W prostocie tkwi sukces – proziaki

Sanok zwariował – winny placek

Dla jednych zapach ten i smak kojarzy się ze wspomnieniem dzieciństwa oraz krzątającej się przy piecu babci. Dla innych to zupełnie nieznany dotąd przysmak. Ale każdy, gdy chociaż raz go spróbuje, to z pewnością zrobi to ponownie. Choć mowa tylko o proziakach, to połączenie ich z niebanalnymi dodatkami tworzy wyjątkową kompozycję, a wszytko dzięki Oli i Pawłowi, właścicielom Proziakowni.

W prostocie tkwi sukces

Regionalna kuchnia polska jest smaczna, prosta i sezonowa. Każdy region ma swoją perełkę. Podkarpacie ma proziaki, które w 2006 roku zostały wpisane na listę tradycyjnych produktów. Swoją nazwę zawdzięczają prozie, czyli sodzie oczyszczonej, która jest głównym składnikiem placków. Na sodę na tych terenach mówiono proza. W innych częściach Podkarpacia na ten przysmak mówi się: prozioki, placki na sodzie, prołozioki, łosuchy, sodziaki, prołzioki.

– Proziaki to placki z charakterystycznego ciasta pieczonego na blasze. Ciasto jest na bazie mąki, jajek, soli, cukru. Dwa najważniejsze składniki to proza oraz składnik nabiałowy, czyli kwaśny kefir, zsiadłe mleko lub maślanka, której akurat używamy – mówi Paweł Barwikowski, właściciel Proziakowni.

Placki są tradycyjnym przysmakiem kuchni podkarpackiej. Zwyczaj ich wyrobu sięga 150 lat.

– Większość osób pochodzących z tych stron pamięta, jak babcie w swoich domach piekły na piecach proziaki. Ludzie przychodząc do nas i często o tym wspominają. Placki wracają do łask jako zapomniany smak, zaś Sanok oszalał na ich punkcie – mówi zadowolona Ola Barwikowska.

Właściciele Proziakarni bazują na tradycyjnym przepisie, który jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Jednak ich proziaki są inne, swoją ulepszoną recepturę dopracowywali przez rok.

– Próbowaliśmy rożnych proziaków w wielu miejscach i w końcu udało nam się stworzyć poniekąd własną recepturę. Jednak to nie jest tak, że proziak zawsze wyjdzie taki sam. Wiele zależy od składników z jakich korzystamy, od jakiego producenta jest maślanka lub mąka, od wilgotności ciasta czy temperatury – wyjaśnia Paweł.

Sanoczanie oszaleli

W 2016 roku powstała Bieszczadzka Ambusadą, czyli foodtruck w kultowym Autosanie H9. Małżeństwo jeździło po całej Polsce ze swoimi proziakami, ale również innymi potrawami kuchni regionalnej. Zaglądali również do Sanoka, na popularne zloty foodtrucków.

– Jeżdżąc Bieszczadzką Ambusadą podobało nam się życie na walizkach, sprzedawanie jedzenia, podróże i poznawanie nowych miejsc – opowiada Ola.

Para otwierając foodtrucka postanowiła promować kuchnię bieszczadzką. W ich menu nie pojawiły się kolejne burgery, frytki czy zapiekanki, ale coś czego jeszcze nie było.

– W Sanoku z naszym busem bywaliśmy kilka razy do roku i zawsze myśleliśmy, że to miasto nie będzie miejscem w którym sprzedadzą się proziaki. Kraków, Wrocław te rejony owszem, ale tutaj gdzie sanoczanie mają proziaki na co dzień. Po co mają je kupować akurat u nas – mówi para.

Szybko okazało się, że byli w błędzie. Na zlotach foodtrucków zawsze wyjeżdżali mile zaskoczeni. Kolejki do busa była zawsze tak długie, że musieli zamykać przed czasem, bo skończyły im się składniki. Małżeństwo postawiło otworzyć lokal w Sanoku. 20 grudnia na sanockim Rynku powstała Proziakownia, w której serwowane są na miejscu świeżo wyrabiane i pieczone proziaki ze wspaniałymi dodatkami.

– Do otwarcia lokalu zachęciły nas głównie udane imprezy z udziałem naszego foodtrucka. Niestety bus jest bardziej sezonowy, ponieważ więcej imprez odbywa się w lecie, dlatego chcieliśmy mieć coś, co pozwoli nam się utrzymać przez cały rok – wyjaśnia małżeństwo.

Ludzie są bardzo mile zaskoczeni, gdy dowiadują się, że proziaki serwuje im małżeństwo z Sanoka.

– Proziakarnia na Rynku to strzał w dziesiątkę. Mamy nadzieję, że decydując się na taki krok nie pomyliliśmy się – twierdzi zgodnie małżeństwo.

Proziakowe inspiracje

Wertując książki kucharskie strona po stronie, małżeństwo doszło do wniosku, że kuchnia regionalna z naszych terenów to nic innego jak ziemniaki i kiszona kapusta. Danią są bardzo ubogie, dlatego poszukiwali dalej. Barwikowscy to kuchenne samouki. Wszystkiego nauczyli się sami. Szukali, podpatrywali, tworzyli, aż udało im się osiągnąć perfekcje w tym co robią.

– To był mój pomysł – mówi zadowolony właściciel Proziakowni. Pamiętam jak pojechaliśmy do znajomych i tam właśnie zobaczyliśmy, jak nasz znajomy piecze proziaki na piecu i przypomniałem sobie o nich. Mówię: „czemu nie”?! – wspomina Paweł.

Chociaż proziaki są sprzedawane w większości tutejszych piekarniach to właściciele wyrabiają wszystko własnoręcznie. Proziaki są wypiekane na miejscu z dodatkami, które wymagają od nich
wiele wysiłku i przygotowania.

– Włoska pita była inspiracją na nadzienia do naszych placków. Okazuje się, że farsz do proziaków był sporym wyzwaniem, ponieważ większość ludzi kojarzy proziaka posmarowanego masłem – twierdzą zgodnie.

Gdy ktoś pierwszy raz przyjdzie do Proziakarni na zwykły placek to następnym razem próbuje z nadzieniem, a warianty są przeróżne. Z kurczakiem, burakiem i fetą, wołowiną czy z farszem na pierogi ruskie lub z wędzonym pstrągiem.

Większość produktów robią sami. Jak chociażby kiszonki czy ubijają masło. Wszystkie podkuty kupują od lokalnych przedsiębiorców.

– Zawsze staramy się by, był w naszych daniach był jakiś akcent lokalności – kwitują.

dcz