Nadchodzi kryzys. Brak personelu w szpitalach

Kryzys demograficzny czy brak długofalowych programów?

Nadchodzi kryzys. Brak personelu w szpitalach: kwestia zarządzania personelem czy demografia? Kiedy dwa tygodnie temu w wywiadzie dla „TS” wypowiedziałem słowa, że „włodarzy bieszczadzkich jednostek samorządu terytorialnego w zakresie działalności leczniczej czekają trudne decyzje, które muszą wykroczyć w swoim działaniu poza 5 lat kadencji”, nie przypuszczałem, że „popełnię” kolejny tekst…

Trudno jest w skrócie opisać historię szpitali w Sanoku, Lesku i Ustrzykach Dolnych, ale by wskazać jeden z obecnie występujących krytycznych problemów braku personelu, wspólny dla tych trzech jednostek, od tego należy zacząć.

Historia szpitali: w Sanoku sięga końca XIX wieku, Leskiego i w Ustrzykach Dolnych lat 50. XX. Wspólną cechą szpitali w Lesku i Ustrzykach jest to, że ich rozwój rozpoczął się końcem lat 50. XX wieku, ich budowa trwała przez lata 60. i 70. do początku 80. Datą wspólną dla obu szpitali jest rok 1955, kiedy to – na podstawie Uchwały Nr LI/247/55 z dnia 1.XII.1955 Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Lesku – został utworzony Szpital Powiatowy w Lesku. Budowa nowego szpitala powiatowego w Sanoku została natomiast zainicjowana w 1955 roku na obszarze „Łąk Franciszkańskich”. Uzupełniając dodam, że szpital w Sanoku został uroczyście otwarty 7 listopada 1964, a koszt inwestycji wyniósł w owym czasie 62 mln zł. Inicjatorami działań byli odpowiednio w Sanoku doktor Jan Zigmund, a w Lesku doktor Miron Lisikiewicz.

W tym okresie następowało sukcesywne zatrudnianie personelu, w tym medycznego, pielęgniarek, położnych i lekarzy. Lata 70. i 80. ubiegłego stulecia to moment, w którym zatrudniono ich najwięcej, całymi rocznikami.

Zatrudnione w latach 70. –80. pielęgniarki miały po około 20 lat. Nietrudno policzyć, że osiągają lub niebawem osiągną wiek emerytalny, w mojej ocenie personel ten do roku 2025 może stanowi nawet 30 do 40 proc. kadry. Podobny problem stanowią lekarze, z tym że przesunięcie wyniesie kilka lat. Główny problem dosięgnie nas więc w latach 2024 do 2026. A już dzisiaj jest trudno.

Czy ktoś pomyślał o naturalnym zastępstwie? O polityce kadrowej? Obecnie funkcjonujące uczelnie w obszarze bieszczadzkim nie będą w stanie zabezpieczyć luki pokoleniowej personelu, jaka istnieje i jaka pogłębi się w kolejnych latach w działalności leczniczej. Można jednoznacznie stwierdzić, że obecnie nie ma podmiotu oraz zainteresowanych opracowaniem poważnego programu zabezpieczającego nas przed rychłą katastrofą wynikającą z braku personelu. Nadal problemem pozostaje migracja zarobkowa osób wykształconych w zakresie działalności leczniczej. W takiej sytuacji odrębnie, jako zupełnie nieprzemyślane, należy traktować pomysły wynikające z chęci zwiększenia obsady pielęgniarskiej w odniesieniu do łóżek oraz zwiększenia obsady ratowników do 3 w każdej karetce. Przy obecnych problemach z personelem i bez oparcia w realnych wyliczeniach działania takie należy traktować jako mrzonki i chciejstwo, które nie ma i mieć nie może żadnego racjonalnego uzasadnienia.

Podobnie ma się kwestia w obszarze zmian w populacji potencjalnych pacjentów obszaru bieszczadzkiego. Analiza statystyk demograficznych jest zatrważająca – stale postępuje spadek liczby mieszkańców, wzrasta tym samym średnia wieku. Starzejemy się lokalnie jako społeczeństwo. Nie zawaham się powiedzieć, że obecnie nie są podejmowane żadne działania mające na celu ograniczenie postępującej marginalizacji Bieszczadów w zakresie zabezpieczenia opieki długoterminowej. Mówi się o programach dla Bieszczadów, budujemy ścieżki rowerowe, spacerowe, drogi, kolej ale – dokąd?

Sięgnijmy do historii, nie tylko po to, by ją poznać, ale by czegoś się nauczyć. Nasi poprzednicy nie tylko myśleli o rozwoju jako inwestycjach, ale podejmowali też działania w zakresie zabezpieczenia społecznego. Ktoś powie, że to były inne czasy. Tak, dzisiaj nie ma możliwości wprowadzenia nakazów pracy z lat 70. Samorządy bieszczadzkie wspólnie mogą jednak wypracować mechanizmy, które umożliwią pozyskanie wykwalifikowanego personelu nie tylko dla działalności leczniczej w perspektywie następnego dziesięciolecia. Mogą to być wieloletnie lojalnościowe stypendia studenckie dla preferowanych specjalności z umową powrotu, zabezpieczeniem mieszkania czy dostępem do niedrogich działek na osiedlenie. Jako społeczność Bieszczadów musimy sobie zdawać sprawę, że stanowiliśmy kończący się rezerwuar siły roboczej dla dużych miast. Pojedyncza gmina czy powiat nie ma możliwości odwrócenia tego trendu. Potrzebna jest prawdziwa współpraca, połączenie sił. Po raz kolejny rodzi się teza, że włodarze bieszczadzkich samorządów muszą współpracować, muszą planować ponad kadencję, na co najmniej 10 lat w przyszłość. Czasu pozostało bardzo niewiele.

W zasadzie starzenie się społeczeństwa i brak rąk do pracy to problemy zasadnicze Bieszczadów, ale czy jedyne? Wynagrodzenia, także w działalności leczniczej, to kolejny temat…

Robert Płaziak