Weronika Wołczańska – praca pełna pasji

 

Weronika Wołczańska, urodzona w Rzeszowie. Jej rodzinnym miastem jest Sanok, w którym mieszkała 11 lat. To tu ma najbliższą rodzinę, uczęszczała do szkół, m.in. 1 LO w Sanoku. Na nartach jeździ od 4 roku życia, od 8 r.ż. zawodniczo w klubie UKN Laworta Ustrzyki Dolne. Jest absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie na kierunku fizjoterapia na Wydziale Rehabilitacji Ruchowej i wieloletnią zawodniczką sekcji narciarskiej KS AZS AWF Kraków.

 

Od dziecka jesteś związana z narciarstwem, kto zaraził cię miłością do nart?

Miłością do narciarstwa zarazili mnie rodzice, szczególnie tata. Początki nie były łatwe, niedobrze wspominam mroźne weekendowe poranki w Karlikowie, kiedy płakałam bo zamarzały mi stopy i ręce, a tata mimo to w pocie czoła próbował wywieźć mnie rwącym przedpotopowym wyciągiem „na kolanie” na górę, gdzie wiało tak, że urywało głowę. Wtedy odmówiłam dalszej nauki, na narty w weekendy wybierali się głównie tata z siostrą, a w okresie zimowym we trójkę z mamą wyjeżdżali do Austrii. Po jednym z ich wyjazdów, kiedy miałam 5 lat, oznajmiłam, że ostatni raz mnie zostawili z babcią i w kolejnym sezonie chcę jechać z nimi. Rodzice postawili mi warunek, że muszę przed tym wyjazdem potrenować i będąc na nartach nie marudzić. Kierując się przeświadczeniem, że rodziny się nie leczy ani nie uczy, moim instruktorem na tym wyjeździe został mój wujek Krzysztof Czech – nauczyciel WF z II LO. Cierpliwie jeździł ze mną pługiem po oślich łączkach nucąc „Pszczółkę Maję”. W takich okolicznościach, przy możliwościach jakie dają alpejskie stoki i austriacka infrastruktura dopasowana do najmłodszych, nauka jazdy na nartach stała się przyjemnością i pasją. Potem jeździłam już z tatą ze stromych stoków i doganiałam starszą siostrę, która wpadła na pomysł zapisania się do klubu narciarskiego. Zawsze ją naśladowałam, podziwiałam i chciałam robić to, co ona, więc bezdyskusyjnie poparłam ten pomysł. Polecono nam UKN Laworta w Ustrzykach Dolnych, do którego dołączyłyśmy kiedy miałam 8 lat i byłam zawodniczką aż prawie do 18 roku życia. W międzyczasie uzyskałam także stopień Instruktora Narciarstwa SITN-PZN. Po przerwie na przygotowania do matury, reaktywowałam „karierę zawodniczą” i startowałam w Akademickich Mistrzostwach Polski i Akademickim Pucharze Polski AZS Wintercup, gdzie reprezentowałam moją uczelnię.

Podczas rozmowy telefonicznej, między słowami wyczytałam, że narciarstwo to w Polsce niedoceniana dyscyplina. Jak myślisz z czego to wynika?

W Polsce na nartach jeździ 4 miliony ludzi. Na pozór to wystarczająco aby choć jedna osoba, która poświęci się zawodowemu trenowaniu narciarstwa odniosła sukces międzynarodowy. W praktyce nie jest to tak łatwe, gdyż na świecie jest wielu innych utalentowanych zawodników, członków dużych reprezentacji, nie tylko w pełni wspieranych przez związek czy państwo, ale również dodatkowo przez prywatnych sponsorów i kibiców. U nas sytuacja w ostatnich latach ulega znacznej poprawie, począwszy od większej pomocy i lepszej organizacji zarządzających dyscypliną, poprzez rozwój trenerów i programów kształcenia zawodników od najmłodszych lat, współpracę z właścicielami wyciągów, jednak to nadal raczkuje. Powolne zmiany następują, bo w końcu, po wielu latach, głównie dzięki Marynie Gąsienicy – Daniel w polskim narciarstwie coś zaczyna się dziać. Dzięki jej sukcesom pojawiają się sponsorzy i kibice. I to nie tak, że w przeszłości nie było dobrych wyników naszych reprezentantów. Po prostu mało kto o nich słyszał bo narciarstwo kiedyś to był drogi sport „dla wybrańców”, a obecnie, mimo że bardziej powszechny i dostępny, to nadal za mało atrakcyjny dla przeciętnego obiorcy, fana skoków narciarskich. Dopóki nie będzie można „kibicować naszym” to motywacja do wsparcia i zainteresowania tą dyscypliną pozostanie niewielka.

Czy Polski Związek Narciarski dba o swoich podopiecznych? Może coś się zmieniło od czasu, kiedy Ty brałaś udział w zawodach?

Myślę, że od czasu mojej przygody w Pucharze Polski, w polskim narciarstwie zmieniło się bardzo wiele. Od wspomnianych wcześniej protokołów szkoleniowych wprowadzanych przez młodych, wykształconych trenerów, poprzez lepsze możliwości prowadzenia treningów tak w Polsce (choć nadal jest tu dużo do poprawy) jak i szczególnie za granicą, kończąc na lepszej organizacji polskich zawodów przy wsparciu PZN i projektu PolSKI Mistrz. Jeśli chodzi o kadry narodowe to finansowanie ze środków ministerialnych, jak również prywatnych, zawsze uzależnione jest od wyników sportowych. Są wyniki – są pieniądze, nie ma wyników no to się nie należy, ale sukcesy są mile widziane przy okrojonych nakładach. Mimo to, z pewnością mogę potwierdzić zmianę poglądów Władz Związku, a szczególnie osób zajmujących się narciarstwem zjazdowym. Nawet jeśli mają „związane ręce” i coś jest bardzo trudne zorganizowania, stają na rzęsach by zawodnicy dostali niezbędne środki i pomoc. To ludzie stosunkowo młodzi i postępowi, są miłośnikami dyscypliny, a w PZN nie po to żeby się nachapać i dobrać do państwowych pieniędzy. To jest dobry początek do dużej reformy polskiego środowiska narciarskiego.

Z jakimi problemami najczęściej zmagają się zawodnicy?

Wydaje mi się, że większość polskich zawodników powiedziałaby, że największą przeszkodę stanowi brak odpowiedniej infrastruktury i stoków narciarskich, umożliwiających trening na najwyższym poziomie. To nie tak, że w ogóle nie ma stoków w Polsce. Jadąc przez drogi Podhala czy Beskidów, gdziekolwiek się nie wybierzemy, można zobaczyć wyciągi narciarskie. Wiele z nich nie ustępuje tym spotykanym w alpejskich kurortach. Jednakże nawet jeśli właściciel stoku dysponuje sprzętem najwyższej klasy i co więcej ma chęć udostępnić trasę dla zawodników, często nie umie tej trasy odpowiednio pod taki trening przygotować. W większości przypadków zawodnicy dzielą trasę z turystami, odgradzając się jedynie taśmą, najczęściej mają do dyspozycji jakiś kawałek trasy gdzieś przy lesie, żeby nie przeszkadzać innym klientom. Po treningu taśma jest ściągana a turyści korzystają również z kawałka, na którym wcześniej odbywał się trening. Żaden właściciel nie zgodzi się wcześniej polać tego kawałka wodą w celu stworzenia lodowych warunków, na których odbywają się zawody. O przygotowaniu całej trasy w ten sposób nawet nie ma mowy. Brakuje nam stoków, na których cała trasa mogłaby być oddana do dyspozycji trenerów, co za granicą jest na porządku dziennym. Brak możliwości odtworzenia warunków startowych podczas treningów, stawia naszych narciarzy w gorszej sytuacji na zawodach, nawet przy założeniu, że trenują tyle samo co rywale z innych krajów. Chodzi o priorytety, u nas w Polsce nadal jest nim rynek komercyjny. Chcę wspomnieć tutaj także upór Parków Narodowych uniemożliwiających przekształcenie wspaniałych górskich terenów do stworzenia kompleksów z prawdziwego zdarzenia, w tym przypadku nawet komercja jest niewystarczającym argumentem.

Swoje życie zawodowe związałaś z fizjoterapią, podczas studiów można powiedzieć twoja kariera się rozwinęła. Jak wyglądały Twoje pierwsze kroki w pracy ze sportowcami?

Będąc na 1 roku studiów magisterskich podjęłam współpracę jako fizjoterapeuta z rodziną Kłusaków z Kościeliska, którzy byli wtedy założycielami międzynarodowego teamu narciarskiego, zrzeszającego zawodników trenujących konkurencje szybkościowe w narciarstwie alpejskim. Byli to głównie zawodnicy niewspierani przez swoje macierzyste federacje. Team oparty był m.in. na braciach Kłusak oraz Janie Hudec, który z pochodzenia jest Czechem, ale z racji swoich kanadyjskich korzeni w tych właśnie barwach zdobył w Sochi brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w supergigancie. Letnie przygotowania przebiegły pomyślnie, jednakże wiele czynników organizacyjnych, zdrowotnych i finansowych spowodowało rozpad grupy jeszcze przed sezonem startowym. Wtedy zdecydowaliśmy się na kontynuację współpracy w małym, rodzinnym gronie GóralSKI Team.

Opowiedz, jak wyglądały przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w PyeongChang (2018r.) w Korei i dlaczego ostatecznie nie pojechałaś?

Przygotowania zaczęły się już 4 lata przed Igrzyskami ale ja do teamu dołączyłam dopiero po Mistrzostwach Świata w Sankt Moritz, w sezonie olimpijskim. Nasze przygotowania rozpoczęły się w maju na lodowcu Kaunertal gdzie mogliśmy się lepiej poznać jako grupa i przetestować sprzęt. Następnie spędziliśmy kilka tygodni na przygotowaniach kondycyjnych w Toruniu, pod okiem wspaniałego trenera Arkadiusza Szyderskiego (Arnold Classic – kulturystyka), od którego uczyłam się podstaw treningu siłowego (jeszcze wtedy nie wiedziałam jak bardzo przyda mi się to w przyszłości). Następnie czekały nas letnie obozy narciarskie na lodowcu Folgefonna w Norwegii oraz na Pitztal w Austrii, gdzie łączyliśmy siły ze Słowakami, Serbami i mieliśmy okazję trenować z Norwegiem Axelem Lundem Svindalem – wielokrotnym medalistą olimpijskim. W sezonie startowym skupiłam się głównie na bliższej współpracy z Michałem Kłusakiem – byliśmy na Pucharach Europy oraz Świata.  Michał osiągnął życiowe sukcesy w tym sezonie, ilość zdobytych punktów i miejsce w rankingu dały mu kwalifikację olimpijską. Jednakże przez to, że nie był członkiem oficjalnej Kadry Narodowej, jego powołanie do reprezentacji olimpijskiej do ostatniej chwili było niepotwierdzone. Ostatecznie Kłusak wystartował w Korei, ale nie było możliwości żeby zabrał ze sobą fizjoterapeutę… zaznaczę, że narty zawsze przygotowywał sam, więc i w tej kwestii musiał być samowystarczalny, szkoda, że na tak ważnej imprezie, jaką są Igrzyska. Z powodu braku powołania do kadry na kolejny sezon, a co za tym idzie braku pomocy i wsparcia finansowego, Michał postanowił zakończyć karierę zawodniczą. Kolejnego lata rozpoczęłam pracę w Polskim Związku Biathlonu na stanowisku fizjoterapeuty Młodzieżowej Kadry Narodowej, prowadzonej przez Tomasza Sikorę. Pomimo bardzo ciepłego przyjęcia i przyjemnej współpracy ze sztabem i zawodnikami, czułam, że nie odnajduję się w Biathlonie na 100%. Dwa lata spędzone „na walizkach”, w większości w zimowej aurze oraz jednoczesna próba ukończenia studiów magisterskich w międzyczasie odbiła się na moim zdrowiu. Po zakończeniu sezonu startowego udało mi się z powodzeniem ukończyć i obronić pracę magisterską, po czym rozpoczęłam poszukiwania pracy stacjonarnej. Ostatecznie trafiłam do Gliwic i pracuję w Centrum Fizjoterapii Fizjofit, gdzie odpowiadam za rehabilitację ortopedyczną i przygotowanie motoryczne oraz medyczne testy przedtransferowe. Dzięki firmie mam przyjemność codziennej współpracy z pacjentami i sportowcami – piłkarzami nożnymi i ręcznymi Górnika Zabrze, piłkarkami GKS Katowice i wieloma innymi.

Kolejny sezon narciarski za tobą, jak go oceniasz?

W trakcie zeszłorocznego lockdownu dostałam propozycję współpracy z Narodową Kadrą A Kobiet w Narciarstwie Alpejskim, grupą Pucharu Europy. Zgoda oznaczałaby powrót do fizjoterapeutycznego wsparcia reprezentacji w macierzystej konkurencji, co w dużej mierze przyczyniło się do mojej pozytywnej odpowiedzi. Tym sposobem miałam przyjemność pracować z doświadczonym, słowackim trenerem Ivanem Ilanovskim oraz trenerem asystentem Tomaszem Wydrą. Naszymi podopiecznymi były wschodzące gwiazdy polskiego narciarstwa Magdalena Łuczak i Zuzanna Czapska. Niestety pod koniec pierwszego, czerwcowego obozu przygotowawczego, Zuza doznała poważnej kontuzji, dyskwalifikującej ją ze startów w tym sezonie. Po takim początku widoki na nadchodzący okres nie napawały optymizmem, ale ostatecznie przygotowania do sezonu startowego minęły bez większych zakłóceń. Z zawodów na zawody Magda prezentowała coraz lepszą formę i ostatecznie zajęła 11 miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Europy w slalomie gigancie, jednocześnie plasując się nieznacznie niżej w klasyfikacji slalomowej i zdobywając najlepsze FIS punkty w dotychczasowej karierze. Zwieńczeniem udanego sezonu były Mistrzostwa Świata Seniorów (Magda jest jeszcze juniorką), na których zajęła 19. miejsce, co uznawane jest w środowisku za ogromne osiągnięcie, biorąc pod uwagę młody wiek zawodniczki i silną konkurencję. W całym sezonie nie mogliśmy narzekać na brak śniegu i warunki na stokach, ta zima była jedną z najlepszych od lat. Jedynym utrudnieniem była pandemia COVID-19, przez którą średnio co 3 dni musieliśmy wykonywać nieprzyjemne testy na koronawirusa. Ponadto wszystkie starty organizowane były w reżimie sanitarnym, przy nakazie ciągłego noszenia maseczki (nawet na otwartej przestrzeni) oraz z utrudnieniami w hotelach i stołówkach. Ostatecznie będę miała z tego sezonu same dobre wspomnienia, była to dla mnie niesamowita przygoda.

Co daje ci najwięcej satysfakcji w pracy?

Z podopieczną Magdaleną Łuczak na MŚ Juniorów w Bansko

Z podopieczną Magdaleną Łuczak na MŚ Juniorów w Bansko

Największą satysfakcję w pracy czerpię z sukcesów podopiecznych. W przypadku kadry są to osiągnięcia sportowe zawodników, ich dobre samopoczucie oraz wysoka forma zdrowotna. Z kolei w przypadku pracy z pacjentami ortopedycznymi te sukcesy to postępy terapeutyczne – zmniejszenie bólu, zwiększenie ograniczonego zakresu ruchu, gojenie urazów. To wielka radość wiedzieć i widzieć, że przyczyniło się do poprawy samopoczucia i funkcjonowania innej osoby.

 

 

Która współpraca najbardziej zapadła ci w pamięć? A może wcale tego nie rozpamiętujesz i żyjesz chwilą?

Wszystkie osoby które spotkałam na swojej drodze sportowej i zawodowej miały na moje życie duży wpływ. Profesjonaliści w różnych dyscyplinach, trenerzy i zawodnicy, z którymi miałam szczęście pracować stanowią dla mnie inspirację, motywację do dalszego rozwoju, niekiedy pozostają przyjaciółmi na całe życie i z każdej takiej przygody staram się wyciągać same pozytywne wspomnienia. Często do mnie wracają gdy opowiadam komuś czym się zajmuję i zawsze wywołują uśmiech na twarzy. Jestem ogromną szczęściarą w tej kwestii.

Czy praca fizjoterapeuty kończy się w momencie zakończenia sezonu? 

Jeśli mówimy o reprezentacji narodowej to zależy od tego jaki fizjoterapeuta ma kontrakt z drużyną/zawodnikiem. W moim przypadku współpraca kończy się wraz z zakończeniem sezonu startowego i wtedy Związek oraz sztab szkoleniowy mają czas na powołanie nowych kadr na kolejny sezon oraz ewentualne roszady w teamach. Obecnie znajdujemy się właśnie w takim okresie – zawodnicy mają zasłużone, choć krótkie wakacje, a my prowadzimy negocjacje. Mimo wszystko staram się być do dyspozycji moich zawodniczek, wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć, przynajmniej w kwestii porady (niestety wszystkie mieszkamy w innych miastach), nawet po ewentualnym zakończeniu współpracy.

Na koniec może zapamiętałaś jakąś sytuację, która zawsze wywołuje uśmiech na Twojej twarzy?

Zabawnych i wzruszających historii na przestrzeni tych 4 lat jest tak dużo, że nie starczyłoby mi stron w Tygodniku Sanockim 😛 Może kiedyś – z Twoją pomocą napiszę o tym książkę haha! Tak jak już wspomniałam, jestem ogromną szczęściarą. Po pierwsze, że mam tak wspaniałych i mądrych rodziców, którzy najpierw pokierowali mnie na odpowiednie tory, następnie umożliwili edukację na najwyższym możliwym poziomie, a później zawsze służyli dobrą radą. Po drugie, że w wielu przypadkach po prostu pojawiłam się na odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, co zaowocowało zebraniem niepowtarzalnego doświadczenia u boku wspaniałych ludzi. Czego chcieć więcej w wieku 26 lat? Żeby dobra passa trwała i w tych trudnych czasach towarzyszyło jej równie dobre zdrowie.

Rozmawiała Emilia Wituszyńska