Wywiadu dla „Tygodnika Sanockiego” udzielił Robert Antoń – autor publikacji z zakresu historii lokalnej, który niedawno udał się do Kanady w związku z wydaniem jednej ze swoich książek.

Ostatnio przez niemal dwa tygodnie przebywał pan w kraju Klonowego Liścia, promując swoją wydaną w 2021 r. książkę pt. „Skarby Wawelskie w Kanadzie w latach 1940-1960”. Skąd zainteresowanie tym tematem zwieńczone monografią?

Książka pojawiła się w tym kraju już w roku wydania, jednak pandemia sprawiła, że nie mogłem pojechać tam od razu. Swoje spotkania w Kanadzie adresowałem do ludzi, którzy znali tę historię, choć w ograniczonym aspekcie. A co do samej tematyki, to od 1948 r. Stefan Kątski był jednym z kustoszów zamku wawelskiego, sprawując opiekę konserwatorską. I kiedy pisałem książkę o nim, to nie miałem dowodów na to, że brał udział w konserwacji skarbów wawelskich w Quebec City. Dzięki wsparciu Stefana Władysiuka (dyrektor Biblioteki Polskiej w Montrealu) i Jadwigi Kowalskiej dotarłem do dokumentów oraz materiałów z Instytutu Polskiego i Muzeum gen. Sikorskiego. Korzystałem też z archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Jak został pan przyjęty przez kanadyjską Polonię?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że źle. We wszystkich odwiedzonych miejscach było inaczej. W Montrealu występowałem w dwóch kościołach parafialnych, gdzie przychodziło na spotkanie ok. 300 osób, i bardzo miło odczułem przyjęcie proboszczów. Natomiast ładnie i dobrze zorganizowane było też spotkanie w Instytucie Naukowym im. Oskara Haleckiego w Ottawie, które zaszczycił obecnością ambasador RP w Kanadzie Witold Dzielski. Przygotowałem sobie kilka wykładów, ale okazało się byłoby to zbyt seminaryjne i niejako dla specjalistów, więc ostatecznie każdorazowo mówiłem bez kartki. Ze strony słuchaczy pojawiały się pytania, a przybyli byli bardzo wdzięczni za książkę i dziękowali że mogli dowiedzieć się z niej bliskiej im historii. Specjalnie z Vancouver przyjechała też Polka, będąca doktorem historii sztuki i specjalizująca się w tkaninach. Miłe spotkanie odbyło się też w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu.

Na pańskim koncie jest już kilka książek. Pisząc wybiera pan życiorysy osobiście fascynujące czy motywacja jest inna?

Najczęściej motywacja dotyczy osób najbardziej zasłużonych. Moje książki wiążą się też z rocznicami, które nadchodzą. Pomijając Kątskiego, który mieszkał w Sanoku tylko cztery lata, pozostali bohaterowie zmienili oblicze naszego miasta. I pod względem gospodarczym, pod względem samorządowości (Józef Agaton Morawski, Oskar Schmidt) oraz pod względem artystycznym (Olga Didur-Wiktorowa). Życie przedwojenne miało smak, a opisane osoby to wielkie postacie.

Po pańskich publikacjach o ww. osobach zrodził się pomysł upamiętnienia ich pomnikiem w Sanoku. Czy ta inicjatywa jest nadal aktualna?

Tak, jak najbardziej. Pod koniec czerwca ukonstytuuje się komitet honorowy, ponieważ nie będziemy chcieli obciążyć kosztami budowy pomnika miasta i Związku Rodu Kątskich. Mamy w składzie tego gremium wybitne osoby, z którymi będziemy mogli zawalczyć o pieniądze na ufundowanie z innych instytucji. Idea jest taka, że mają powstać dwa pomniki-ławki. Jedna przedstawiająca Schmidta i Morawskiego na rynku obok fontanny, a drugi z personifikacją Olgi i Adama Didurów w pobliżu Sanockiego Domu Kultury

Czy ma pan już pomysły na bohaterów kolejnych publikacji?

Życia by nie starczyło na spisanie takich postaci. Wkrótce wyjdzie moja książka o Annie Potockiej z Rymanowa. To wielka postać XIX wieku. Uważam, że to była niezwykła kobieta, działająca na wielu płaszczyznach, bardzo wierząca i wyprzedzająca następne opoki. Chcę też wydać książkę o rodzie Podhorskich, bardziej o charakterze genealogicznym. Zostanie też wydrukowana reedycja książki o Stefanie Kątskim oraz planuję monografię pt. „Biografie Ziemi Sanockiej”.

Z zawodu jest pan weterynarzem, a jako pisarz pasjonatem historii lokalnej. Czy łącząc te zakresy istnieje pole do pisarstwa dotyczącego Sanoka?

Nie widzę takiego pola. Lekarzem weterynarii jestem z wykształcenia, ale już od wczesnej młodości zajmowałem się historią, przy czym wszystko zaczęło się od opowieści mojej babci. Natomiast w mojej branży zawodowej ogólnie zdarzali się ciekawi ludzie, np. dziadek Małgorzaty Niezabitowskiej.

Rozmawiał Piotr Paszkiewicz

Na zdjęciu Robert Antoń (drugi z prawej) podczas spotkania w Konsulacie Generalnym RP w Montrealu. Fot. Stefan Władysiuk