Trzy historie o Polakach ratujących Żydów w Ustrzykach Dolnych – opowiada Witold Mołodyński

Po raz drugi 24 marca 2019 r. obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Niedawno redakcję „Tygodnika Sanockiego” odwiedził Witold Mołodyński, autor książki „Bieszczadzkie okupacje. 1939 – 1945”, w której pisał m.in., że – zamieszkując te tereny od urodzenia – jest jednym z ostatnich świadków wydarzeń do połowy roku 1945. Była okazja, by zapytać o Polaków ratujących Żydów.

Witold Mołodyński opowiada trzy historie:

Z getta w Ustrzykach Dolnych wywożono Żydów do obozu straceń. Z transportu, pomiędzy Brzegami Dolnymi a Krościenkiem, uciekło kilku Żydów i schroniło się w lesie. Nie mieli nic do jedzenia. Którejś nocy przyszli do Brzegów – prawdopodobnie do znajomych, którzy wozili drewno do ich tartaku – i poprosili o żywność. Mieszkańcy Brzegów dali im to, co mogli, trochę ziemniaków, sera, jajek, nie wiem, czy w zamian wzięli jakieś pieniądze. Żydzi wrócili do lasu. Niemcy szybko zorientowali się, że brakuje kilku osób w transporcie. Była zima, więc po śladach mogli się przekonać, w którym miejscu więźniowie wyskoczyli z pociągu, i bez większej trudności dotarli do kryjówki w lesie. Przy uciekinierach była żywność, otrzymana od mieszkańców Brzegów. Rozpoczęło się śledztwo – pytanie o pochodzenie żywności. Niemcy zażądali, by zaprowadzić ich do tych, którzy udzielili zbiegom pomocy. Przypuszczalnie ze strachu albo z nadzieją, że ocalą życie – zaprowadzili żandarmów do dwóch domów. Niemcy zabrali wszystkich, i uciekinierów, i gospodarzy, wraz z rodzinami, i wywieźli do obozu zagłady. To był właściwie kres naszej pomocy, bo wiedzieliśmy, że za to grozi kara śmierci.

******

Niemcy rozstrzeliwali Żydów w Lutowiskach. Była tam młoda Żydówka, która upadła do dołu wraz z zabitymi, a została jedynie lekko ranna. Ocknęła się, kiedy już nikogo nie było, i naga wydostała się z rowu i uciekła do Chmiela. Tam pomógł jej ksiądz. Uratował jej życie. Co się z nią potem stało, nie wiadomo. Nikt o to nie zdążył zapytać, ksiądz po wojnie stamtąd wyjechał.

******

Trzecia opowieść odnosi się nie tylko do ochronki dla dzieci w Ustrzykach Dolnych. Dotyczy wielu zakonów, ochronek w Polsce, na Kresach – nie wiadomo, ile dzieci rodziny żydowskie ukryły w przedszkolach, prowadzonych przez polskie zakonnice i księży. Do ochronki w Ustrzykach Dolnych, prowadzonej przez zakonnice, pewna pani pochodzenia żydowskiego aż ze Lwowa przywiozła córeczki. Zakonnice nauczyły dzieci modlić się i całą wojnę je ukrywały. Pod koniec wojny za frontem armii radzieckiej szły organizacje żydowskie. Dziewczynki zostały zabrane. Zakonnice wyjechały, mówiono, że do Starej Wsi, nikt o nich nie pisał, nikt nie udokumentował tego, że one narażały życie, chroniąc żydowskie dzieci. Takich przypadków może być więcej. Ani one, ani nikt w ich imieniu nie posadził w Izraelu Drzewka Pokoju. Jedna z tych uratowanych Żydówek, po latach, będąc już na emeryturze, przyjechała z Izraela do Ustrzyk, dowiedzieć się czegoś, zobaczyć to miejsce, w którym przeżyła wojnę. Tymczasem Ustrzyki całkowicie się zmieniły po okupacji sowieckiej, Rusinów wysiedlono, natomiast osiedlono tam nową ludność, która nie była zainteresowana, by sięgać – nawet do najnowszej – historii. Nikt nie wiedział, że tutaj ocalały dwie małe Żydówki i że opiekowały się nimi zakonnice, narażając swoje życie. Starsza pani z Izraela pytała o jezioro, przy którym była ochronka. Powiedziano jej, że w Ustrzykach nie ma jeziora. Urzędnik, który z nią rozmawiał, nie zdawał sobie sprawy, że dla małej dziewczynki jezioro to były stawy nad rafinerią. Tam mieściła się ochronka. Nie przyszło mu na myśl, żeby odesłać kobietę do kogoś, kto mógłby coś wiedzieć, pamiętać. A pamiętały dwie osoby: moja stryjanka z Brzegów i ja, który wiedziałem o wszystkim od swego kolegi, Jędrka Dziduszki, który mieszkał niedaleko i opowiedział mi o tym.

******

Przypominając te historie, chciałbym uczcić Dzień Pamięci o Polakach ratujących Żydów, a wieczne odpoczywanie niech będzie dla tych, którzy zginęli w obozie”.

Witold Mołodyński

Witold Mołodyński – urodził się w 1928 roku w Ustrzykach Dolnych. Dorosłe życie spędził we Francji, pracując jako architekt. Od wielu lat zamieszcza w prasie wspomnieniowe artykuły i wydaje książki. Współpracuje z „Tygodnikiem Sanockim”.