Robert Płaziak o sytuacji szpitala w Lesku

W sanockim szpitalu wstrzymano wszystkie planowe przyjęcia pacjentów. Brak informacji, czy pomoc jest udzielana w nagłych przypadkach dezorientuje społeczeństwo. Wiemy natomiast, że Oddział Zakaźny jest pełny, a w Sanoku stwierdza się co raz więcej zakażeń wirusem COVID-19. Jak długo szpital będzie wstrzymywał planowane przyjęcia pozostaje niewiadomą. Dyrektor szpitala wypowiedział się na jednym z lokalnych  portali, iż istnieje konieczność dostawienia łóżek na Oddział Zakaźny. Występują problemy z brakami kadrowymi, jednak nie dowiadujemy się, jakie rozwiązania zostały przewidziane, by ponownie umożliwić pacjentom hospitalizację, bo przecież nie chorują tylko na koronawirusa.  Inne choroby nie dają taryfy ulgowej i wciąż atakują organizmy wedle własnego uznania. Wskutek działań antycovidowych zostały one jednak zmarginalizowane i zepchnięte na boczny tor. Dzisiaj nie, ale jaki będzie tego skutek w przyszłości? Pomimo wielu prób kontaktu nie udało nam się uzyskać odpowiedzi na powyższe pytania od Grzegorza Panka, dyrektora SPOZ w Sanoku. Udaliśmy się więc do naszych sąsiadów, by spytać, jak przedstawia się sytuacja w Wojewódzkim Szpitalu w Krośnie oraz SP ZOZ w Lesku.

 

Robert Płaziak – Dyrektor SP ZOZ w Lesku

Robert Płaziak – Dyrektor SP ZOZ w Lesku

 

Czy w związku z zamknięciem sanockiego szpitala zaobserwowaliście Państwo napływ pacjentów spoza powiatu leskiego? 

Szpital w Sanoku nie jest złym szpitalem, wymaga dobrej ręki i będzie działał, jest niezwykle potrzebny z uwagi na swój potężny potencjał. Warto wspomnieć, że Oddziały w sanockim szpitalu nie są zamknięte, bo przyjmują przypadki nagłe, jednak jak to wygląda w rzeczywistości trudno mi powiedzieć. Wiem, że SOR działa, jednak nie wiem, jaka liczbowo przedstawiają się zasoby ludzkie. We wtorek pod leskim szpitalem stały trzy karetki, cały SOR był pełen pacjentów. W obecnej sytuacji nie ma jakiegoś specjalnego napływu pacjentów, on po prostu istnieje od dłuższego czasu. Skończył się sezon wakacyjny, turyści wyjechali, co nie ukrywam zmniejszyło znacznie obciążenie i usprawniło nam pracę. Natomiast jest masa pacjentów, których powinniśmy przyjmować z podejrzeniem COVID, a przyjmujemy również tych ze stwierdzonym COVIDEM. Zorganizowaliśmy cztery łóżka dla pacjentów z podejrzeniem zakażenia. Niektórzy pacjenci ze zdiagnozowanym zakażeniem leżeli ponad 72h. Ledwo udało nam się przekazać ich do Przemyśla i Łańcuta. Karetka która czekała od południa została przyjęta dopiero wieczorem z uwagi na zajęte izolatki. Napływ pacjentów jest podobny jak kiedyś, jednak COVID kategorycznie zmienił, utrudnił ich obsługę. Ograniczyliśmy przyjmowanie pacjentów w poradniach, ale lekarze chcą przyjmować, musimy jednak minimalizować ryzyko.

Czy podpisaliście państwo jakiekolwiek porozumienie ze szpitalem w Sanoku (by pacjenci mogli zostać przetransportowani do Waszej placówki?) 

Pacjenci nie mają rejonizacji. Mogą sobie wybrać dowolny szpital w Polsce i nikt nie ma prawa ich wyrzucić z tego miejsca. Nie jest wymagana umowa, kiedy pacjent dowie się, gdzie może się leczyć to tam pojedzie.

 Jakie rozwiązania zostały przewidziane w momencie, gdy zostanie zarażony personel medyczny? 

My badam personel w trybie redukcji ryzyka zatrzymania pracy szpitala, czyli osoba która schodzi z dyżuru a wskazuje na objawy jest badana. Jeżeli wynik jest negatywny to wraca do pracy, a następny, który schodzi z dyżuru robi wymaz i w ten sposób nie „zabije się” oddziału. Ograniczamy nasze funkcjonowanie, ale staramy się by była stała rotacja. W ten sposób postępujemy w odniesieniu do całego personelu. Wykorzystujemy tabele w których określamy kontakty z osobami zarażonymi, ich długość, sposób zabezpieczenia, samopoczucie. Codziennie dostaję raporty o stanie personelu i raporty epidemiologiczne. Staramy się określić, na którym oddziale coś się pojawiło i jakie są ryzyka i jakie mogą być zagrożenia. Staramy się minimalizować ryzyko i oczywiście może się to nie udać, bo na przykład okaże się, że np.: lekarz zostanie zamknięty na kwarantannie z kontaktu. Działamy w zasadzie na wyczucie. W tej sytuacji nie ma stereotypów i schematów. Musimy działać doraźnie.

Jak dramatyczna musiałaby być sytuacja, żeby podjęto decyzję o całkowitym zamknięciu oddziałów?

Odwróciłbym to pytanie. Jak dramatyczna będzie musiała być sytuacja, żeby wszystkie oddziały zaczęto otwierać. Oddziały są już praktycznie zamknięte na przyjęcia planowe, więc to chyba żadna dramatyczna sytuacja? Problemem jest brak koordynacji i współpracy. Dzwonię i pytam czy nie moglibyśmy porozmawiać o wykorzystaniu anestezjologa, by uruchomić blok w sąsiednim szpitalu i móc operować, na co zderzam się ze ścianą, że to się nie uda. Następnie proszę o pediatrów, bo akurat mam jednego na zwolnieniu lekarskim a jednego na kwarantannie i też dostaję odmowę. Brak współpracy jest dramatem samym w sobie. Mam ogromną nadzieję, że ta sytuacja pokaże, że trzeba zreorganizować służbę zdrowia, a jeżeli tak się nie stanie nie będziemy jej nazywać służbą zdrowia a działalnością leczniczą. Należałoby do naszego codziennego języka na powrót wprowadzić takie słowa jak odwaga, czy empatia, które pozwolą na to by służba zdrowia była dla pacjentów.

W Sanoku został zamknięty Oddział chirurgii urazowej i intensywnej terapii, co w tej sytuacji z pacjentami, którzy doznają urazu lub w wyniku losowego zdarzenia znaleźli się w sytuacji, która zagraża ich życiu? Czy trafiają do Was? Zostały w tym kierunku podjęte jakieś rozmowy z dyrektorem Grzegorzem Pankiem?

Tak, oczywiście, trafiają do nas, jeżeli jest taka konieczność. Prosiłem o umówienie z ościennymi szpitalami spotkania jeszcze we wrześniu. Mówiło się o drugiej fali, przewidywałem taki rozwój sytuacji, jednak zostało to zbagatelizowane. Z Ustrzyk nikt się nie stawił, a z Sanoka i Pogotowia Bieszczadzkiego przyjechały osoby niedecyzyjne. Była to rozmowa o niczym.

 Były plany, żeby połączyć szpitale, ale od dłuższego czasu cisza, dlaczego?

Tak, były przeprowadzone takie rozmowy, jednak nic nie ustalono. Trzeba jasno powiedzieć, że winę za to ponosi Sanok. Ma wszelkie atuty, by być liderem. Wystarczy zrobić jeden krok. Na początek trzeba się dogadać. Liderem zostaje się dlatego, że ma się największy potencjał, a szpital sanocki go ma tylko trzeba dać nam szansę na wykorzystanie tego potencjału. Zarówno sprzęt i personel są na miejscu. W trakcie rozmowy wspomniała Pani że nie możecie uzyskać informacji co dzieje się w szpitalu. Szpital w Lesku co miesiąc przedstawiam zarządowi powiatu raport z działalności szpitala. Wiemy, że będziemy mieć stratę, a dlaczego? Bo szpitale z oddziałami zakaźnymi otrzymują pieniądze na walkę z COVIDEM, a szpital leski takiej pomocy nie otrzymuje przez co jest zmuszony do korzystania z bieżących środków.

W Sanoku wstrzymano przyjęcia na Oddział Anestezjologii, wstrzymano planowane zabiegi, jak Pana zdaniem wpłynie to na leczenie pacjentów, którzy wymagają hospitalizacji?

Dlaczego wyłączono oddziały w Sanoku? Przypuszczam, że podstawa była taka, że jeden z lekarzy był dodatni, a pozostałych zgodnie z przepisami wysłano na kwarantannę a tym samym wyłączono wszystkie oddziały zabiegowe, a co za tym idzie wstrzymano prawdopodobnie wszystkie planowe i ostre zabiegi. Powiem otwarcie, wstrzymanie przyjęć na oddziałach z powodu COVID jest błędem. Ponieważ są zachorowania, które wymagają pomocy medycznej. Po tej pierwszej zadyszce w marcu mieliśmy okazję obserwować zjawisko. kiedy ludzie zaprzestali zgłaszać się do szpitala. Jak otworzyliśmy szpital, oddział wewnętrzny został zapełniony pacjentami, którzy wymagali przetoczenia krwi ponieważ siedząc w domu doprowadzili swoje organizmy do bardzo złego stany. Zapadło mi to w pamięć, bo nigdy nie miałem takiej sytuacji, że w ciągu dwóch tygodni poszło tyle litrów krwi i musieliśmy wielokrotnie zgłaszać zapotrzebowanie. Ludzie dużo wytrzymają, ale jak długo? Tak naprawdę walczymy częściowo sami ze sobą i z COVIDem.

Czy w obecnej sytuacji szpital wstrzymał planowane przyjęcia, jak to ma miejsce w Sanoku, czy pomimo sytuacji wszystko idzie zgodnie z planem? 

We wtorek wstrzymałem planowane przyjęcia, z uwagi na sytuację epidemiologiczną i kadrową, żeby mieć możliwość obsługiwania przyjęć nagłych. Jeżeli jednak pacjent wymaga przyjęcia i zabiegu nie odmawiamy mu pomocy. Lekarze są gotowi operować, jednak trudno jest później wytłumaczyć pacjentowi, że zaraził się w szpitalu. Nie mogę tak ryzykować w związku z tym taka decyzja. Ginekologia i położnictwo niema wstrzymanych planowych zabiegów i porodów.

 

Rozmawiała Emilia Wituszyńska