Dom Dziecka – dom potrzeb
Redakcję „Tygodnika Sanockiego” zaproszono na niecodzienne spotkanie. Katarzyna Dąbrowska uzyskała grant, który wspomógł sanocki Dom Dziecka. Uczestnicząc w tym pozytywnym wzruszającym wydarzeniu, przyjrzeliśmy się funkcjonowaniu domu oraz potrzebom, które wysuwają się na pierwszy plan.
Historia sanockiego Domu Dziecka
Początki działalności opiekuńczo – wychowawczej w Sanoku sięgają okresu dwudziestolecia międzywojennego. W tym czasie funkcjonowała ochronka prowadzona przez Zakon Sióstr Służebniczek. Ochronka znajdowała się przy ulicy Mickiewicza w budynku nr 38. 1 kwietnia 1949 roku w wyniku upaństwowienia ochronki powstaje Państwowy Dom Dziecka w Sanoku. Pierwszą kierowniczką placówki była Pani Helena Haduch. W momencie powstania w placówce znajdowało się 37 dzieci. W 1951 roku charakter placówki zmienia się z koedukacyjnej na żeńską.
W latach 1951 – 1956 zostaje przeprowadzony generalny remont budynku, w trakcie, którego powstają pomieszczenia na piętrze. Od tego momentu przez szereg lat w każdym roku szkolnym w placówce przebywa średnio około 35 wychowanek.
W roku szkolnym 1981/82 Dom Dziecka w Sanoku ponownie staje się placówką koedukacyjną.
W roku 2000 Państwowy Dom Dziecka zostaje połączony z Państwowym Pogotowiem Opiekuńczym w wyniku, czego powstaje Powiatowy Zespół Socjalizacyjno – Interwencyjny. Następnie w roku 2005 decyzją Władz Powiatu zostaje zlikwidowane pogotowie opiekuńcze, a nowa placówka (tzw. część socjalizacyjna) przyjmuje nazwę: Powiatowa Placówka Socjalizacyjna i pod taką nazwą funkcjonuje do dnia 30 maja 2011 roku. W tym dniu została zmieniona na Dom Dziecka im. sw. Józefa w ten sposób została połączoną przeszłość z teraźniejszą. Zadbano by ze starej placówki przenieść figurę patrona. W tym czasie zwrócono się do Starostwa o zmianę nazwy placówki.
Opiekę „duchową” nad placówką i jej wychowankami, sprawuje od wielu, wielu lat stojący w ogrodzie św. Józef.
Teraźniejszość
Obecnie Dom Dziecka znajduje się w budynku po dawnym internacie przy ulicy Sadowej. Został tam przeniesiony 15 sierpnia 2008 roku. Mieszka w nim 30-stu podopiecznych. Część dzieci niestety jest z rożnym stopniem niepełnosprawności. Przy takiej ilości dzieci jest wiele rożnych potrzeb.
– Staramy się zapewnić dzieciom jak najlepsze warunki – mówi dyrektor Ewa Pruchnicka – obecnie trwa remont ostatniego piętra.
Dom Dziecka przeniesiono do budynku w którym mieścił się Internat. W tym momencie trwa remont. Kolorowe, pstrokate pomieszczenia, mieszkańcy chcą zmienić na pastelowe przyjazne i stonowane. W remoncie nieodpłatnie pomagają osadzeni z Uherzec Mineralnych.
– Nie mogę się nachwalić jaki to sumienni fachowcy. Codziennie stawiają się o wyznaczonej porze i pracuję cały czas. Mało tego. Jeden z naszych podopiecznych marzył o pokoiku w delikatnym popielatym kolorze. Farby jakie dostaliśmy to były już gotowe kolorowe mieszanki. Panowie uparli się, że marzenie chłopczyka spełnią i tak długo kombinowali z farbami, aż uzyskali jego wymarzony kolor – podsumowuje pracę pracowników nieodpłatnych pani dyrektor.
Po odmalowaniu większości pomieszczeń dyrektor placówki marzy o wymianie mebli. Te którymi dysponują mają już ponad 10 lat. Widać na nich ślady używania. Niektóre są obklejone – wiadomo dzieci chcą podkreślić swoją indywidualność nawet na meblach. Meble są na bieżąco reperowane, ale niestety niektórych już naprawić się nie da. Skąd na to wziąć środki?
Nauka samodzielności
Przy pokojach dzieci mają łazienki i kuchnię. W łazienkach są pralki, by dzieci uczyły się samodzielności. Wiszące pranie w korytarzu nadaje miejscu przytulnej swojskości. W pokojach bielutkie firanki, na łóżkach ukochane przez dzieci maskotki.
– Przyuczamy dzieci do samodzielności. Najchętniej chyba lubią spędzać czas w kuchni. Kiedy organizowaliśmy warsztaty kulinarne wszystkie dzieci były bardzo zadowolone. Uwielbiają również zajęcia taneczne.
Niezwykłe boisko
Obok Domu jest spore boisko na którym rośnie wypielęgnowana trawa. Mimo niesprzyjającej pogody widać, że murawa jest w doskonałym stanie.
– Zaadaptować boisko pomogli nam sanoczanie mieszkający w Stanach Zjednoczonych działający w Stowarzyszeniu Sanok Razem., Wcześniej pomagali nam w innych drobnych inwestycjach. Sanoczanom zza oceanu ogromnie dziękujemy. To boisko służy nie tylko uprawianiu sportu, choć ten niektóre dzieci wyjątkowo lubią. Boisko to dla nich miejsce na pikniki. Kiedy przychodzą ciepłe noce rozbijamy tutaj namioty, by dzieci mogły odczuć klimat biwaku. Robimy co możemy by czuły się dobrze.
Dzieci uwielbiają wycieczki. Niestety nie jest to proste. Na wakacje część dzieci mogła pojechać do rodzin, jednak większość musiała zostać w domu. Dzieci wyjątkowo wspominają biwak w Myczkowcach na którym byli ze swoimi opiekunami w zeszłym roku.
– Trzeba było widzieć tę radość w ich oczach! Dla nich bardzo ważne było, że my jesteśmy tam z nimi. Czasami mówią, że mają nas dość, że nie chcą z nami rozmawiać, jak to dzieci, ale niektóre mają tylko nas. Ten czas na biwaku był dla nich niezwykły. Jak czas na normalnym wypadzie z rodziną. W tym roku nie udało się zorganizować takiego biwaku, ale wszyscy mają nadzieję, że w przyszłym się uda.
Rozśpiewany autobus
„Tam idź, gdzie słyszysz śpiew. Tam ludzie serca mają. Źli ludzie wierzaj mi – nigdy nie śpiewają” – pisał Norwid. Skąd ten cytat w tym miejscu? Dzieci uwielbiają śpiewać, zwłaszcza jadąc autem. A auto jest następną potrzebą – najpilniejszą w Domu Dziecka.
– Mamy busa – opowiada dyrektor – ale to już staruszek , aż boję się co się stanie kiedy już odmówi posłuszeństwa. Teraz są wakacje więc jest mniej eksploatowany, natomiast w roku szkolnym jest używany cały czas. Dzieci chodzą do różnych szkół. Cześć dzieci, ze względu na niepełnosprawność nie może korzystać z komunikacji miejskiej. Niektórzy muszą być dowożeni na miejsca rehabilitacji, czy na rożne terapie. Zdarzają się takie dni, że jedno dziecko trzeba zawieźć np. do specjalisty do Krosna, a drugie w tym samym czasie do Rzeszowa. Pomaga nam wtedy Starosta Powiatu Sanockiego i pożycza służbowe auto. Jednak musimy mieć swój sprawny pojazd, bo w głównej mierze chodzi o bezpieczeństwo.
Ten pojazd nie jest taki zwykły. Dzieci które w nim jadą do szkół nigdy nie są cicho. Zawsze śpiewają, a te które nie potrafią śpiewać popiskują lub krzyczą do rytmu. Wychowawcy nazywają auto „rozśpiewanym autobusem”.
Nieoczekiwana pomoc
Nasza wizyta w Domu Dziecka nie była przypadkowa. Dowiedzieliśmy się, że Katarzyna Młynarska przygotowała wsparcie w postaci środków czystości. Wychowawcy i wychowankowie przygotowali z tej okazji słodki poczęstunek. Miało być poważnie i dystyngowanie, ale dzieci widząc gości i prezent, nie opuszczały nas, przytulały się, wskakiwały na kolana. Po spotkaniu, które miało być bardzo oficjalne wszyscy udali się do ogrodu, gdzie dzieci wymusiły wspólną zabawę oraz domagały się zdjęć.
– Dziękujemy ogromnie pani Kasi. Pamiętam, że kiedy zadzwoniła z pytaniem w czym może nam pomóc siedziałam przed rachunkami i zastanawiałam się jak to wszystko pospinać. Ta pomoc spadła nam jak z nieba.
Pani dyrektor nie ukrywa, że potrzeb jest wiele. Jedne się zaspokaja, drugie wychodzą na wierzch. Dom żyje. Podopiecznych jest dużo, wielu ze szczególnymi potrzebami. Wychowawcy starają się sprawić by dzieci już dotknięte przez los, miały jak najlepsze warunki, bo tego czego najbardziej potrzebują, rodziny nie są wstanie im przywrócić.
Rodzina
Wychodząc z domu natykam się na mężczyznę przeskakującego po dwa stopnie, wykrzykującego imię jednej z wychowawczyń. Kiedy drobna kobieta wychodzi, trzymając za rękę małą podopieczną, mężczyzna wychowawczynię podnosi w uścisku do góry. Radość, śmiech, łzy wzruszenia.
– To nasz wychowanek – tłumaczy pani dyrektor – jest już usamodzielniony, pracuje, jednak co jakiś czas przyjeżdża do nas. W końcu przez tyle lat z nami mieszkał.
Wychowankowie nie rozstają się z Domem na zawsze. Dzwonią, piszą, wpadają z wizytą. Wychowawców traktują jak rodzinę. I tak sobie myślę, czy te dzieci, które spotkałam zapamiętają braki w umeblowaniu, czy serdeczność osób dla których praca jest rzeczywiście powołaniem.
Wzruszający reportaż!
Wzruszyłam się!