski, potem ja, następnie „Skład Doczepiony” – mówi artysta. Szturm malarzy z Podkarpacia na stolicę.

– Obrazy, które znalazły się na warszawskiej wystawie, zacząłem malować stosunkowo niedawno, żeby oderwać się od „zardzewiałych” kompozycji i prac abstrakcyjnych, które malowałem wcześniej. Miałem pokusę, by sobie zwyczajnie pomalować, pochlapać… Bez wyznaczania form na obrazie. I tak zacząłem malować pejzaże czy raczej quasi-pejzaże, bo one jednak są bardziej abstrakcyjne niż pejzażowe, ale gdzieś ten pejzaż się tam mimo wszystko przewija. I to jest „dyspersja”, a więc rozpuszczenie medium w medium; na moich obrazach pejzaż rozpuszcza się we mgle, farby akrylowe w wodzie, jednocześnie. Już kiedyś podobnie malowałem, tyle że wtedy były to „metropolie” – opowiada o swojej pracy Tomek Mistak. -We wszechświecie jedyną stałą jest zmiana i to dotyczy także moich prac.  W najnowszych obrazach przenoszę się bliżej natury.  Ogląd rzeczywistości może być błędny, linie horyzontu mogą ulec deformacji optycznej i zmylić zmysły obserwatora. W świecie, w którym króluje logika rozmyta i wszelkiego rodzaju interferencja nigdy nie wiadomo, jaki powinien być prawdziwy kształt rzeczy – dodaje.

Wystawy w dużych ośrodkach zwykle mają jakiś dalszy ciąg: kończą się obietnicą kolejnych wystaw, ciekawymi znajomościami, sprzedażą obrazów. Tomek Mistak uważa, że sprzedawanie obrazów nie jest najważniejsze dla artysty, chociaż każdy artysta chciałby zarabiać na życie sprzedając swoje prace. O wiele ważniejsze są twórcze pomysły i kontakt ze środowiskiem artystycznym.
msw