Szlakiem nieistniejącej wsi – Sokołowa Wola

Choć dawniej miejsce to tętniło życiem, zewsząd słychać było rozmowy, a po łąkach wypasały się zwierzęta, to teraz tylko pozostałości po dawnych domostwach, stare krzyże i nagrobki przypominają nam, że wieś niegdyś była zamieszkała. Sokołowa Wola to nieistniejąca wieś Bieszczadów. Jednak swoim urokiem oraz malowniczymi krajobrazami urzekła uczestników rajdu.

Rzęsisty deszcz, gęsta mgła oraz błoto nie odstraszyło uczestników rajdu „Szlakami nieistniejących bieszczadzkich wsi – Sokołowa Wola”, który zorganizował Zarząd Koła Terenowego nr 1 przy Oddziale PTTK „Ziemia Sanocka” w Sanoku. Sokołowa Wola to nieistniejąca wieś, która położona jest na północ od Czarnej Dolnej, pod wzgórzem Kiczera. Wieś liczyła w XIX wieku 46 domów oraz 268 mieszkańców, głównie grekokatolików.

W wiosce istniał młyn oraz dwie karczmy. Z biegiem czasu wieś stawała się coraz bardziej wyludniona. Podczas II wojny światowej wieś była częścią ZSRR. Dopiero 1951 roku ponownie wróciła do Polski, jednak pozostała niezamieszkana, a tutejsze tereny przejęło Państwowe Gospodarstwo Rolne. Po dawnej wsi przetrwały jedynie drzewa owocowe, krzyż na 950-lecie Chrztu Rusi, zapomniane nagrobki i kilka cegieł oraz kamieni. 20 osobowa grupa podróżników wraz z przewodnikiem, Stanisławem Sieradzkim odkrywała zapomnianą wieś, w której znajdowała się grekokatolicka cerkiew filialna pw. św. Dymitra. Na przy cerkiewnym cmentarzu znajduje się kilka mogił, żelazne i stalowe krzyże oraz dwa nagrobki.

Turyści wędrowali bezdrożnymi terenami, gdzie odnajdywali przedmioty dawnego użytku. Spacerując po przedwojennych drogach natknęli się na stare cegły, garnki, patelnie czy narzędzia rolnicze. Udało się odnaleźć zasypaną studnię, z której sprzed laty korzystali tutejsi ludzie oraz miejsca po piwnicach. Po drodze wędrowcy mijali okazałe rozlewiska bobrowe i podziwiali okoliczną przyrodę, której nie zmienił człowiek. Rozciągająca się gęsta mgła dodawała tajemniczości niezamieszkałej wsi. Po intensywny opadach deszczu małe potoczki zmieniły się w rzeczki, przez które wędrowcy musieli się przeprawiać. Na trasie znajduje się tajemnicze źródełko. Bąbelki wydobywające się z wnętrza ziemi zrobiły na turystach ogromne wrażenie. Mofeta, bo tak określa się zjawisko powierzchniowych ekshalacji wulkanicznych, to miejsce gdzie ze szczelin w ziemi wydobywają się pęcherzyki dwutlenku węgla, towarzyszy im charakterystyczny bulgot. Jest to bardzo rzadkie zjawisko w Bieszczadach. W powietrzu unosił się zapach siarki. Wędrowcy przemierzali nie tylko bezkresne bezdroża, polany i łąki.

Przejście przez urokliwy las, skąpany w podmokłych liściach doprowadził turystów na leśną polanę skąpana w bladej mgle. Niestety nie mogli oni podziwiać wspaniałych widoków, które roztaczają się na okolicę. Co niektórzy próbowali uruchomić swoją wyobraźnie i wymyślić sobie bajeczną krainę. Pomimo trudnych warunków pogodowych, grzęźnięcia w błocie oraz przepraw przez potoki udało się odkryć zapomnianą wieś i zdobyć Pasmo Żukowa, które należy do Gór Sanocko-Turczańskich. Czterogodzinna wędrówka zakończyła się przy wspólnym posiłku oraz opowieściach przewodników o Bieszczadach i nie tylko. Na kolejne odkrywanie nieistniejących już dzisiaj wsi, turyści muszą poczekać do wiosny.

dcz