Okrągłe rocznice

Porozmawiajmy o Pankowskim

„Angażowałem się w promocję twórczości Zdzisława Beksińskiego i bardzo pozytywnie odbieram to, co się ostatnio wydarzyło w Sanoku. Jeżeli hucznie zamierzamy obchodzić 90. rocznicę urodzin Beksińskiego, to pojawia się pytanie: co z setną rocznicą urodzin Mariana Pankowskiego?” – pyta dr hab. Tomasz Chomiszczak i opowiada o recepcji twórczości literackiej sanoczanina, więźnia obozu koncentracyjnego, wykładowcy na Université Libre w Brukseli.

Stulecie urodzin to nie tylko okrągła rocznica, która się doskonale nadaje do uczczenia. Brałem udział w wielu konferencjach naukowych i, jeśli to tylko było możliwe, proponowałem tematy związane z twórczością Mariana Pankowskiego. Obserwując reakcje słuchaczy, wiem, że jest to nazwisko, które wzbudza bardzo duże zainteresowanie i które jest i będzie czymś trwałym. W listopadzie we Wrocławiu odbywała się konferencja pod hasłem „Pisarze wobec polskiego kodu kulturowego”. Okazało się, że pomimo całej „wsobności” i świadomie wybranej „osobności” – bo przecież po wojnie zamieszkał w Brukseli, nie w Paryżu czy Londynie – rozdarty między Zachodem a Polską, jest Pankowski jednocześnie postacią bardzo ważną dla polskiej literatury i nikt tego nie kwestionuje. A Belgowie, którzy nie są skorzy do pochwał wobec przedstawicieli innych narodowości? Jeżeli dyrektor Muzeum Literatury w Brukseli, który osobiście Pankowskiego znał, po zapoznaniu się z moim referatem stwierdza, że Pankowski był niezwykle aktywny i pracowity w popularyzowaniu polskiej literatury wśród czytelników belgijskich i że koniecznie należy o tym wspominać, to to już o czymś świadczy.

Chyba nie przesadzę, jeżeli powiem, że jeśli chodzi o sanoczan w polskiej kulturze XX wieku, to Pankowski jest, według mnie, najwybitniejszy.

Twórczość to jedno. Wielu można znaleźć twórców z Sanoka w XX wieku. Pankowski jest autorem wierszy, dramatów, prozy, felietonów, ale też tłumaczeń. Jest też niestrudzonym popularyzatorem polskiej literatury za granicą, autorem wielu prasowych wypowiedzi na ten temat. Trudno znaleźć kogoś równie aktywnego i zaangażowanego na tym polu. Jego wysiłek w tłumaczeniu polskiej literatury, objaśnianiu polskiej kultury i przekładaniu idiomów tej kultury i idiomów języka dla frankofonów jest nie do przecenienia. A jego antologie polskiej poezji – on sam dokonał czegoś, nad czym zazwyczaj pracuje sztab ludzi. Sam wybrał utwory, przetłumaczył, sporządził noty biograficzne autorów i jeszcze wydał własnym kosztem. Mało kto by sobie na to pozwolił. Wiedział, czuł, że tak trzeba.
W pracy akademickiej odnosił literaturę polską do literatury europejskiej. Był patriotą w bardzo nowoczesnym znaczeniu tego pojęcia.

Warto też mieć w pamięci to, co Marian Pankowski zrobił dla Sanoka. Niemalże co drugi jego tekst posiada odniesienie do Sanoka. Kiedy udzielał wywiadów, wypytywano go, gdzie to jest, gdzie leży ten jego magiczny gród, tak często wzmiankowany w powieściach, opowiadaniach i wierszach. Cierpliwie tłumaczył położenie, sytuację geopolityczną i wprowadzał swoje rodzinne miast do obiegu literatury światowej. Przed laty do Sanoka przyjeżdżali jego brukselscy studenci, chcąc na własne oczy zobaczyć miejsca, opisywane w konkretnych utworach, które im się kojarzyły z realizmem magicznym. Jego studentka, potem tłumaczka „Smagłej swobody” Elisabeth Van Wilder, także inni tłumacze poprzez Pankowskiego docierali do Sanoka.

Marian Pankowski został Honorowym Obywatelem Sanoka, ale to było bardzo dawno i pokolenie młodych sanoczan nie może tego pamiętać. Od tamtej pory, a było to przeszło dwie dekady temu, nic w związku z Pankowskim, pamięcią o nim nie wydarzyło się, jakby władze miasta i osoby zajmujące się promocją, które ulubiły przywoływać slogan o „mieście kultury” akurat o Pankowskim wolały nie pamiętać. Nie ma ulicy jego imienia, choćby malutkiej. Jest tabliczka na ławeczce w Rynku, ale to naprawdę niewiele.
Dramaty Mariana Pankowskiego zainteresowały niedawno Instytut Badań Literackich, wydano je i Teatr Wybrzeże w Gdańsku jeden z nich, „Śmierć białej pończochy”, wystawił na swojej scenie. Uczciwie trzeba powiedzieć, że te dramaty znacznie częściej są prezentowane w teatrach zagranicznych, nie w polskich.

Pod koniec roku w Brukseli zostanie uczczona setna rocznica urodzin Mariana Pankowskiego, odbędzie się specjalny wykład w Królewskiej Akademia Nauk, przyjadą goście z całego świata. Nie wyobrażam sobie, żeby Sanok w tym czasie milczał.
Osobiście bardzo się staram, by wszędzie, gdzie tylko możliwe, mówić o Pankowskim, zarażać Pankowskim. Mój indywidualny wysiłek to jednak za mało. W Sanoku jest kilka osób, które od lat usiłują coś wokół Pankowskiego i jego twórczości zrobić, ale ich jest garstka. Z drugiej strony – każda inicjatywa pokazuje, że w wielu ośrodkach uniwersyteckich w Polsce studenci czytają i piszą prace na temat twórczości sanoczanina i są nią bardzo żywo zainteresowani, gotowi w każdej chwili przyjechać, wziąć udział nawet w takim wydarzeniu, jak prezentacja kolejnego tomu „Acta Pancoviana”. Swoją drogą te „Acta”, na których promocję przychodzi niewielu sanoczan, w Polsce są czytane i cytowane w pracach naukowych, więc wysiłek wydawniczy, podejmowany przez Miejską Bibliotekę Publiczną, z całą pewnością nie idzie na marne.
Czasami myślę, że w Sanoku mogłaby być przyznawana nagroda literacka imienia Mariana Pankowskiego. Niektóre miasta zdobywają się na podobny wysiłek, a to następnie skutkuje bardzo efektowną promocją. Wspomnijmy Nagrodę Gdynia, której zresztą Pankowski był laureatem w roku 2008. Pankowski był pisarzem niepokornym, prowokacyjnym, gotowym na nieustanną rozróbę w polszczyźnie, więc nagrodę jego imienia można by przyznawać pisarzom, którzy tacy właśnie próbują być – odważni, łamiący stereotypy.

Marian Pankowski przez całe swoje twórcze życie szedł pod prąd. Wierny sobie, nieulegający modom ani tym bardziej obowiązującej w danym momencie koniunkturze. Nigdy nie płynął w głównym nurcie. Kroczył swoją drogą, wbrew trendom emigracyjnym i wbrew trendom obowiązującym w Polsce. Im większy dystans czasowy dzieli nas od jego biografii, tym on sam staje się coraz bardziej wyrazisty i budzi uznanie, które nie słabnie, a wręcz przeciwnie, zatacza coraz szersze kręgi. Grzechem by było tutaj, w Sanoku, jego rodzinnym mieście, nie wykorzystać tego i sprawić, aby Pankowski kojarzył się nie tylko z Brukselą, nie tylko z Krakowem, Warszawą czy Lublinem, gdzie wydano wiele z jego książek, ale przede wszystkim ze swoim rodzinnym miastem.

Wysłuchała Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz