Smog: czy można z nim walczyć?

Temat powraca co roku u progu sezonu grzewczego: smog – skąd się bierze, jak z nim walczyć, jak monitorować? „Od mieszkańców zależy, czy będą się wzajemnie truć. Wielka sprawa, na którą wszyscy musimy pilnie reagować” – mówi Witold Święch, przewodniczący miejskiej Komisji Ochrony Środowiska i Porządku Publicznego w rozmowie z Małgorzatą Sienkiewicz-Woskowicz

Rozmawiam przez telefon ze znajomą, która mieszka w Warszawie i słyszę, że właśnie po raz pierwszy od kilku dni na specjalnych portalach, monitorujących czystość powietrza, pali się zielone światło, co oznacza, ze bez obaw można wychodzić z domu… To trochę jak scena z filmu science fiction. A jak jest w Sanoku?
Mieszkańcy niektórych okolic Sanoka mogą zobaczyć i poczuć, zwłaszcza wieczorem, przy świetle, jak rozpościerają się, na przykład w dolinie Sanu, masy zanieczyszczonego powietrza. Wygląda to strasznie, zwłaszcza, gdy ma się świadomość, że to jest zjawisko dla ludzi groźne. Ale można mieć na nie wpływ.
W jaki sposób każdy mieszkaniec może ująć odrobinę trujących substancji ze swojego otoczenia?
Na przykład stosując palenie „od góry”. Palenie „od góry” nie zlikwiduje smogu, na to nie ma szans, ale jest tym minimum, które możemy zrobić, bez wymiany kotłów. Trzeba uświadomić mieszkańcom, że nawet mając stary kocioł (odpowiedniej konstrukcji – między innymi, posiadający dolot powietrza wtórnego), można wiele zmienić. Zalety palenia „od góry” są bezdyskusyjne. Rozmawiałem niedawno z producentem kotłów, który w niektórych typach swoich produktów zaleca właśnie palenie „od góry” . Nie ma problemu z utratą gwarancji itp. Zmiana sposobu użytkowania zarówno starych jak i nowych pieców znacząco poprawiłaby sytuację. Bez dodatkowych kosztów, bez potrzeby wymiany kotłów i instalacji. Oczywiście każdorazowo należy skontaktować się z producentem , ew. serwisantem konkretnego kotła, i podając model jaki posiadamy, upewnić się że możemy go eksploatować paląc „od góry”.
A gdyby tak stosować tylko gaz – błękitny węgiel?
Mam wrażenie, że ścierają się potężne lobby. Kopalnie, spółki węglowe, z jednej strony, po drugiej – dostawcy gazu. Trzeba by dokładnie przeanalizować ustawy, rozporządzenia żeby wyprowadzić z nich pewne wnioski o aktualnej sytuacji. Gdyby wszyscy zaczęli nagle ogrzewać domy gazem, problem „zimowego” smogu pewnie by zniknął, ale wiadomo, że to są koszty i przy domach, których zapotrzebowanie na energię cieplną będzie bardzo duże, mieszkańców na to po prostu nie będzie stać.
Co najczęściej stosujemy, zamiast typowego węgla, jeśli nie gaz?
Dostępne są kotły na ekogroszek, pelet…. Są to nowoczesne , często praktycznie bezobsługowe źródła energii. Na pewno spełniają coraz bardziej rygorystyczne normy emisji szkodliwych związków. Należy nadmienić, iż od 1 października 2017 roku obowiązuje Rozporządzenie Ministra Rozwoju i Finansów w sprawie wymagań dla kotłów na paliwa stałe i jak informuje jeden z producentów na swoich stronach internetowych „W związku z tym kotły nie spełniające ww. regulacji będą dostępne wyłącznie do wyczerpania zapasów magazynowych, jednak nie później niż do 30 czerwca 2018 r.” Mając na uwadze powyższe problem z czasem sam będzie się rozwiązywał, ale na to trzeba poczekać. Na dzień dzisiejszy w domach jednorodzinnych i nie tylko, jest jeszcze dużo tradycyjnych kotów i jeżeli możemy cokolwiek w tej sprawie zrobić to namawiać do jak najefektywniejszego ich używania.
Do redakcji dzwonią, przychodzą mieszkańcy zainteresowani dopłatami przy wymianie pieców na ekologiczne. Co możemy im podpowiedzieć?
Istnieje możliwość występowania o dofinansowanie bezpośrednio do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Program nazywa się „Przyjazny dom”. Mieszkańcy – beneficjenci mogą, bez udziału gminy, bezpośrednio aplikować o dofinansowanie. Nie jest to dofinansowanie stuprocentowe, ale jest, droga do niego jest otwarta. Trzeba śledzić wszystkie programy, które Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska zamieszcza na swoich stronach internetowych. Wejście gminy Sanok do takiego programu na dziś, z tego co wiem, nie jest możliwe.
Dlaczego?
Uczestniczymy, jako gmina, w zbyt wielu projektach, zbyt wiele projektów jest „zakontraktowanych”, co znaczy, że na ich realizację zostały zabezpieczone w budżecie pieniądze. Jest tego zbyt wiele, by aplikować w tej chwili o kolejne, wymagające tzw. wkładu własnego – w tym konkretnym wypadku starać się o dofinansowanie do wymiany starych pieców na nowe, przy czym nie ma dziś pewności, czy wskaźniki wymagane do otrzymania i rozliczenia dofinansowania są możliwe do osiągnięcia z różnych nie do końca zależnych od gminy względów.
Porozmawiajmy o monitoringu czystości powietrza. W wielu miastach ludzie mają szansę dowiedzieć się, co im zagraża podczas wieczornych spacerów. Jak z tym jest w Sanoku?
Wystąpiliśmy, jako komisja Rady, do RDOŚ, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska z pytaniem o możliwości i koszty prowadzenia monitoringu. Odpowiedź była druzgocąca: 400 tys. zł za jedną nową, automatyczną stację monitoringu. Poddaliśmy się, ponieważ to są ogromne koszty.
Podobno w Krośnie zostały zamontowane czujniki, mierzące poziom zanieczyszczeń.
Jeśli chodzi o czujniki, to – od pewnego czasu sprawdzam ich dostępność, żeby prywatnie pokusić się o montaż – są różne na rynku, koszt jednego to ok. 1 400 zł za urządzenie. Jedne wymagają opłaty abonamentowej, inne nie, ważny jest przy ich funkcjonowaniu zasięg Internetu, to jest po stronie zamawiającego. Jeżeli mamy do wyboru 300 tys. lub 400 tys. zł, a z drugiej strony 1 400 zł, to o czym tu mówić? Krosno zainstalowało na terenie miasta jeden z tych rodzajów czujników, to prawda. Mieszkańców trzeba informować o zagrożeniu, jeśli ono występuje. Żeby takie przedsięwzięcie miało sens, należałoby zamontować 5 do 6 czujników, w Krośnie zamontowano 13. Jeden to za mało, ponieważ one , pojedynczo mogą pokazywać sygnał z pewną granica błędu, natomiast odczyt z kilku urządzeń byłby pewniejszy. Będę wnioskował, by kwota na zakup takich czujników została wpisana do tegorocznego budżetu.
Nie ma pan wątpliwości, że monitoring jest dziś konieczny?
Tak, monitoring jest konieczny, i to z kilku względów. Nie można robić burzy w szklance wody, jeżeli sprawy nie ma. Jeżeli kolokwialnie rzecz ujmując „cztery” dni w roku jest przekroczona norma, to, umówmy się, problem nie występuje, ale jeżeli się okaże, że przez całą zimę, noc w noc norma zostaje przekroczona, to problem jest i to poważny.
Powróćmy jeszcze do możliwości, jakie wielu z nas ma, żeby przyczynić się, choćby w niewielkim stopniu do poprawy jakości powietrza.
Palenie „od góry” jest ważne. Mieszkańcom trzeba pokazywać dobre strony takiego obsługiwania pieców. Warto by było zorganizować szkolenia wzorem innych gmin, warto sięgnąć po dobre rozwiązania, jeśli ktoś w sąsiedztwie je stosuje. Chodzi o to przede wszystkim, by zmienić nawyki, a to się nie stanie, gdy nie powiemy i nie zachęcimy, mówiąc do wszystkich i każdego z osobna: spróbuj!
Chętnie przyłączymy się do akcji, propagującej palenie „od góry”. Co jeszcze powinniśmy propagować, do czego zachęcić?
Jest możliwość uzyskania, „przechwycenia” ze starych pieców dużej ilości energii przy delikatnym usprawnieniu instalacji centralnego ogrzewania. Chodzi o instalację tzw. bufora. Piec jest wydajny, gdy cały czas dostarczamy do niego powietrze. Często się zdarza, że stare piece są przewymiarowane. Pierwszy lepszy zakład usługowy zajmujący się instalacją nowych kotłów to potwierdzi. Piece w wielu domach były wymiarowane pod nieocieplone budynki. Gdy zaczęto domy ocieplać, nie wymieniano pieców i one podają taką energię, jakby dom był w dalszym ciągu nieocieplony. Nadmiar energii zwykle „idzie w komin” w postaci pyłu, smogu. Obrazowo można powiedzieć, ze ładujemy opał (paliwo stałe) do komina zamiast do pieca. Mieszkańcy odczuli oszczędność, bo mniej palą, ale w domu jest albo gorąco jak w saunie, albo chłodno. Piec, zwłaszcza gdy palimy w nim od dołu, rozpala się, nagrzewa wszystkie kaloryfery do wysokiej temperatury, robi się gorąco, po czym energia, której ocieplony dom nie jest w stanie odebrać, leci do komina. Na czym polega działanie bufora? Bufor kumuluje energię w czasie gdy wydajność pieca jest najwyższa a dom nie jest w stanie jej spożytkować. Wiąże się z tym odrobina automatyki i zbiornik od 500 do 1000 litrów, w zależności od wielkości budynku a właściwie jego aktualnego zapotrzebowania na energię cieplną . Bufory powinny być podstawą wyposażenia w momencie, kiedy został ocieplony dom. Mieszkańcy niejednokrotnie nie wiedzą, że to jest bardzo dobre rozwiązanie, trzeba więc im o tym mówić, tak często i głośno, jak to tylko możliwe, w szczególności dlatego, że takie działania mają bezpośredni wpływ na domową ekonomię i otaczające nas środowisko. Bardzo dużo materiałów na ten temat można znaleźć w Internecie, wystarczy zainteresować się tematem…
Nie poruszyliśmy wstydliwego tematu palenia w piecach, czym popadnie.
Hasło „Nie pal śmieci, bo zabijasz dzieci” i wszystkie im podobne, powinno być wciąż powtarzane, żeby ludzie się nie bali zgłaszać takich przypadków, jeśli je zaobserwują, odpowiednim służbom. Takie zachowanie traktujmy zawsze jako wyraz troski o zdrowie zarówno nasze, naszej rodziny, jak i również często „nieświadomego” sąsiada i przede wszystkim przejaw zdrowego rozsądku. Oczywiście, zawsze wcześniej należy spróbować „uświadomić” jaki wpływ na wszystkich ma palenie śmieci – jestem pewien, że zwykła, spokojna rozmowa, będzie o wiele skuteczniejsza i nie zburzy często bardzo dobrych relacji pomiędzy sąsiadami. Jestem zwolennikiem, by opis skutków palenia śmieci był umieszczany na opakowaniach różnych produktów, tak jak to się dzieje w przypadku ostrzeżeń na paczkach z papierosami. Mam wrażenie, że edukacja, która zachęci mieszkańców do stosowania niedymiących i przy tym oszczędniejszych technik palenia, sprawi, że zostanie wyeliminowane palenie śmieci. Ktoś, pomyśli: skoro zrobiłem jeden krok i dzięki temu powietrze będzie czystsze, to przecież nie zepsuję tego, paląc śmiecie… A może ja po prostu jestem idealistą? W każdym razie: temat jest ważny, trzeba o nim głośno mówić, aż przyniesie to pożądany skutek.