Dar serca z Niemiec i Belgii

 

Niemcy, Belgia i Sanok, co łączy te miejsca? Przede wszystkim przyjaźń i bezinteresowna pomoc. Anna Małek z Reinheim z Niemiec oraz Teresa Wolfs z Belgii to wspaniałe kobiety, które od kilkudziesięciu lat wspierają wiele sanockich instytucji. Pomimo granic, jakie dzielą nasze miasta, bezustannie pomagają podopiecznym i potrzebującym mieszkańcom.

W Sanoku istnieje Koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Sanoku, które działa od 1991 r. Celem Towarzystwa jest niesienie pomocy osobom bezdomnym, ubogim, niepełnosprawnym w duchu patrona, św. Brata Alberta. Jedną z placówek jest „Dar serca”, która powstała
w 1992 roku. Znajduje się ona przy ul. Kościuszki 22.
– Mamy kilka placówek, w tym również „Dar serca”. To punkt, gdzie wydawana jest odzież oraz jest prysznic. Osoby potrzebujące mogą
w każdej chwili skorzystać z łaźni oraz wybrać sobie ubrania – mówi Alicja Kocyłowska, prezes Towarzystwa im. św. Brata Alberta w Sanoku.
Udzielana jest tam pomoc rzeczowa w postaci odzieży, obuwia, kocy, kołder, poduszek, pościeli. Na wsparcie mogą również liczyć rodziny dysfunkcyjne, wielodzietne, niezaradne życiowo, pogorzelcy i byli podopieczni domów dziecka.
– Nie tylko przekazujemy odzież. Gdy dochodzi do dramatycznych sytuacji losowych, które wymagają naszej pomocy, przygotowujemy wszystko, co jest najbardziej potrzebne dla danej osoby. Sanocki MOPS oraz GOPS również zgłaszają się do nas
o pomoc, wtedy nasze wolontariuszki organizują niezbędne przedmioty – wyjaśnia prezes.
Wolontariusze oraz pracownicy placówek starają
się corocznie organizować paczki mikołajkowe oraz świąteczne, a także wyposażenie szkolne dla rodzin, które tego najbardziej potrzebują. W „Darze serca” pracuje sześcioro wolontariuszy. Wiele
z nich poświeciło swój wolny czas, by oddać go potrzebującym. Niektórzy z nich pracują od samego początku istnienia Koła.
– W placówce jest pięć wolontariuszek i jeden wolontariusz. W każdy piątek do pomocy przy kąpieli wysyłamy z naszej placówki podopiecznego – dodaje.
Ubrania oraz wiele sprzętów czy słodyczy placówka otrzymuje od darczyńców. W tym wszystkim nieopisany udział ma pani Anna Małek oraz Teresa Wolfs, bez których wiele rzeczy nie udałoby się robić, a sporo osób nie otrzymałoby odpowiedniej pomocy, na którą zasługują.
Pani Anna jest sanoczanką, która od lat mieszka
w Niemczech. Jest mocno związana z Towarzystwem Brata Alberta.
– Od początku istnienia Koła Ania Małek z nami współpracuje. W tym roku wypada wspaniały jubileusz 25-lecia współpracy pomiędzy naszymi miastami. Pani Ania nie tylko angażuje się w pomoc na odległość. Gdy tylko była ku temu okazja odwiedzała Sanok. Cały czas interesuje się życiem naszego Koła – opowiada nasza rozmówczyni.
Wolontariuszki zbierają pampersy, odzież, sprzęty gospodarstwa domowego oraz urządzenia medyczne. Ich zaangażowanie jest niezmierne. Ponadto przyjaźnią się z wolontariuszkami z Sanoka.
– Są ze sobą blisko związane do dzisiejszego dnia, i mimo że pani Anna jest już straszą osobą, nadal aktywnie pomaga i dalej pracuje. Podobnie pani Teresa, która również bezustannie ofiaruje nam swoją pomoc. Gdy tylko zwracamy się do nich o pomoc, to zawsze możemy na nią liczyć – dodaje.
Pomimo że są daleko, obie wolontariuszki robią to z potrzeby serca. W każdej placówce jest jakaś cząstka tych dwóch wspaniałych kobiet.
– Mamy wielki szacunek do nich oraz do burmistrza
Reinheim, który również angażuje się w niesienie pomocy. Przez tyle lat nie zniechęcili się. To ludzie o kryształowych sercach – twierdzi Kocyłowska.
Pani Anna chociaż od lat mieszka w Niemczech, to nadal interesuje się Sanokiem. Zawsze chce być o wszystkim poinformowana, o tym co dzieje się w mieście oraz w placówkach, które wspiera. Gdy tylko odwiedzała Sanok musiała udać się z wizytą do wszystkich instytucji i pozaglądać w każdy kąt.
Pomagają nie tylko wolontariusze, ale również zwykli mieszkańcy Sanoka. Wiele osób przynosi do placówek rzeczy, które potem trafiają do potrzebujących.
– Należy pamiętać, że wszystkie rzeczy powinny być czyste i w miarę dobrym stanie. Nie mamy możliwości ich
wyprać – wyjaśnia.
Do placówki można przynieść ubrania oraz inne rzeczy zarówno dla kobiet, mężczyzn, dzieci, jak i dla osób starszych, ponieważ bieda dosięga w różnym wieku. Każdy z nas może kiedyś potrzebować pomocy drugiej osoby.
Wolontariusze, którzy pracują na miejscu, muszą zmagać się z wieloma trudnościami. Mają kontakt z osobami, które są brudne, pod wpływem alkoholu, niekiedy agresywne.
To bardzo ciężka i wymagająca praca.
– Darzę podziwem naszych wolontariuszy, bo to praca bezinteresowna – kończy Alicja Kocyłowska. – Oni z tego tytuły nie mają nic oprócz słowa dziękuję i wdzięczności ludzi, którym ofiarowały pomoc. Wkładają w to całe swoje serce.

Dominika Czerwińska