Mała firma, wielka satysfakcja

Beata Mogilany to absolwentka sanockiej uczelni, dwa lata temu, jeszcze będąc na studiach, zaczęła prowadzić swoją firmę. Zdecydowała się na ten krok dzięki przepisom określającym prowadzenie niezarejestrowanej działalności gospodarczej. O swojej pasji i pracy opowiada w rozmowie z Edytą Wilk.

 

 

– Opowiedz, jak to się wszystko zaczęło.

– Początek to moje studia. Jakieś dwa lata temu chciałam znaleźć pracę, która dałaby mi dochód i pozwalała nadal studiować. Niestety w Sanoku ciężko jest z pracą, zwłaszcza adekwatną do wiedzy i umiejętności. Pomógł mi przypadek i socjal media. Od „zawsze” robiłam dla rodziny kartki świąteczne i zaproszenia na różne uroczystości, święta, podziękowania. Te kartki wypatrzył jeden z moich znajomych, potem kolejny, i poprosili o przygotowanie kartek specjalnie dla nich. Kartki się rozeszły i dzięki nim przyszli następni klienci, którzy wcześniej byli adresatami tych kartek. Cieszyłam się, że moja praca podoba się tak bardzo, że klienci wracają i przyprowadzają innych. Odważyłam się „wystawiać” swoje prace na Instagramie i Facebooku i coraz więcej było chętnych na kartki, zaproszenia, podziękowania czy inne moje „wyroby”.

I założyłaś działalność gospodarczą…

Tak! I to polecam każdemu. Kto boi się założyć firmę, nie wie, czy ta forma działalności będzie mu odpowiadać, czy znajdzie odpowiednio wielu klientów na swoje wyroby, może prowadzić niezarejestrowaną działalność gospodarczą. W skrócie polega to na tym, że firma figuruje na nasze nazwisko, możemy wystawiać faktury, rozliczmy się na zasadach ogólnych, ale nie płacimy składek ZUS, a jedynie podatek raz w roku. Warunek jest jeden, nasz miesięczny dochód nie może przekroczyć 1125 zł brutto. Może to niewielka kwota, ale jak chce ktoś dorobić lub jego wyroby nie są drogie, warto taką formę działalności podjąć. Dzięki działalności mogę legalnie się reklamować, a klienci zawsze mogą dostać fakturę. Polecam ten rodzaj działalności zwłaszcza młodym osobom, które jeszcze nie wiedzą, co chcą robić w życiu, lub mają pomysł, a nie są pewni, czy się przyjmie. Można legalnie pracować i ocenić rynek. Dać sobie kilka miesięcy, by się upewnić, że pomysł wypali. Taka forma działalności pozwala nam później skorzystać np. z dotacji z Urzędu Pracy. Moim zdaniem, jest to świetne rozwiązanie.

Twoja działalność to rękodzieło. Kartki, zaproszenia, menu, księgi gości, wizytówki, zawieszki.

Najczęściej robię zaproszenia. Korzystam z programu graficznego, stockowej bazy i projektuję swoje wektory. Wycinam wzory  w ploterze, sklejam, składam, ozdabiam. Ostatnio bardzo modne są złocenia. Klient wybiera czcionkę, kolory, fakturę papieru. Mam trzy drukarki do rożnych form druku, również wypukłego, do tego wspomniany ploter i laminat. Biurko to moje miejsce pracy. Jak widać, niewiele trzeba, by zacząć działać.

Kim są odbiorcy twoich produktów? Mieszkają poza Sanokiem?

Również, ale niezmiernie mnie cieszy, że coraz więcej sanoczan do mnie przychodzi. Co zauważyłam? Klienci, zamawiając prze Internet, dostają nie do końca to, co zamówili bądź chcieliby zamówić. Duże drukarnie idą na tzw „masówkę”. Wielu cieszy fakt, że przed zakupem mogą dotknąć materiałów, z jakich będą zrobione zaproszenia. Widzą, jaka jest faktura papieru, czy ma połysk, jak komponuje się z kokardą czy inną ozdobą. Zamawiają to, co im się podoba i dokładnie to dostają. Zdjęcie często nie oddaje dokładnie rzeczywistości.

Ty jednak również sprzedajesz przez Internet.

Tak! Internet to mocny nośnik informacji. Ostatnio odezwała się do mnie pani z San Diego, szukająca odpowiedniego zaproszenia. Chciała, by pokazać mapę świata i jakoś połączyć dwa miasta: Gdańsk, z którego pochodzi, i San Diego, z którego pochodzi jej przyszły mąż. Bardzo mnie ucieszyło jej zamówienie, bo to pokazuje, jak daleko możemy ze swoim talentem, pracą, rękodziełem zawędrować poza granice naszego małego Sanoka. Facebook i polecenia klientów to nośnik informacji o moich produktach.

Codziennie pracujesz?

Praktycznie tak. Tworzenie kartek, zaproszeń to moja pasja. Raz zrobiłam sobie dwutygodniową przerwę w produkcji, ale już po tygodniu chciałam usiąść za biurkiem i tworzyć. To jest coś, co uwielbiam. Każde zaproszenie jest inne, dzięki temu praca nie jest monotonna. Oczywiście szukałam inspiracji w książkach i Internecie, a teraz wypracowałam swoje własne i to mnie wyróżnia od innych twórców. Mam swój styl, który mnie definiuje. Poza tym widzę, że klienci coraz częściej szukają „czegoś innego”. Np. zaproszenia na komunię, chcą by rodzina dostała ładne, niepowtarzalne, takie które zostanie piękną pamiątką. Ostatnio jedna klientka przyszła z różnymi zaproszeniami i mówi, że z tego to jej się podoba, z tego to, a z tego to, czy nie da się jakoś połączyć właśnie takich elementów. Kiedy jej przygotowałam projekt, była szczęśliwa i powiedziała, że gdyby kupiła którykolwiek z tych, nad którymi się zastanawiała, zawsze by czuła niedosyt, a tak ma to, co uważa za najpiękniejsze.

Miło jest, gdy twoja praca sprawia innym radość.

O tak! Ten moment, kiedy słyszę: jakie to piękne! – to najmilszy moment transakcji. Również miłym momentem są chwile, kiedy widzę kwoty, jakie osiągają moje kartki na licytacjach charytatywnych. Postanowiłam co jakiś czas wspomagać potrzebujących, np schroniska dla zwierząt, oddawaniem swoich prac na licytacje. Kwoty, jakie kartki osiągają, świadczą o ich popularności. I przy okazji swoją pasją wspomagam braci mniejszych.