Poplotkujmy o Komedzie. Spotkanie z Magdaleną Grzebałkowską

Kolejna książka Magdaleny Grzebałkowskiej trafiła do księgarń 8 maja. Po „Ksiądz Paradoks” o księdzu Janie Twardowskim, „Beksińscy. Portret podwójny” mamy kolejny reportaż biograficzny, tym razem o Krzysztofie Komedzie, zatytułowany „Komeda. Osobiste życie jazzu” (wyd. Znak). Premierowa  prezentacja książki z udziałem autorki odbyła się 11 maja w Sanoku, w auli Państwowej Szkoły Muzycznej. Spotkanie prowadził Tomasz Chomiszczak. Doskonałe preludium stworzył Robert Handermander – fortepianowe wariacje na temat muzyki, głównie filmowej, Krzysztofa Komedy.

Krótkie bogate życie

Krzysztof Komeda zmarł, mając 38 lat. – Już dawno temu miałam 38 lat i byłoby mi bardzo przykro umrzeć w takim wieku – powiedziała Magdalena Grzebałkowska. – Warto mieć świadomość tego krótkiego życia, jego tempa. Pisząc kolejne rozdziały książki, wciąż myślałam o tym, że Komeda tak wiele ma jeszcze do zrobienia, a tych lat przed sobą bardzo, bardzo mało…

Kobiety, kobiety

Pierwsza miłość chce pozostać anonimowa. Porzucił ją dla Zofii, z którą wziął ślub. Oboje mieli  romanse, Magda Grzebałkowska twierdzi, że on zakochiwał się bardzo szczerze. Na przykład w Krystynie Sienkiewicz, która przed śmiercią zdążyła jeszcze Magdzie o tej przelotnej miłości opowiedzieć.

– Żeby lepiej poznać Zofię Komedową, jeździłam jej śladami. Ona po śmierci męża mieszkała w Chmielu, w Bieszczadach, do lat 90. Rozmawiałam z różnymi osobami, które ją znały, w Sanoku m.in. z Barbarą Bandurką. Ale nie wykorzystałam tego w książce, ponieważ założyłam, że książka się skończy w roku 1969, kiedy Krzysztof Komeda umiera.

Była też Elana, aktorka, z którą spotykał się podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych. – Kiedy miał wypadek, Zofia przyjechała po niego, odsunęła Elanę od łóżka, zabrała męża do Polski.

Barwne ptaki na tle PRL-owskiej szarzyzny

– Żyli innym życiem, trochę jak w mydlanej bańce – Magda Grzebałkowska mówiła podczas spotkania o całym środowisku artystycznym lat 50. i 60. w Polsce. Występowali, nocami przesiadywali w knajpach, do ciasnych mieszkań wracali nad ranem, dziwiąc się, że mijają ich ludzie, idący o świcie do pracy. Podobno, grając w Poznaniu, nie zwrócili uwagi, ze obok rozgrywa się dramat poznańskiego czerwca 1956 roku. – Czy to możliwe, że nie widzieli czołgów na ulicach? – zastanawiali się Magdalena Grzebałkowska i Tomasz Chomiszczak.

Kupowali drogie samochody. Komeda – bmw prosto z salonu. W tamtych czasach! Jerzy Skolimowski – forda mustanga. Zwierzył się autorce, że owszem, miał forda mustanga, ale często nie starczało mu na benzynę…

Mieszkali w ciasnych mieszkaniach, komponowali, występowali, zarabiali i wydawali pieniądze. Czy byli szczęśliwi?

Nie pij, chłopcze

– Zastanawiałam się, czy książki nie rozpocząć od opisania okoliczności śmierci Komedy. Wiele osób mnie o szczegóły tej śmierci pytało – mówiła o pracy nad książką Magdalena Grzebałkowska. Tomasz Chomiszczak zwracał uwagę na rozmaite „zapowiedzi” tej śmierci, wróżby… – To są smakowite anegdoty, ale ja w nie wierzę. Przytaczam je, owszem, jednak uważam, że śmierć Komedy to był głupi wypadek. Hłasko niechcący go potrącił, obaj byli pod wpływem alkoholu, zdarzyło się nieszczęście. Jedyne, coby tu można powiedzieć, to „Nie pij tyle, chłopcze”…

Przyjemność czytania

Tomasz Chomiszczak koncentrował się na kompozycji i języku książki, mówił o pewnych, charakterystycznych dla warsztatu pisarskiego Magdaleny Grzebałkowskiej, zabiegach, dzięki którym przyjemność lektury jest niewątpliwa. Autorka z kolei uchylała drzwi do swojej pisarskiej kuchni: mówiła, w jaki sposób poddaje weryfikacji pewne informacje, kiedy budziły się w niej podejrzenia co do wiarygodności przekazu, w jaki sposób docierała do dokumentów, wspomnień, do ludzi. I choć na koniec zdradziła, że „pisze jej się z wielkim trudem”, to jednak nie da się nie zauważyć jej radości z faktu poznawania czegoś nowego, zagłębiania się w światy dotąd egzotyczne. I prawdopodobnie ta właśnie radość poznawania przekłada się na lekkość czytania książek Magdaleny Grzebałkowskiej.

A po spotkaniu – kolejka po autograf (całkiem jak w PRL-u…)

msw