Robert Bańkosz – przewodnik z duszą

Chodzi po górach od kilkudziesięciu lat. Jego pasja zrodziła kolejną. Odkrywa nieznaną kulturę materialną i duchową regionu. Poznaje ludzi, którzy zamieszkiwali tereny Karpat. Tworzy liczne artykuły oraz teksty o charakterze regionalnym, turystycznym oraz kulturowym. To dzięki niemu możemy usiąść na ławeczce i potrzeć na szczęście nos wojaka Szwejka.

Robert Bańkosz otrzymał nagrodę Miasta Sanoka za szczególne osiągnięcia w dziedzinie „Kultura i sztuka”. Znalazł się w gronie pięciu wyróżnionych osób. Jest pomysłodawcą pomnika Szwejka w Sanoku oraz rekonstrukcji historycznych „Barbarossa 1941”. Udziela się charytatywnie. Organizuje pomoc humanitarną dla osady romskiej na Słowacji. Jest autorem wielu książek. Jest regionalistą, miłośnikiem i propagatorem kultury regionu bieszczadzkiego.

Otrzymał pan nagrodę Miasta Sanoka. Jakie wrażenia?

– Jest mi bardzo miło, że znalazłem się w gronie nagrodzonych osób. Jestem bardzo wdzięczny osobom, które zgłosiły mnie oraz poparły moją kandydaturę.

Jest pan pomysłodawcą pierwszego w Polsce pomnika Józefa Szwejka. Dlaczego na ławeczce w centrum miasta zasiadł Szwejk, a nie inna postać?

Każde miasto, które chce być atrakcyjne turystycznie stara się eksponować to co ma. Mogą to być szczególne zabytki lub nietuzinkowa historia, która znalazła się na kartach literatury, a tym bardziej literatury powszechnej. Europejskie miasta, które były miejscem akcji rożnych powieści starają się to wykorzystać. Jest syrenka warszawska, która nawiązuje do legendy, w Norwegii są trolle, we Lwowie także są postacie, zarówno literackie, jak i historyczne. Ktoś, kto przyjeżdża do danego miasta powinien od razu skojarzyć atrakcję turystyczną z konkretnym miastem, zanim przewodnik opowie lub przeczyta długą, niekiedy nudnawą historię. Swego czasu zarówno na świecie, jak i Polsce pojawiła się moda na atraktory, czyli rzeczy przedstawiające postacie w sposób naturalny, swobodny czy nieoczekiwany.

Przyszło mi na myśl, że byłoby wspaniale, gdyby Sanok, który znalazł się na kartach powieści „Przygody dobrego wojaka Szwejka” Jaroslava Haszki, miał taki atraktor, a przy tym skojarzy nasze miasto ze Szwejkiem. Sanok i Przemyśl, jako jedyne miasta w Polsce znalazły się w powieści. Dzięki projektowi, który został napisany przez pracowników Urzędu Miasta Sanoka, pozyskaliśmy 30 tysięcy złotych z Fundacji Karpackiej. Mieliśmy wiele pomysłów. Postanowiłem wykorzystać te środki, jako okazję i zrobić w Sanoku pomnik Szwejka. Chciałem, aby na stworzonej ławeczce można było usiąść, zrobić sobie zdjęcie. Z czasem powstał zwyczaj pocierania nosa Szwejka na szczęście. Artystą, który podjął się wykonania projektu, był Adam Przybysz. Inspirował się twarzą głównego bohatera filmu o Szwejku oraz sanoczanina, który był bardzo zaangażowany w Ruch Szwejkowy. Niestety kwota, którą dysponowaliśmy okazała się zbyt mała. Wszystko stanęło pod znaniem zapytania. Zadecydowałem, żeby w ramach oszczędności usunąć jeden szczebelek z ławki. W 2003 roku było odsłonięcie pomnika. Nie mogliśmy pozwolić na to, żeby było to zwyczajne wydarzenie. Rolę wstęgi pełniły serdelki, które były przysmakiem Szwejka, a później trafiły dla bezdomnych piesków. Powstał Szlak Przygód Dobrego Wojaka Szwejka, dzięki niemu można zobaczyć wszystkie obiekty, które Haszek opisywał w swojej książce. Szlak polsko-słowacko-ukraiński nie zaistniałby, gdyby nie ogromna praca wykonana przez Bieszczadzkie Towarzystwo Cyklistów. Szwejk wrósł na tyle w przestrzeń sanocką, że zaczęły powstać pamiątki, widoków, figurki z jego wizerunkiem.

Jest pan przewodnikiem beskidzkim, skąd wzięła się pasja do gór?

Po górach zacząłem chodzić już w czasach młodości. W liceum należałem do grupy, która podzielała moją pasję. Zrobiłem uprawnienia przewodnickie. Pierwszy egzamin zdałem w 1994 roku. Potem zdobyłem wyższe uprawnienia. Lata 80. i 90. to czasy, mojej młodości, to właśnie wtedy byłem najbardziej ciekawy świata. Chodzenie po górach było jedną z form jego poznawania, a przy tym było to na moją kieszeń. Fascynują mnie Karpaty. W szkole czytało się o rzeczach historycznych czy literackich, które działy się gdzieś indziej. To sprowokowało mnie, by pokazać, że na naszym terenie również miało miejsce wiele wydarzeń, często tragicznych, a niekiedy zabawnych. Wydarzeń mniej lub bardziej znaczących, zarówno dla kultury światowej, jak i polskiej. Chodzenie po górach zrodziło kolejną pasję, czyli chęć zrozumienia kultury obecnej oraz odkrywanie przeszłej, ale przede wszystkim to chęć poznawania ludzi, którzy nadal tutaj żyją oraz tych którzy zamieszkiwali te tereny. Z całej gamy form turystyki, ja poszedłem w kierunku turystyki kulturowej. Im więcej się wie o kulturze, to tym bardziej jest się otwartym na innych ludzi.

Dominika Czerwińska