Do poczytania w weekend: Nieśmiertelny „Rejs”. Płyniemy?

Na pomysł wpadł w końcówce lat 60., a zrealizował ostatecznie w roku 1970. Angażował naturszczyków; im mniej kto potrafił, a wierzył, że potrafi, był zatrudniany natychmiast. Po wszystkim komisja, bez której opinii film nie mógłby trafić do kin, zawyrokowała: „Panie Marku, pan twierdzi, że to komedia, a to przecież zwykła opowieść o wycieczce po Wiśle”. Zdecydowano ostatecznie, bez entuzjazmu, że film Piwowskiego będzie miał ograniczoną dystrybucję.

Z perspektywy czasu postrzegamy „Rejs” jako „film wydarzenie”, obraz „kultowy”, którego kompozycja, tworzywo podlegają nieustanej reinterpretacji i aktualizacji, wpasowując się doskonale w ramy współczesnej kultury i świata polityki, a przecież już prawie pół wieku minęło od jego powstania.

Piwowski w „Rejsie” doprowadza do skrajnej kompromitacji rzeczywistości. Humor wydobywa poprzez przeciąganie w nieskończoność żenujących, momentami aż nienaturalnych sytuacji – tak, aby dotknęły punktu ekstremum. Nagle widz staje przed dylematem: czy bohater jest kretynem i czy rzeczywiście bez wstydu wypowiada swoje kwestie, czy prowadzi grę i tylko udaje głupiego?

To pytanie do dziś, w każdych okolicznościach przyrody, pozostaje otwarte…

„Rejs” pokazuje, jak niezwykle fotogeniczna jest głupota. Pod warunkiem, że zahaczona o  powszechne doświadczenia, a o to, jak widać przez pryzmat kolejnych dekad recepcji filmu, nietrudno.

Każda epoka ma swój rejs i swoich KO-wców, gotowych upiększać rzeczywistość i snuć piętrowe idee. Jak osłabić oponentów? „Musimy sformułować zarzuty, a następnie do tych zarzutów dopasować osobę”.

Inny cytat, klasyk: „Nawiązując do słusznej idei programu rozrywkowego chciałbym wytknąć jedną jej wadę: kładzie ona nacisk na rozwój elementów intelektualnych i duchowych z pominięciem fizycznych”. A po co się będzie, mądrala, bez przydziału snuł po pokładzie? Zmęczyć go, bodaj przysiadami!

Albo to: „Z punktu, że mając na uwadze, że krytyka musi być, trzeba tak robić, żeby tej krytyki nie było, a tylko aplauz i zaakceptowanie tych naszych punktów, które, prawda, stworzymy”.

Muzyka dla ucha, nieprawdaż? Plus obraz, bo „Rejs” nie tylko słowem się broni. Jest filmem z krwi, kości i ironii, a ta ostatnia uchyla się prawidłom demokracji i nie wszystkim jest dane ją tworzyć i z jej nieograniczonych możliwości korzystać.

I to chyba najlepsze, co udało się Markowi Piwowskiemu w „Rejsie”: że się śmiejemy wszyscy, a tylko nieliczni naprawdę wiedzą – z czego.

W realizacji filmu wzięło udział wielu wybitnych szyderców polskiej kultury. Poza Markiem Piwowskim, scenarzystą Januszem Głowackim, w pracy nad filmem uczestniczyli m.in. Jerzy Dobrowolski (twórca kabaretu „Owca), Stanisław Tym, Jan Himilsbach, Zdzisław Maklakiewicz – nieśmiertelny Mamoń.

Odświeżcie sobie „Rejs”, kochani. Popłyńcie…