(Prze)Kozak w sutannie

 

(Prze)Kozak w sutannieKontuzja sprawiła, że odkrył nową pasję, jaką stało się bieganie. Pod koniec ubiegłego roku ksiądz MICHAŁ KOZAK, katecheta z I Liceum Ogólnokształcącego, częściowo spełnił swoje marzenia, startując w Maratonie Ateńskim.

 

Od ilu lat ksiądz biega?

Mniej więcej od siedmiu, gdy postanowiłem spróbować swych sił na półmaratonie w Jarosławiu. Wtedy jeszcze regularnie grywałem w piłkę, więc z kondycją nie było problemu. Potem jednak nastąpił rozbrat z futbolem przez poważny uraz kolana, dlatego przerzuciłem się na bieganie, które jest zdecydowanie mniej kontuzjogenne.

Zakładam, że starty w wyścigach wymagają regularnych treningów.

Początkowo biegałem tak, by sprawdzić, czy dystans 21 km jest dla mnie osiągalny. Do wspomnianego półmaratonu przez trzy miesiące przygotowałem się samodzielnie. Czasem podpytałem kogoś, ale zasadniczo było to zwykłe, poranne bieganie. Później, kiedy apetyt wzrastał po kolejnych startach, zacząłem szukać konkretnej pomocy. Udało mi się nawiązać kontakt ze znanym jarosławskim zawodnikiem Łukaszem Traczem, który do dzisiaj mnie prowadzi, pilotując starty. Ja oczywiście nie trenuję codziennie, bo jako ksiądz prowadzę rekolekcje, sam je przeżywam, czasami są też pielgrzymki, więc bywa, że tydzień czy nawet dwa są całkiem „wyjęte” ze sportu. Jednak z reguły staram się biegać pięć razy w tygodniu.

Jakie dystanse ksiądz pokonuje podczas treningów?

Różne – w zależności od tego, jaki jest cel i do czego się przygotowuję. Zwykle są to trasy liczące od 10 do 30 km. Jeżeli w planie jest maraton, czy coś jeszcze dłuższego, to wtedy takie wybieganie przydaje się. Treningi nie są częste, bo też nie o to chodzi, żeby były bardzo długie. Są zróżnicowane: bieganie, treningi siłowe, tempowe.

Jesienią ubiegłego roku startował ksiądz w Maratonie Ateńskim, który biegaczy kusi przede wszystkim historyczną otoczką, odwołując się do słynnej bitwy pod Maratonem. Jakie to uczucie przekroczyć metę w tym szczególnym wyścigu?

To zawsze jest sukces i radość, jednak Maraton Ateński ma coś w sobie. Jestem już po kilkunastu wyścigach na królewskim dystansie i każdy ma swoją specyfikę. Ten był moim pierwszym zagranicznym, w dodatku w kolebce maratonu. Na mnie największe wrażenie zrobiła ogromna liczba kibiców, którzy dopingowali zawodników na całej długości trasy. A warto zaznaczyć, że wyścig nie zaczyna się i kończy w jednym miejscu, tylko wiedzie z Maratonu do Aten. Startowało około 600 zawodników z Polski, na trasie często pojawiały się biało-czerwone flagi, słychać było pozdrowienia, do tego wyścig odbywał się w przeddzień 11 listopada, dnia tak dla nas ważnego.

Jaki wynik udało się osiągnąć?

Finiszowałem z czasem 3:10, dobrym jak na moje możliwości, choć nie był to rekord życiowy. Rezultat ten dał mi 301. miejsce generalnie w stawce około 20 tysięcy uczestników, a jednocześnie 12. wśród Polaków.

W jakich innych biegach brał ksiądz udział?

Jeżeli chodzi o maratony, był to mój pierwszy zagraniczny. W Polsce zaliczyłem starty w kilku miastach, m.in. Warszawie, Krakowie, Lublinie i Poznaniu. W ramach tego ostatniego wyścigu przez trzy lata organizowane były Mistrzostwa Polski Duchowieństwa. Potem przeniesiono je do Rzeszowa, gdzie odbyły się już dwie edycje. Zaliczyłem też Maraton Benedyktyński z Przemyśla do Jarosławia. Ponadto na koncie mam szereg innych startów, od 2-kilometrowych po ultra biegi, które sprawiają mi największą przyjemność.

Jakie miejsca udało się wywalczyć na Mistrzostwach Polski Duchowieństwa?

Dwa lata byłem złotym medalistą, a w ubiegłym roku przypadł mi brązowy krążek.

Jakie są księdza sportowe plany na rok 2020?

Moje marzenie to start w Maratonie Londyńskim. Gdyby się nie udało, to może Praga lub Berlin, bo są blisko. W kraju biegiem sezonu jest dla mnie oczywiście Maraton Rzeszowski, podczas którego będę chciał odzyskać tytuł Mistrza Polski Duchownych. Kusi mnie też organizowany od niedawna Bieg Pierre Giorgio Frasatiego, który połączony będzie z Mistrzostwami Polski Duchowieństwa w Półmaratonie Górskim. Chciałbym mocniej „pójść” w biegi górskie, ultra. Na miejscu mamy taką możliwość, bo jest chociażby Festiwal Biegu Rzeźnika.

Czy w księdza przypadku można mówić o połączeniu sfery duchowej z bieganiem?

Dla mnie to działa w drugą stronę. Bieg pomaga mi w kształtowaniu duchowości, gdyż człowiek ustawiony jest na trzech filarach rozwoju: fizycznego, psychicznego i duchowego. Bieganie wykorzystuję do rozwoju duchowego. Oczywiście każdy bieg rozpoczynam i kończę znakiem krzyża i modlitwą. Czasem towarzyszy mi ona na trasie, co jednak jest trudne, bo wymaga to dużej koncentracji. Niekiedy posłucham książki na słuchawkach. Zwłaszcza w przypadku długich biegów staram się jakoś dodatkowo wykorzystać ten czas.

Jakieś rady dla adeptów biegania, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z tym sportem?

Warto się poradzić kogoś z doświadczeniem, choćby w celu uniknięcia błędów. Piętą achillesową nowicjuszy jest bowiem to, że próbują biegać zbyt szybko, przez co można łatwo „spalić” początek, czego potem nie da się już odrobić. Więc zaczynajmy powoli – to jest pewien długotrwały proces. Najważniejsze, żeby nie stracić pasji biegania. A żeby ją w sobie rozbudzić, bieganie musi nam sprawiać przyjemność.

 

Rozmawiał Dominik Brajta