Program księgowy zamieniła na program do haftowania. Historia „pani od krasnala”

Ubieramy swoje domy!

O ciekawej, dającej satysfakcję pracy marzy wielu z nas. Niektórym się udaje pasję przekuć na biznes, który nie tylko dostarcza satysfakcji, ale też przynosi dochód. Do takich osób należy pani Ania Senkiewicz-Kieltyka, która z księgowej przeistoczyła się w „panią od krasnala”. Program księgowy zamieniła na program do haftowania i – jak sama mówi – to była najlepsza decyzja w jej życiu.

Każda historia ma swój początek, więc zapytam: jak zaczęła się twoja biznesowa przygoda z igłą i nitką?

Dwa lata temu przed świętami wielkanocnymi chciałam ozdobić dom. Podpatrzyłam, jak się szyje tulipany z tkaniny i wyciągnęłam maszynę do szycia. Zawsze byłam taką „Zosią Samosią”. Tulipany uszyłam, a goście, którzy mnie odwiedzali, zachwycali się nimi i prosili o uszycie dla nich. Potem, przed świętami Bożego Narodzenia, nastała moda na krasnale z Jiska. I znów wyszła ze mnie Zosia Samosia i sama uszyłam krasnale. Znajomi to podpatrzyli i domagali się podobnych krasnali dla siebie. Koleżanka zachęciła mnie do stworzenia profilu w mediach społecznościowych i pokazania tych krasnali szerszej publiczności. Posypały się zamówienia. Bardzo dużo zamówień. Na początku szycie traktowałam jako zabawę, relaks, formę przyjemnego spędzania czasu.

Potem zalegalizowałaś firmę…

Tak. Wystarałam się o dotację z Urzędu Pracy. Nie było łatwo, bo ceny maszyn się zmieniały, musiałam dopisywać do wniosku sprostowania, bo chciałam za przyznane pieniądze kupić jak najwięcej. Na szczęście panie z Urzędu były pomocne. Niestety zdarza się, że niektóre osoby biorą dotacje tylko po to, by przeczekać rok, a potem np. odsprzedać zakupiony sprzęt. Ja byłam zdecydowana na firmę, która ma trwać dłużej niż rok. Dzięki dotacji z Urzędu Pracy kupiłam maszyny, z których cieszę się jak dziecko! To naprawdę dobry i nie tani sprzęt. Dzięki nim wykonuję hafty, nadruki, więc zamówienia mogą być spersonalizowane. Atutem własnej firmy jest też to, że mogę szyć w domu i jednocześnie dopilnować dzieci. Mam nienormowany czas pracy, dzięki czemu odwożenie dzieci do szkół, przedszkoli, nie sprawia mi kłopotu. Kiedy dzieci chorują, nie muszę prosić o urlop czy opiekę, ponieważ jestem w domu cały czas. To dla mnie wielkie udogodnienie. Cieszę się, że nie jestem na utrzymaniu państwa.

Wcześniej pracowałaś jako księgowa.

Skończyłam sanocki „ekonomik” i jedną z najlepszych krakowskich uczelni, ale bycie księgową nie dawało mi radości. To była zwyczajnie nudna praca. Kiedy kończyłam studia, myślałam, że będę miała stabilną, dobrze płatną pracę. Czas zweryfikował moje marzenia, założenia. Kiedy zdecydowałam się na rodzinę, zmieniło się moje podejście do pracy. Podczas urlopu wychowawczego zaczęłam się zastanawiać nad zmianą w życiu. Wtedy dzięki filmikom na YouTubie nauczyłam się szyć. Fakt – szycie jest żmudne, zabiera dużo czasu, ale efekt jest wspaniały. Cieszy mnie, kiedy krasnal czy inna ozdoba docierają do klienta i otrzymuję wiadomość zwrotną, często ze zdjęciem: „Pani Aniu, krasnal się u nas zadomowił, dziękujemy! Jest wspaniały.” Odpowiadam, że się cieszę, a to nie koniec rozmowy: klient chce następne! Moja radość jest nie do opisania.

Z tego, co widzę, krasnale są niepowtarzalne. Nie szyjesz ich seriami?

Nie, nie da się. Nigdy nie wyjdą identyczne. Choć czasem muszę uszyć kilka czy kilkanaście podobnych, nigdy nie są identyczne. I oto w tym chodzi. Cieszę się, że jest wiele osób, które doceniają rękodzieło i unikatowość rzeczy, które kupują. Nie idą po „chińszczyznę”. Poza tym dodatki: krasnal, kaczuszka, gąska, podusia, firanka, roleta, zasłona, narzuta, pościele tworzą atmosferę w domu. Dodają duszy domowi. Teraz jest tyle tkanin, dodatków, tasiemek, nici, więc naprawdę można wyczarować unikalne „ubrania” dla domu. Klient może sobie wybrać kolory, formę, dodatki, wielkość. Dostają wyjątkowy produkt, którego nikt inny nie ma.

Zamówienia są bardzo indywidualne. Twoje największe zamówienie albo najtrudniejsze?

Może nie najtrudniejsze, ale zabawne, to było zamówienie dwóch krasnali gejów. Pani, która je zamawiała, zaznaczyła, że to nie żart. To było dla mnie wyzwanie, jak je ubrać, jak pokazać, że są parą, wykonać to ze smakiem i elegancko. Natomiast największe zamówienie to były dwa dwumetrowe krasnale, które poleciały do Stanów reklamować polską pierożkarnię. Pierożkarnia miała w logo wzór łowicki, więc ten wzór wykorzystałam przy szyciu ubranek krasnali.

Krasnale docierają do klientów nie tylko w Polsce?

Krasnale dotarły do Niemiec, Austrii, Irlandii, Szwecji, Finlandii, Belgii, Niemiec, a najdalej do Australii i na Filipiny. Jak widać – z podsanockich Płowiec można dotrzeć wszędzie.

Zdarzają się zamówienia na serie takich samych?

Bywają i takie. Na przykład na prezenty dla dzieci w przedszkolu. Wtedy szyję kilkadziesiąt podobnych, bo taki jest wymóg, by każde dziecko dostało taki sam prezent. Nie lubię takich zamówień, wolę te unikalne. Wtedy mogę „wyszyć” się artystycznie. Niemniej dzieciom nie odmówię.

W twoim domu widać efekty twojego szycia na każdym kroku. Kiedy przychodzą goście lub klienci odebrać towar, nie chcą czasem „przygarnąć” jakiejś twojej prywatnej ozdoby?

To właśnie czasem jest problem. Kiedyś klientka stanęła przy oknie i mówi, że chce tę właśnie zasłonkę. Tłumaczę jej, że to moja prywatna, nie jest na sprzedaż. Klientka na to, że ma pieniądze i mi zapłaci! Stanęło na szyciu nowej, bardzo podobnej zasłonki dla tej właśnie klientki. Czasem zdarzają się zabawne sytuacje.

Własna firma to wyzwanie?

Tak, ale dla mnie to więcej radości niż trudów! Cieszę się, że zdecydowałam się na ten krok. Polecam każdemu, kto ma „fach w ręku”. Teraz dzięki Internetowi można sprzedawać swoje produkty na całym świecie, czego dowodem są międzynarodowe wojaże moich krasnali.

Rozmawiała Edyta Wilk