Pierwszy kandydat na burmistrza Jakub Osika

Docenić energię ludzi

Pierwszym oficjalnie zgłoszonym kandydatem na burmistrza Sanoka w nadchodzących wyborach samorządowych jest Jakub Osika, zgłoszony przez Demokratów Ziemi Sanockiej. Z Jakubem Osiką – o jego kandydowaniu, wizji rządzenia miastem, programie wyborczym (i przed-wyborczym) rozmawia Małgorzata Sienkiewicz-Woskowicz

Jak się czujesz w nowej roli? Z dnia na dzień stałeś się kandydatem na burmistrza w wyborach samorządowych, nie masz brody, częściej nosisz garnitur...
Pierwszym i podstawowym założeniem, jakie dla siebie przyjąłem jest to, żeby nie zmieniać się pod wybory, tzn. nie zmieniać tego, co myślę, co mówię i co chcę zrobić. Kiedyś już byłem w takiej sytuacji, niejako wychodząc z roli szefa radia Bieszczady, wchodziłem w rolę doradcy wojewody. Wtedy wiedziałem, co mogłem zrobić jako niezależny człowiek, szef redakcji czy też spółki, a co i jak mogłem robić, jako doradca wojewody. Podobnie jak w tej sytuacji, tak i wówczas miałem dziwną fryzurę, postanowiłem ją obciąć. Zdaję sobie sprawę, że jako dyrektor MDK, gdzie styk kultury i sztuki jest odrobinę luźniejszym stykiem i ta funkcja moja na więcej pozwala, aniżeli funkcja choćby radnego, gdzie też na radę nigdy nie przyszedłem, powiedzmy, w za długim swetrze. Muszę dostosować pewne wybory do powagi sytuacji, w której jestem, co nie oznacza, że zmieniam się jako człowiek. Nie zamierzam czegokolwiek robić pod publikę czy też głosić jakieś tezy dla poklasku. Ale mam świadomość reprezentatywności danego urzędu. To, co przewinęło się w mediach, ścięcie mojej brody czy też pewne usztywnienie wizerunku nie znaczy, że ja się zmieniłem, a jedynie oznacza, że mam świadomość pewnej nowej roli, do której aplikuje. Chcę godnie reprezentować ten urząd i mieszkańców Sanoka, dlatego też muszę wziąć pod uwagę swój ubiór, zachowanie, po prostu cały ten protokół urzędniczy czy też dyplomatyczny.

Stawiasz na konsultacje, angażowanie ludzi, współdecydowanie…. O tym mówiłeś w swoim pierwszym wystapieniu jako kandydat Demokratów Ziemi Sanockiej.

Jest to główna oś sporu, którą będę chciał pokazać w tej kampanii, tzn. chodzi mi o pewną różnicę w postrzeganiu niektórych spraw. Od samego początku, pracując w różnych firmach, nauczyłem się doceniać energię ludzi. Jest ona prawdziwa, naturalna, bardzo kreująca rzeczywistość. Jest to najlepsza motywacja, kiedy ludzie mogą wykorzystywać swoje pasje, swoje możliwości. Ta różnica wynika z obserwacji pracy urzędu obecnej kadencji. Pod wieloma rzeczami się podpisywałem i z wieloma rzeczami się zgadzałem. Ciąży mi zero-jedynkowe postrzeganie rzeczywistości i dzielenie tej rzeczywistości na „przed nami” i „teraz”. Każdy ma swoje postrzeganie 12 lat rządów Wojtka Blacharczyka, 4 lat rządów Tadeusza Pióro. Nie chodzi o to, żeby stawiać znaki równości i wartościować. Popatrzmy na to szerzej, z punktu widzenia Sanoka i tego, jak się rozwija. Wykorzystajmy wszystkie doświadczenia, zaczynając od pana Przybyły, poprzez panów Olejkę, Daszyka – każdy z nich coś wniósł. Chodzi o to, żebyśmy potrafili Sanok harmonijnie rozwijać. Wracając do tej osi sporu, brzydkie słowo, ale pewne różnice trzeba wykazać. Nie chciałbym nigdy podejmować decyzji, która nie zostanie przedyskutowana ze społecznością. Piastowanie takiej funkcji sprawia, że bierze się na siebie odpowiedzialność za wszystkie decyzje, a żeby doprowadzić do pewnej decyzji, trzeba jak najwięcej rozmawiać, jak najwięcej rozważać. Trzeba poznać „za” i „przeciw”. Wrócę do przykładu więzienia – ja sam nie wiem, czy ma ono więcej korzyści czy negatywnych stron. Ale najgorszym dla mnie rozwiązaniem, o którym mówiliśmy na sesji, było to, że decyzji nie skonsultowano społecznie, m.in. z radami dzielnic.

Pozytywna ludzka energia – do wykorzystania, jak najbardziej, ale czy nie boisz się niekończących się sporów, chaosu podczas dyskusji nad konkretnymi problemami?

Radio Bieszczady I MDK są to firmy, które kumulowały pomysły ludzi. Moją rolą jako zarządzającego było tę energię odpowiednio skumulować, uwarunkować i jej nie przeszkadzać. To zawsze się sprawdza i jestem przekonany, że sprawdzi się również w mieście. Na tę chwilę nie mamy rady gospodarczej w mieście, nie mamy rady dla seniorów, młodzieżowej rady miasta, która ma genialne pomysły, nieszablonowe. Tego typu gremia są koniecznością, żeby ludzie poczuli, że jest to ich miasto i że mają coś do powiedzenia w Sanoku. To jest mój sposób na zarządzanie miastem, aby zrealizować to, czego oczekują mieszkańcy.

Co, jakie argumenty zaważyły, że zostałeś kandydatem?
Długo zastanawiałem się, kto mógłby być alternatywą. Było bardzo dużo nazwisk, ale żadne nie było przełomowym. Ciężko mi powiedzieć, który moment był decydujący, ale na pewno ważną rolę odegrała rozmowa z Sebastianem Niżnikiem, którego sobie bardzo cenię, a zwłaszcza jego umiejętności. Znam go od dziecka, mam świadomość jego wad. Współpracowaliśmy razem w radiu, pracowaliśmy razem w samorządzie, współpracowaliśmy razem, gdy on był w gminie, a ja w urzędzie wojewódzkim. Jest to człowiek, z którym się świetnie uzupełniamy. To był chyba taki kluczowy moment. Pojawiła się również naturalnie Marzena Dziurawiec, z którą się tak dobrze, jak z Sebastianem nie znam. Faktycznie ona nam bardzo pasowała do „układanki”. Jest to inne spojrzenie, nie męskie, inna wrażliwość. Ona widzi ucznia i widzi w jego oczach ciężar plecaka. Marzena jest informatykiem. Jeżeli myślimy o rozwoju Sanoka, to musimy pamiętać o dziedzinie IT, która jest przyszłością i tu Marzena jako profesjonalistka bardzo dużo nam wniesie. Druga rzeczą jest to, że jest bardzo pracowita. Dla niej nie ma, że „zrobię coś później”. Widzę ją w funkcji społecznej, integrującej pewne środowiska, seniorów, młodzież. Chcę, żeby wprowadziła Sanok w realny, cyfrowy świat.

Podczas twojej prezentacji pokazaliście się w trójkę. Należy to odczytać: kandydat na burmistrza prezentuje swoich zastępców?
Tak, ja miałem taki pomysł, nie podjąłbym się kandydowania, jakbym nie miał Sebastiana obok, jesteśmy teamem. Natomiast Marzena doszła do nas. To był pomysł Sebastiana, żebym zwrócił na to uwagę i widzę, że to był bardzo dobry pomysł. Marzena uzupełnia nas doskonale.

Masz coś „swojego”, przeanalizowanego, co byś chciał wcielić w życie, gdyby nadarzyła się okazja?
Tak, przede wszystkim chciałbym zatrzymać młodych ludzi i chciałbym docenić ludzi przedsiębiorczych w Sanoku. Bardzo mnie denerwuje, gdy decydujemy o sprzedaży działek miejskich przedsiębiorcom. Okazuje się, że nie ma klucza do tego, jak my to robimy. Jedni dostają pozwolenie na kupienie działki na inwestycje, a drugim się to blokuje. Nie rozumiem tego. To są mechanizmy, które zniechęcają. Przedsiębiorcy lubią mieć jasne reguły, wiem, bo sam się z nich wywodzę. Drugim przykładem jest opłata adiacenska, wiem, że nie które samorządy z niej rezygnują, napędzając tym rynek budowlany. Kolejnym pomysłem ważnym dla mnie są start up-y. Znajdźmy fajną siedzibę, którą podzielimy na fajne biura, doprowadźmy najlepszy internet i oddajmy to w użytkowanie młodym przedsiębiorczym ludziom za symboliczną złotówkę, a to się nam zwróci, jestem pewien.

Jaki, twoim zdaniem, powinien być budżet obywatelski?

Na pewno nie dzielnicowy. Nie uważam za dobre rozwiązanie budowanie odcinków dróg, kanalizacji za pieniądze z budżetu obywatelskiego. Inna, niż pryzjęta w tej kadencji jest też moja wizja remontów dróg lokalnych: popatrzmy na mapę Sanoka, zaznaczmy czarne strefy, gdzie drogi są najgorsze, gdzie drogi są przejezdne i zróbmy plan na 5, 10 lat. Niech ludzie wiedzą realnie, w którym roku mogą się czego spodziewać.

Masz jakieś pomysły na rozwój miasta kultury?
Kultura to jest mój konik. Wymyśliliśmy kiedyś „Cypel”, który był małym festiwalem, a na przestrzeni kilku lat rozrósł się do dużego festiwalu szantowego. Pod szyldem MDK-u funkcjonuje i rozwija się „Garaż”, gdzie ściągamy zespoły z całej Polski. Patrząc poza Sanok: Cieszanów- Rock Festiwal, Dolina Charlotty, Jarocin to są przykłady, że jak ma się fajne pomysły, to warto je realizować. Wypuściliśmy z rąk festiwal filmowy Romana Gutka, festiwal „Tu czy-tam”, wcześniej „Collage Teatralny”. Tego się już nie da nadrobić, te szanse są stracone. Dobrym pomysłem byłby, być może, festiwal Beksińskiego, pod takim szyldem można by było zrobić przegląd filmów. Te pomysły są, one krążą, rozmawia się o nich. Trzeba któryś wybrać i odważyć się na konsekwentną realizację.

Zdradzisz jeszcze jakieś punkty z twojego programu wyborczego?

Uważam, że trzeba wrócić do konkursu na stanowiska w miejskich instytucjach i trzeba to zrobić dla higieny i kreatywności. Uważam też, że jeżeli chcemy zarządzać, musimy robić to poprzez cele i o nich trzeba mówić. Na tym etapie chcę apelować do ludzi ambitnych, odważnych i zachęcić ich do startu w najbliższych wyborach. Marzy mi się, żeby w radzie miasta siedziały fajne, pełne pomysłów osoby. Niepodzielone legitymacjami, które podejdą do projektu i zastanowią się nad jego mocnymi stronami, a nie – z której strony go odrzucić…