Otwórz drzwi Komańczo!

Komańcza to jedna z najpiękniejszych beskidzkich świątyń, może warto wykorzystać ten atut do rozwoju turystyki w regionie?

Komańcza, to miejscowość położona w południowej części Podkarpacia w dorzeczu Osławy, na styku Beskidu Niskiego i Bieszczad. To jeden z najczystszych obszarów w kraju.
O walorach turystycznych gminy świadczy przynależność do regionu etnograficznego kultury Łemków przejawiająca się bogatą architekturą sakralną i świecką, językiem, strojami i zwyczajami. Na terenie Gminy Komańcza znajduje się jedno z największych skupisk XIX wiecznych cerkwi w Polsce posiadających kompletny ikonostas.

Te walory coraz częściej dostrzegają turyści, którzy lubią poznawać, odkrywać, drążyć historię uczyć się nowych miejsc. Regiony wokół Komańczy to przepiękne krajobrazy. Przyjeżdżają tutaj turyści z całej Polski, przyjeżdżają turyści zza granicy – często potomkowie mieszkańców, objętych wysiedleniami, przywożący przyjaciół, znajomych.
Niepodważalnym walorem tego regionu jest architektura sakralna zachowana w stanie sprzed kilku wieków. Obiekty sakralne w przeszłości nie zostały zniszczone dzięki determinacji wiernych i lokalnej społeczności. Po kilkudziesięciu latach teraz doceniamy dziedzictwo, które pozostało w kulturze i sztuce sakralnej.

Same cerkwie regionu są doskonałym miejscem docelowym wycieczek indywidualnych i zorganizowanych. Wymarzonym punktem programu dla odwiedzających jest możliwość obejrzenia wnętrza cerkiewek. Niektóre z nich są otwierane na tzw. „zawołanie” – podany numer telefonu obok pomaga skontaktować się z osobą, która cerkiewkę otwiera. W cerkwi w Szczawnem w sezonie jest pani Anna, która angażując swój czas z zamiłowaniem opowiada o cerkwi i jest tam codziennie.

Podobnie podjęto próby otwierania cerkwi w Komańczy – miejsca docelowego całej rzeszy turystów. W ubiegłym roku (2018) według informacji, które uzyskaliśmy od dziekana Parafii ks. Juliana Feleńczaka w sezonie cerkiew była codziennie otwierana. Informacja o możliwości wejścia do cerkwi obiegła środowisko przewodnickie i zatoczyła kręgi coraz dalej. Turyści ochoczo zmierzali do Komańczy, by po raz pierwszy od czasu jej spłonięcia móc zobaczyć to kulturowo znane miejsce.

Nadmienimy tutaj, że cerkiew w Komańczy w swojej historii płonęła dwukrotnie. W 1800 roku, kiedy spłonęła – mieszkańcy wsi, natychmiast podjęli decyzję o budowie nowej świątyni.

13 września 2006 roku historia zatoczyło koło – około godziny 19-tej po raz drugi spłonęła cerkiew w Komańczy.

Z pożaru ocalała dzwonnica oraz krzyż przycerkiewny. Cerkiew pod wezwaniem Opieki Matki Bożej została dzięki zaangażowaniu ogromnej społeczności wiernie zrekonstruowana.
Rok 2019 w sezonie miał również zapowiadać się otwarciem drzwi cerkiewnych. Niestety jak zwykle zawodzi czynnik ludzki. Wolontariacko nie zawsze było to sumiennie otwierane, bardziej przypadkowo. Ludzie docelowo przyjeżdżali do Komańczy i odchodzili zawiedzeni. Pojawiło się wiele krytycznych uwag.

– Jestem tutaj już ”enty” raz, mieszkam 700 km od Komańczy, słyszałam, że w końcu parafia zdecydowała się otwierać cerkiew, przyjeżdżam z rodziną i co? Znowu zamknięte. Nie ma nawet numeru telefonu by do kogokolwiek zadzwonić. Dałabym na ofiarę. Ale nie ma nawet, komu… „ – mówi zbulwersowana starsza kobieta, która podjechała pod cerkiew z grupą ludzi dwoma samochodami. Innym razem słyszę rozmowę grupy motocyklistów, którzy podjechali w kilkanaście osób – „ no miała być otwarta, i co? Piąty raz w tym sezonie tutaj jestem i ciągle całuję klamkę…”

W czym tkwi problem? Niestety ks. Proboszcz Marek Gocko nie bardzo chciał rozmawiać w tym temacie. Twierdził, że cerkiew jest otwarta w sezonie i on nie widzi problemu – „ Kluczy nie będę dawał byle, komu, bo spaliła mi raz bezpieka cerkiew, teraz byle, kto i byle kiedy nie będzie mi wchodził”- padają takie gorzkie słowa – „ jak koś chce to do mnie dzwoni i otwieram, ale wiadomo, że też mam obowiązki i nie zawsze tutaj jestem, a w sezonie był chłopak i otwierał. Inni nie otwierają, to, w czym widzi pani problem?”– kończy rozmowę ks. proboszcz.

Jak już wspomniałam zawodzi czynnik ludzki, a jeśli nie wiadomo, o co chodzi to także chodzi o pieniądze. Obiekty sakralne finansują się w większości same. Natomiast wszelkie otwieranie tych obiektów niesie za sobą potrzebę pracy wolontariackiej. Tak ma się sytuacja w Szczawnem, w Turzańsku, w Smolniku n/Osławą, ostatnio w Baligrodzie no i we wspomnianej Komańczy.

Może warto byłoby z lokalnymi samorządowcami podjąć próby współfinansowania zatrudnienia osób odpowiedzialnych za otwarcie tych zabytkowych i turystycznie ciekawych świątyń. One właśnie przyciągają tutaj w regiony turystów, a w konsekwencji – utworzą możliwość rozwoju gospodarczego. Może lokalne społeczeństwo również rozważy możliwość wspólnego rozwiązania tego problemu – gdyż jakby na to nie patrzeć – to „uciekają” turyści. Komańcza staje się miejscem tranzytowym na mapach wycieczek, a co za tym idzie – brak na lokalnym rynku ofert skierowanych pod turystów. Kwadratura koła…
Komańcza coraz bardziej „starzeje” się społecznie. Brak perspektyw rozwoju, brak inicjatyw społecznych w celu podniesienia walorów tego jednego z piękniejszych miejsc w Polsce prowadzi do emigracji młodych ludzi. Uciekają w tereny gdzie znajdą pracę i wrosną w inną społeczność duchową i wyznaniową. Społeczność Komańczy kurczy się brakiem perspektyw rozwoju. A posiadając takie perełki, jakimi są cerkiewki, Klasztor Nazaretanek, tereny i krajobrazy – wystarczyłoby skonsolidować działania.

– Pochodzę z Małopolski, tam samorządowcy potrafią się porozumieć z parafiami, są projekty współfinansowania zatrudniania bezrobotnych ludzi do pilnowania i otwierania zabytkowych obiektów sakralnych, które przyciągają turystów. Na tym wszyscy korzystają. Cały region, agroturystyka, gastronomia, pamiątkarstwo. Czemu nie wykorzystać takich walorów, jakimi są regiony Komańczy, Turzańska, Kulasznego, Rzepedzi, Morochowa – pyta na koniec rozmowy Dziekan Julian Feleńczak.

Powtarzając pytanie, – W czym tkwi problem by nie wykorzystać turystycznie walorów tego regionu?

Lidia Tul-Chmielewska