PAMIĘTAJMY O KATYNIU

Ulotki z takim napisem znalazły się rankiem w wiosennych dniach kwietnia 1971 roku – w rocznicę katyńskiego mordu – na ulicach Sanoka. Były robione ręcznie więc Urząd Bezpieczeństwa nie miał zbyt wielkich trudności – a może pomogły mu też życzliwe donosy –w zidentyfikowaniu ich autora, którym okazał się być Władysław Kreowski (1889-1987), sanoczanin z krwi i kości, emerytowany dyrektor największej w Sanoku szkoły powszechnej. „Tej koło Aptekarki”, jak mi to kiedyś określił ambasador Ukrainy w Polsce, który do tej właśnie szkoły chodził.

Przeprowadzona w jego domu rewizja znalazła „narzędzia zbrodni”, a zresztą ich autor przyznał się bez problemów do zarzucanego mu czynu. Motywował go tym, że pamięć o Katyniu jest społecznie ważna a to, że jej się nie kultywuje, uzasadniało jego – zwłaszcza jako wieloletniego nauczyciela i wychowawcy młodzieży – działanie. Logicznie biorąc można byłoby sobie więc postawić pytanie, dlaczego Urząd Bezpieczeństwa podjął w tej sprawie dochodzenie i groził zatrzymanemu postępowaniem karnym a może nawet uwięzieniem?

Dziś sprawa odpowiedzialności za tę zbrodnię została już jednoznacznie wyjaśniona, ale wówczas prawda utrzymywana była ciągle jeszcze w oficjalnej tajemnicy, choć ją wszyscy powszechnie znali. Urząd Bezpieczeństwa dopatrywał się tu zatem przestępstwa skierowanego przeciw Związkowi Radzieckiemu choć w ulotkach o autorze zbrodni nie było ani słowa. Tak więc – tak rozumiane -przestępcze działanie w tej sytuacji popełniano raczej w umysłach oskarżających a nie oskarżonego. Trzeba było więc zaczętą sprawę jakoś zakończyć, tym bardziej, że- przeciekając do wiadomości sanoczan – wywoływała ona niezbyt korzystne dla władzy komentarze. Znaleziono więc dosyć dziwny –ale typowy dla tamtych czasów – sposób, przysyłając z Rzeszowa urzędowego psychiatrę, który stwierdził u oskarżonego niepoczytalność starczą, w rezultacie czego sprawę umorzono.

I tu – dla historii – diagnozę tę muszę sprostować, bo ile razy przyjeżdżałem do Sanoka opowiadał on mi zawsze – a był to mój wujek – ciekawe historie rodzinne i nie tyko, a potem kiedy już w ostatnich jego latach wiozłem go samochodem do Sanoka ze ślubu wnuka w Warszawie, uprzyjemniał mi podróż taką rozmową. Więcej, bo przejeżdżając przez tereny, gdzie w czasie I Wojny Światowej wojska rosyjskie wzięły go do niewoli , zapragnął zobaczyć to miejsce, z nadzieją ,że je rozpozna. Nie bardzo się nam to udało, ale stało się pretekstem do opowieści o rosyjskim obozie w Omsku, skąd po zakończeniu wojny wracał – już przez rewolucyjną Rosję – do Polski. Ten temat pobudził następne więzienne wspomnienia – tym razem niemieckie z czasów II Wojny Światowej – kiedy za konspiracyjną działalność znalazł się w obozie koncentracyjnym w Auschwitz, który szczęśliwie przeżył. Na końcu przypomniał – opisaną tu – sanocką historię i powiedział, że wyglądało na to, że doświadczy jeszcze i PRL-owskiego więzienia ale jakoś się to rozeszło.

Tadeusz Barucki