Sąsiedzki spór o słupek
Nie wszystko, na co patrzymy, jest takie, jak nam się na pierwszy rzut oka wydaje.
Sąsiedzkie spory to chleb powszedni. Jedni kochają swoich sąsiadów, pożyczają od nich pół szklanki cukru czy mleka, zostawiają klucze by pod swoją nieobecność podlali kwiatki. Inni mają wręcz przeciwnie, wylewane pomyje na podwórko i boją się zasnąć, bo nie wiadomo co sąsiad znów wymyśli.
Zadzwoniła do nas pani po osiemdziesiątce, która ma konflikt z panem Marcinikiem. Piotr Marcinik udziela się publicznie, oficjalnie w powyższej sprawie, w mediach społecznościowych wypowiadając swoje stanowisko, więc możemy podać jego imię i nazwisko. Sąsiadka twierdzi, że jest nękana przez pana Marcinika, który systematycznie utrudnia jej życie. Do całej sytuacji odniósł się burmistrz Miasta Sanoka na swoim profilu społecznościowym i wpis dotyczący tej sprawy poniżej zamieszczamy.
„Przez wiele miesięcy do mojego gabinetu przychodziła starsza samotna kobieta, która jest stroną sąsiedzkiego sporu. Druga ze stron to młody mężczyzna, związany w ostatnim czasie co najmniej z dwoma lokalnymi ugrupowaniami politycznymi, aktywny w mediach społecznościowych. Pomiędzy stronami toczy się spór przypominający trochę historię z Fredrowskiej „Zemsty”. Tam jednak szanse stron były wyrównane, tutaj jedna jest wyraźnie słabsza. Mówię o 80-letniej kobiecie, której – jak twierdzi – sąsiad, pan Piotr Marcinik , dokucza na wiele sposobów. Aby spór sąsiedzki uciąć raz na zawsze, zdecydowaliśmy się na interwencję. Po tej interwencji właściciele posesji będą mieli wjazdy każdy od swojej strony. Jeden od ulicy Zalewskiego, drugi – od ulicy Witosa.
Droga, przy której znajdują się obie posesje, jest drogą wewnętrzną, miejską. Wizualizacja pokazuje, że do każdego domu jest dostęp, tyle że od innej strony. Co do sporu sąsiedzkiego – o ile jeszcze można było nie dawać wiary we wszystko, co opowiadała starsza kobieta, przychodząc do Urzędu Miasta, o tyle „wystąpienia” publiczne i aktywność Pana Piotra Marcinika nie pozostawiają złudzeń co do metod, jakimi gotów jest posługiwać się w spornych kwestiach dla osiągnięcia własnej korzyści. Dziś pan Marcinik rozpętał medialną burzę. Jego sąsiadka nie ma niestety głosu w mediach społecznościowych, dlatego pokrótce wyjaśniam, na czym sprawa polega. Być może znajdą się osoby, które uznają, że interwencja była niepotrzebna, a rozwiązanie jest niepraktyczne. Możliwe. Ja jednak uznałem, że wypada mi ten spór rozwiązać w trosce o spokój i bezpieczeństwo 80-letniej i w istocie bezbronnej mieszkanki Dąbrówki (…)”.
Na profilu burmistrza miasta możemy zobaczyć, w jaki sposób Pan Marcinik odnosi się i argumentuje swoje stanowisko w stosunku do pracowników Urzędu Miasta. Czy jest to język, którym powinno się zwracać do przedstawicieli władz miasta? Najlepiej, jeśli Państwo sami ocenią.
Sąsiadka pana Marcinika oznajmiła nam, że konflikt trwa lata. Stara się omijać sąsiada, cieszy się z decyzji burmistrza dotyczącej postawienia „słupka”. Starsza pani jednak nadal boi się pana Marcinika. Opowiedziała nam o sytuacji, gdzie pan Marcinik rzucił się pod koła auta, udając że był to wypadek. Na szczęście pani ma zainstalowany monitoring, więc nie trudno o zweryfikowanie całego wydarzenia.
Rzecznik prasowy policji potwierdził, że powyższe zajście miało miejsce, co zarejestrowała kamera zamontowana w samochodzie. Prowadzone są czynności wyjaśniające, ale nie ma tu mowy o wypadku, a celowym działaniu pana Marcinika.
Ilustracje z profilu Burmistrz Miasta Sanoka – Mieszkańcy
Ciesz się że tak szybko postawili ten słupek. Jak dzieciaki szły do SP4, a chodnikiem wymijały się samochody, to walka o słupki trwała dosłownie 3 lata. Jedno pismo, drugie, spychologia. Wreszcie postawili – dzieci są bezpieczne – piesi również. Mieli pomalować farbą odblaskową te słupki. Do tej pory tego nie zrobili. Słupy rdzewieją, ale swoją rolę odgrywają wręcz wzorowo. Żaden pseudokierowca nie pojedzie już chodnikiem. I o to chodziło.