Anna Padamczyk – Budzyn Klub Sanockich Fotografików

 

Korzystać z życia, brać garściami to co nam daje los

Jakiś czas temu odwiedzalismy Klub Sanockich Fotografików. Na naszej stronie internetowej gościła już pani Maria Kępa, i pan Marian Kraczkowski. Dzisiaj przedstawiamy Annę Padamczyk – Budzyn.

Obecnie nie mieszkasz w Sanoku, ale jesteś z nim bardzo związana.

Z Sanokiem jestem związana od urodzenia. Tu dorastałam, tu uczyłam się spojrzenia na świat i jego interpretację. Nie tylko tu. Aktualnie mieszkam w Bieszczadach, ale do Sanoka zaglądam kiedy tylko mogę, do mamy, siostry, przyjaciół, czy na spotkanie KFS. Tu również zaczęłam swoją przygodę z fotografią. Na początku były to pejzaże, detale przyrody, a ulubionym miejscem do eksperymentów ze światłem i cieniem był miejski park. Kilka „chwil” później, kiedy wróciłam ze studiów, koleżanka mojej siostry zaproponowała abym przystąpiła do Klubu Fotografików Sanockich. To mnie tu „ukorzeniło”. Poznałam fajnych ludzi, zaangażowanych w swoją twórczość fotograficzną, podobnie jak ja. Podobnie, bo łączy nas jedna pasja, a różnią punkty widzenia! Z tego powstają ciekawe zdjęcia, a co za tym idzie interpretacja planowanych wystaw.

Od kiedy zaczęłaś swoją przygodę z fotografią?

Doskonale pamiętam jak „miałczałam” mamie, że chcę aparat fotograficzny, bo wszyscy (w klasie) mają tylko ja nie. No i się doczekałam, na piętnaste urodziny dostałam „małpkę” (mały kompakt) od mamy i siostry. Od razu wypstrykałam całą kliszę i trzeba było kupić nowy film. Tak przepadłam w fotografii, a ze mną wypłata mojej mamy (na pewien czas). W pewnym momencie mama postawiła ultimatum: będę dawać pieniądze na film i zdjęcia ale pod warunkiem, że na nich będziesz! No więc, robiłam zdjęcia, a znajomych prosiłam, by mi zrobili 2- 3 tak abym była widoczna. Trzeba było sobie radzić. Utrzymałam w ten sposób „przyzwolenie”, chociaż łatwo nie było. Gdy poszłam do szkoły reklamy, od taty „pożyczyłam” Zenita TTL. Zamiast kupować jedzenie, kupowałam rolki filmów i wywoływałam zdjęcia. Moje menu było bardzo skromne, ale gra warta była świeczki. Zabawy, eksperymenty fotograficzne tylko mnie utwierdziły w tym, że jest to „mój świat’.

Gdzie pojawia się inspiracja?

Pojawia się niemal wszędzie. Miałam etap odbić wystaw sklepowych i kałuż. Idąc deptakiem, moje oczy oglądają wystawy sklepów, zachęcające do zakupów danych produktów i nagle widzę wybrzuszenie perspektywy od stojącego kolorowego wazonu, gdzie obok wystaje jakaś gałązka zmieniająca perspektywę odbicia. Zatrzymuję się i robię zdjęcie, albo i dwa. Takim miejscem było Almi Decor na deptaku. Czasami można było coś ciekawego uchwycić. Był też etap kałuż, w których widziałam odbicia najczęściej zniekształconych gałęzi drzew, najchętniej z liśćmi, kamieniami w środku, coś co nadawało dynamikę perspektywy..

Ulubione miejsca W Sanoku?

Trudne pytanie. Sanok zmienia swój wizerunek prawie non- stop, i jeżeli nie są to większe zmiany, to nawet wycięcie drzew przy drodze sprawia, że to już nie jest to samo. Nagle ulice zrobiły się gołe i perspektywa fajnego miejsca znika z mapy ulubionych miejsc. Nie wątpliwie, na tę chwilę jest to: park, ogródek jordanowski na śródmieściu i wójtostwie, Skansen, jak również podwórka starych kamienic w centrum miasta. Lubię też skwerek obok (poniżej) zamku.

Jako artstyczna dusza, gdzie dostrzegasz miejsca które w Sanoku można by zmienić?

Bruk na zieleń! Brakuje zieleni w mieście, w sensie estetyki wizualnej. Trochę cienia od drzew w centrum, gdzie ludzie spacerują, chodzą do barów, zabierają dzieci na spacer. Nie chodzi mi o to, aby nagle dżunglę robić, ale powiew świeżego powietrza gdy są upały..

Plany na przyszłość.

Najlepszy plan to brak planu. Korzystać z życia, brać garściami to co nam daje los – okazje, możliwości rozwoju lub poznania czegoś nowego. Cieszyć się z drobiazgów i prostych gestów. I zawsze korzystać z dobrego światła! (fotograficznie).

Ulubiona fotografia.

Nie jedna, nie dwie.. Najwięcej mam ich z cyklu odbić, lubię również te z cyklu powstałych na warsztatach cyjanotypii. Niektóre ulubione są rozmazane, niewyraźne, ale z wyraźnym kolorem.

Rozmawiała Edyta Wilk

edytawilk@tygodniksanocki.pl