Interwencja w sprawie ściętych drzew. Czy były minister finansuje „Tygodnik Sanocki”?

Zadzwoniła do redakcji oburzona kobieta. Mówiła podniesionym głosem, ale rzeczowo: „Piękne kasztanowce, dęby i lipy ścięto na ulicy Żwirki i Wigury, a wy się tym nie interesujecie! Pewnie finansuje was Szyszko. Dziękuję”.

Sprawa nie jest śmieszna. Niejednemu, nam również, łza kręciła się w oku na widok ścinanych na Żwirki i Wigury 21 drzew.

Chcemy więcej miejsc parkingowych, skarżymy się na dziurawe chodniki, brzydkie i niefunkcjonalne obiekty, ale gdy przychodzi czas na porządkowanie terenu pod oczekiwane inwestycje, wówczas podnosimy raban.

Drzewa zostały wycięte na podstawie Decyzji Starosty Sanockiego, wydanej 14 grudnia 2017. Sprawę dokładnie przeanalizowano i stwierdzono, że drzewa będą przeszkodą dla tego wszystkiego, co kryje się pod nazwą „Przebudowa i modernizacja stadionu Wierchy”, a więc budowy bieżni lekkoatletycznej, remontu ogrodzenia. Ich korzenie i tak zostałyby podczas prac budowlanych naruszone, co skazałoby je na stopniowe obumieranie, a usychające konary stanowiłyby zagrożenie dla pieszych oraz użytkowników stadionu. Ponadto drzewa rosnące w bezpośrednim sąsiedztwie ciągów kanalizacyjnych, energetycznych, ciepłowniczych mogłyby w przyszłości powodować awarie sieci.

Zapewniono nas, że w miejscach wyciętych drzew oraz w miejscach wyznaczonych do odpoczynku zostaną wykonane nasadzenia zastępcze.

Ogromnie żałujemy, że Żwirki i Wigury wygląda teraz tak, jak wygląda, naprawdę. A że nie pisaliśmy, nie wszczynaliśmy alarmu? Po fakcie? Możemy apelować do władz miasta i powiatu, aby o tego typu decyzjach mieszkańcy byli informowani wcześniej. I żeby mieli świadomość, że ingerencja w miejską przestrzeń w pożądanym celu ma swoją cenę.

Oburzona kobieta nie pozwoliła nam dojść do słowa, do słuchawki wypowiedziała trzy zdania, jedno z nich miało być zapewne obelgą, a okazało się kalumnią. „Tygodnika Sanockiego” nie finansuje minister Szyszko. Może szkoda…

W międzyczasie zadzwoniła inna kobieta w sprawie wycinki drzew na Żwirki i Wigury. Tym razem rozmawiałyśmy dłuższą chwilę. Padło pytanie: „Czy coś możemy zrobić, żeby to powstrzymać?” Wytłumaczyłam, że raczej nie. Że chodzi o parking, o stadion, o remont ulicy. Na koniec rozmowy, prośba: „Ale niech pani napisze, że my, mieszkańcy, chcemy o takich rzeczach wiedzieć wcześniej, chcemy o tym rozmawiać, wspólnie się zastanowić, przekonać – co warto, a czego nie warto poświęcić”. W telefonie cisza, a potem jeszcze, szeptem pełnym żalu: „One tam były od zawsze…” – usłyszałam.

msw