Łukasz Bałut, tegoroczny finalista olimpiady biologicznej

Co jakiś czas z nieukrywaną przyjemnością informujemy czytelników o sukcesach sanockich uczniów. Na łamach „Tygodnika Sanockiego” wyjątkowo często goszczą olimpijczycy z I Liceum Ogólnokształcącego. Przy okazji ponownego sukcesu licealisty poprosiliśmy o komentarz dyrektora Roberta Rybkę – KLIK 
Poprosiliśmy by kilka słów o sobie powiedział Łukasz Bałut.

Łukasz Bałut, tegoroczny finalista olimpiady, zapytany, od kiedy i dlaczego zainteresował się biologią, roześmiał się szczerze i odpowiedział:

Od zawsze. Z biologią wiąże się zabawna historia. Kiedy byłem mały, miałem może siedem , często bywałem u dziadka na ulicy Jezierskiego. Dziadek miał telewizor. Ja jako dziecko, wiadomo, chciałem oglądać bajki, ale dziadek miał oprócz „Jedynki” i Dwójki” tylko programy przyrodnicze. Chcąc nie chcąc, trzy lata spędziłem na oglądaniu programów typu Animal Planet czy National Geografic Planet TV. I od tego się zaczęło. W liceum zacząłem pogłębiać wiedzę z biologii i chemii i tu muszę dodać, że będąc na olimpiadzie biologicznej, otrzymałem informację o wynikach Podkarpackiego Konkursu Chemicznego im. Łukasiewicza, organizowanego przez Politechnikę Rzeszowską, że udało się mi osiągnąć tytuł laureata. Była to dla mnie ogromnie miła niespodzianka.

Po liceum wybierasz się…?

Na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie. Kierunek matematyczno-przyrodniczy z wiodącą chemią medyczną. Kierunek rozległy.

Opowiedz o przygotowaniach do olimpiady na kółku biologicznym.

W większości rozwiązywaliśmy testy z poprzednich lat, ale nie tylko. Zapoznawaliśmy się z preparatami roślinnymi. Izolowaliśmy DNA, np. z kiwi. Robiliśmy rożne eksperymenty. A co do testów, im bliżej olimpiady, tym szybciej je rozwiązywałem. Doszło do tego, że byłem szybszy od pana dyrektora!

– Co było najtrudniejszego w olimpiadzie biologicznej?

Żaden etap nie był prosty. Badaliśmy przyciąganie ślimaków przez produkty spożywcze. To nie było nieskompilowane. Etap testowy to 40 pytań na dwie godziny! Niektóre pytania były obszerne, ich treść obejmowała całą kartkę, z tej treści trzeba było wyciągnąć wnioski. Później mieliśmy zadania do wykonania w pracowni botanicznej i zoologicznej. Tu miałem szczęście, bo w pracowni zoologicznej trzeba było przeprowadzić sekcję ryby, a rybę akurat miałem na szkoleniu. Mieliśmy też do wykonania np. transformację plazmidu i na podstawie pewnych sekwencji – wykazanie drzewa DNA. Robiliśmy również chromatografy. Jak widać, wiedzę trzeba było mieć szeroką, ale dzięki poziomowi nauczania w naszej szkole, udało mi się zostać finalistą olimpiady.

Rozmawiała Edyta Wilk