Oko na przedsiębiorczych
Do wszystkiego trzeba podchodzić z sercem i pasją

Z zawodu jest leśnikiem. Poza sezonem letnim zajmuje się carvingiem, czyli sztuką rzeźbienia w warzywach i owocach, współorganizuje Mistrzostwa Polski w carvingu, a z Markiem Rybackim napisał książkę pt.: „Fantazje z warzyw i owoców”. Dariusz Ślusarczyk w rozmowie z Edytą Szczepek opowiada tym razem nie o carvingu, lecz o lodach tajskich, które w Polsce – podobno – są znacznie smaczniejsze niż w Tajlandii.

Kiedy zaczęła się pana przygoda z lodami tajskimi?
Pierwszy raz z lodami tajskimi zetknąłem się będąc w Tajlandii w 2008 roku. Od tego czasu pomysł dojrzewał, aż wreszcie dojrzał i trzy lata temu z żoną postawiliśmy pierwszą przyczepę z lodami tajskimi w Polańczyku, później w Wetlinie.

Jak smakują lody tajskie w Tajlandii?
Wbrew pozorom ciężko jest znaleźć lody tajskie w Tajlandii, z prostego względu – urządzenia są dla Tajów bardzo drogie i nie każdego po prostu na nie stać. Oczywiście można znaleźć lody tajskie w Bangkoku czy w miejscach bardziej znanych, gdzie przebywają turyści… Jeżeli mam być jednak szczery – co również podkreślają turyści, którzy byli w Tajlandii – nasze polskie lody tajskie są dużo lepsze niż w Tajlandii. Z czego to wynika? Przede wszystkim różnica tkwi w śmietance. Tajowie nie mają dobrej śmietanki, bo po prostu nie używają takich produktów. Po drugie, bazują dużo na sztucznych składnikach, typu galaretka itp. U nich lody są bardzo kolorowe, może to i ładnie wygląda, smakowo nie jest też najgorsze, ale myślę, że dużo składników, konserwantów jest niepotrzebnych. My poszliśmy w trochę innym kierunku, w bardziej naturalne, prawdziwe składniki. W prawdzie snikers naturalnym do końca nie jest, ale owoce jak najbardziej.

Pierwszy raz spróbowałam lodów tajskich w Tarnowie. W naszych okolicach z lodami tajskimi dotąd się nie spotkałam. Chyba trafił pan w niszę?
Tak, nie było czegoś takiego wcześniej, i dalej tych punktów jest niewiele w porównaniu ze zwykłymi lodami z automatów czy gałkowych – w Polsce jest ich może z 30, nie wiem nawet czy nie przesadziłem z taką ilością, trudno mi powiedzieć.

A jak sytuacja wygląda w innych państwach? Czy tam są powszechniejsze?
No właśnie nie do końca. Wiem, że są na Ukrainie, na Litwie, w Anglii. W Niemczech podchodzą do tego raczej sceptycznie. Za to w Stanach Zjednoczonych powstała nawet sieć lodów tajskich, i z tego co wiem, jest dość mocno promowana.

Z czego więc składają się lody tajskie?
Przede wszystkim powstają z prawdziwych produktów. Co to znaczy prawdziwe produkty? To znaczy, że jeżeli klient wybierze, powiedzmy truskawkę i raffaello, to do lodu dodawana jest świeża truskawka i prawdziwe raffaello, które można kupić w sklepie. Składników mamy około 20, dlatego każdy ma możliwość stworzenia własnego smaku. Do dużej porcji dodaję dwa składniki, do mniejszej jeden. Dodatkowo klient wybiera bazę: śmietankową, sorbetową, dla diabetyków, dla wegan, na mleku kokosowym, także możliwości jest dosyć sporo. Są też standardowe smaki, choć wyróżnia nas właśnie to, że mamy dużo więcej do zaoferowania. Nieraz ludzie nawet „narzekają”, bo mają problem z wyborem i nie wiedzą na jaki smak się zdecydować.

A jaki specjał z czystym sumieniem mógłby pan polecić?
Mam takich kilka. Jeden z nich jest z bazylii i cytryny, drugi z imbiru i grejpfruta. Do pierwszego idą posiekane listki bazylii, wyciśnięty ze świeżej cytryny sok i sorbet, do drugiego starty, świeży imbir, sok z wyciśniętego grejpfruta oraz, również sorbet. Gorąco polecam też lód „miód malina” na śmietance, do którego dodaję świeżą malinę, po rozsmarowaniu idzie na to miód, całość jest rolowana. Takie połączenie smakuje niesamowicie, gwarantuję!

Przejdźmy może do samego procesu przygotowania takiego lodu. Jak powstaje?
Do tego potrzebna jest maszyna, przez niektórych nazywana „zimną patelnią”, choć generalnie jest to po prostu maszyna do robienia lodów tajskich. Przeważnie jest to okrąg o średnicy blisko 50 centymetrów, czasami dostępna jest również w postaci kwadratu. Chłodzona jest do około – 30 stopni Celsjusza. A jak powstaje? Praca polega na tym, że rozkładamy składniki, rozdrabniamy je, wlewamy śmietankę, sorbet, co tam sobie klient życzy. Rozdrabniamy to szpachelkami, kilkakrotnie rozprowadzamy cienką warstwę masy na „zimnej patelni”, a następnie rolujemy, czyli zwijamy w takie ruloniki, które pakujemy do kubka. Do tego idzie posypka lub polewa, drobna dekoracja i gotowe! Produkcja jednego lodu trwa około 3 minut.

A dla klientów, jest to wciąż coś nowego, niespotykanego?
Tak, ludzie, którzy przyjeżdżają nawet z większych miast: z Łodzi, Krakowa, Wrocławia, gdzie są już tego typu punkty, mówią, że pierwszy raz jedzą takie lody. Lody tajskie, a zwłaszcza sam proces ich przygotowania, który wygląda dość efektownie, przyciąga uwagę przechodniów. Ludzie często podchodzą i patrzą z zaciekawieniem, co to takiego powstaje. Samo przygotowanie jest już dla nich atrakcją. Poza tym cieszą się, że mają możliwość wyboru składników. Doceniają też to, że nie mamy nic do ukrycia – lody powstają na oczach klienta.

Nie ukrywam, gdy po raz pierwszy zobaczyłam jak powstają takie lody, od samego patrzenia bolały mnie ręce. To chyba dosyć ciężka praca…
No tak, jest to męczące, ale chyba nie ma pracy, która nie męczy. Powiem szczerze, jak jestem zmęczony, bolą mnie plecy i ręce to znaczy, że dzień był udany. Poza tym do wszystkiego trzeba podchodzić z sercem i pasją. Jak się nie ma serca do danej działalności, robi się to wyłącznie z przymusu, niestety, nic z tego nie będzie. Trzeba to po prostu kochać! Do pracy jadę zawsze z wielką radością, a poza sezonem nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie przyjdzie maj.

Gdzie możemy zatem pana znaleźć?
W Polańczyku przy ulicy Zdrojowej 36, a w Wetlinie, naprzeciwko sklepu ABC.

Jakie są pana plany na przyszłość?
Myślę, żeby w Sanoku „coś” otworzyć, zwłaszcza, że wiele osób pyta, dlaczego nas tu jeszcze nie ma. Generalnie staram się wchodzić w „coś” czego jeszcze nie ma, nie tylko na rynku lokalnym, ale i ogólnopolskim. Myślę więc, że nie będą to wyłącznie lody tajskie, ale również inne, ciekawe propozycje. Mam pewne pomysły na różnego rodzaju desery, bardziej azjatyckie,ale myślę, że jedna pozycja, taka bardziej regionalna również znajdzie się w karcie.