Jan Szczepkowski. Dla mnie Sanok jest miastem z przeszłości

Jana Szczepkowskiego odwiedzamy przy okazji akcji Art Off Road, serii wizyt w pracowniach sanockich artystek i artystów. Jan urodził się w Sanoku, tutaj mieszka i pracuje. Opowiada nam o inspiracjach związanych z historią Sanoka, technice pracy i klimacie sprzed wielu lat, który wciąż dostrzega w sanockich zaułkach.

 

Studiowałeś w Krakowie, ale wróciłeś do Sanoka.

Dziesięć lat spędziłem w Krakowie, jednak wróciłem do Sanoka. Miałem tutaj mieszkanie, dobre warunki do pracy twórczej. Na początku to właśnie tutaj powstawały moje obrazy. Dzieliłem przestrzeń na twórczość i życie domowe. Natomiast od ośmiu lat mam pracownię tutaj, na ulicy Jagiellońskiej. Dla mnie to najlepsze rozwiązanie, posiadanie miejsca dokąd można wyjść i skupić się wyłącznie na tworzeniu. Nic nie rozprasza nas w postaci tych różnych domowych obowiązków. Jest to dla mnie komfort psychiczny, związany z tym, że idę jak do normalnej pracy.

Przestrzeń pracowni należy wyłącznie do ciebie?

Kiedyś dzieliłem ją na pół z Sylwestrem Stabryłą – teraz jestem tu sam, choć szczerze mówiąc cały czas poszukuję większej przestrzeni. Często maluję duże obrazy, a marzę o jeszcze większych. Stąd potrzeba odnalezienia miejsca na skalę moich potrzeb.

W tworzeniu swoich prac inspirowałeś się Sanokiem bądź sanoczanami?

Bezpośrednich nawiązań raczej tutaj nie znajdziemy. Pewien klimat związany z tym, że używam w swoich obrazach starych fotografii, pośrednio może kojarzyć się z naszym miastem. Dla mnie Sanok jest miastem z przeszłości. Zawsze tak o nim myślałem i od zawsze tak go widzę w wyobraźni. Nawet po ostatnich remontach, po tym, że miasto zmienia się, rozwija jak każde inne. Dochodzą nowe budynki, estetyka ulega poprawie, chociaż to jest akurat sprawa dyskusyjna. Natomiast dla mnie Sanok to jest jednak cały czas miasto jakby wyjęte z innych czasów. Nastrój trochę przedwojenny, trochę realizmu magicznego. Lubię patrzeć na to miasto w stylu, w jakim Bruno Schulz widział swój Jan Szczepkowski. Dla mnie Sanok jest miastem z przeszłościrodzinny Drohobycz. Jak wcześniej wspomniałem, stara fotografia jest inspiracją do wielu moich obrazów. Głównie mam na myśli postaci które pojawiają się na moich obrazach, one są wzięte z przeszłości. To jest to, co kojarzy mi się właśnie z Sanokiem. Mam pewnego rodzaju sentyment do tych czasów i są to takie klimaty, które są cały czas mi bliskie. W swój sposób po prostu z tego korzystam. Nie opowiadam w moich obrazach konkretnych historii, staram się raczej wyrażać nastroje, nasuwać skojarzenia i prowokować do uruchomienia wyobraźni. Tworzę też swoisty zbiór symboli, dość specyficzny i osobisty. Historia mojej rodziny kilku pokoleń związana jest z Sanokiem. Mój dziadek z linii Szczepkowskich z centralnej Polski, do której należał słynny przedwojenny rzeźbiarz Art Deco Jan, przybył w te strony poszukując ropy naftowej. Ożenił się z moją babcią, przedstawicielką rodu Słuszkiewiczów, rodziny zasłużonej dla Sanoka, z której pochodzili dwaj burmistrzowie naszego miasta.

Jakie jest twoje ulubione miejsce w Sanoku?

Lubię zakamarki Sanoka. Te, które oparły się zmianom i są takie, jak sprzed dwudziestu czy czterdziestu lat. Jest jeszcze trochę takich miejsc gdzieś na tyłach tych odremontowanych i świeżo pomalowanych fasad. Mam wielki sentyment do Dąbrówki, do miejsca, gdzie mieszka moja babcia. Od czasu do czasu wracam tam , to piękne miejsce, które zachowało swój pierwotny, wiejski charakter. Stary dom z ogrodem. Drzewa owocowe, warzywnik, mnóstwo kwiatów. Lubię moje miejsce życia, moją kamienicę na Kościuszki, ogród schowany na tyłach i ogrodzony murami z sąsiedztwem nieczynnego więzienia. To są najbliższe mojemu sercu miejsca w Sanoku. Sentymentalnie uwielbiam też skansen, tam spędziłem w dzieciństwie mnóstwo czasu, ponieważ mój ojciec przez lata był kierownikiem pracowni konserwatorskiej przy muzeum. Również pracownia dekoratorska mojej mamy, w której czułem się jak teatralnej rekwizytorni. Zamek, Muzeum Historyczne i kolekcja obrazów Beksińskiego, którą zobaczyłem jako dziecko i która zrobiła na mnie wtedy niesamowite i mocno przerażające wrażenie.

Jako artysta, co zmieniłbyś w Sanoku?

Przeciwdziałałbym wycince starych drzew. Chroniłbym je wszędzie, gdzie to tylko możliwe, dostosowując plany modernizacji czy rozbudowy do istniejącego drzewostanu. Moim zdaniem to bardzo ważne. To część pięknego krajobrazu miasta, który powinniśmy ocalić i się nim cieszyć. Nie niszczyłbym reliktów przeszłości, takich jak abstrakcyjny mural na bocznej fasadzie Domu Handlowego, dziś zasłonięty tynkiem i reklamami. Dobrze by było, gdyby to miasto było bardziej otwarte na twórców którzy tu mieszkają. Również na tych, którzy mogliby tu mieszkać, przyciągnięci atmosferą i dobrymi warunkami do pracy. Nie oszukujmy się, to nie jest już miasto, które już żyje przemysłem. Nasze miasto staje się miejscem odwiedzanym przez turystów. Związane jest to z Muzeum historycznym, Skansenem, galerią Beksińskiego plus wszelkimi walorami przyrodniczymi czy krajobrazowymi. Myślę, że to artyści teraz wzbogacają to miasto. Tylko nie wszyscy o tym wiedzą i nie wszyscy to widzą. Większa otwartość na artystów byłaby tu całkiem na miejscu. Docenienie ich, zwrócenie na nich uwagi czy promowanie, to na pewno byłyby jedne z ważniejszych rzeczy. Zwiększone wydatki na kulturę, która mam wrażenie zawsze jest na ostatnim miejscu w budżecie miasta. Fajny festiwal, który przyciągnąłby jeszcze więcej ludzi, niekoniecznie w sezonie wakacyjnym. Oczywiście na odpowiednim poziomie. Mam tu bowiem na myśli kulturę wysoką albo przynajmniej taką, która wiąże się z jakimiś ambitnymi przedsięwzięciami. Od dłuższego czasu zwracamy zresztą uwagę, że wielu z nas jest bardziej znanych w Polsce niż we własnym mieście. Dla mnie istotna jest sprawa takiej świadomości, przykładu który idzie „od góry”. Na przykład to, że władze miasta przychodzą na wernisaże, wydarzenia kulturalne, co jest swego rodzaju ich promocją. To dałoby wzór innym ludziom, Nawet jeśli nie interesują się sztuką na co dzień, chciałbym żeby nie mieli takiego wrażenia, że to ich automatycznie wyklucza od chodzenia na wystawy, spektakle, koncerty, od zapoznawania się z artystami i rozmowy z nimi. Chciałbym, żeby ta bariera w pewien sposób się zmniejszyła albo najlepiej zniknęła. Sztuka jest dla wszystkich i niekoniecznie trzeba mieć jakąś głęboką wiedzę na ten temat. Potrzebna jest za to wrażliwość i otwartość, chęć obcowania z nowymi rzeczami. Najważniejszy jest ten pierwszy krok, dlatego zapraszam wszystkich mieszkańców na najbliższe wernisaże.

Rozmawiała Edyta Wilk