Katarzyna Szatkowska – szydełkowanie w stylu boho

Wróciła moda na rzeczy wykonywane na szydełku. Coraz więcej osób poszukuje oryginalnych rzeczy, których nikt inny jeszcze nie posiada. Pragniemy mieć w domu dywany, torebki, przyborniki, które zostały wykonane specjalnie dla nas. Wtedy decydujemy się na skorzystanie z usług rękodzielniczek. O szczegółach pracy na szydełku z Katarzyną Szatkowską rozmawiała Edyta Wilk.

Jak wyglądały twoje początki?

Zaczęło się od podpatrywania mamy. Moja mama zawsze szydełkowała. Korzystała głównie z cienkich włóczek, a ja chciałam się tego nauczyć. Na początku, jednak mi to nie wychodziło. Pewnego razu znalazłam w Internecie grubą włóczkę, już teraz wiem, że nazywa się spaghetti. Wcześniej nie wiedziałyśmy co to jest, ponieważ dopiero zaczynało się to w Polsce pojawiać. Postanowiłam, że chce się temu przyjrzeć i coś z tego zrobić. Zobaczyłyśmy gdzieś pierwsze dywany zrobione z włóczki. Po pewnym czasie dopiero nauczyłam się szydełkować. Wszystko dzięki mamie, która pokazała mi jak zrobić łańcuszek i półsłupek. Przez wiele lat mieszkałam w Opolu, skąd właśnie pochodzę. Potem wyjechałam na studia do Poznania, potem przeprowadziłam się z mężem do Sanoka. Tutaj zostałam sama z wielką włóczką i szydełkiem. Kombinowałam i zaczęłam robić dodatki do wnętrz. Zaczęło się właśnie od dywanów. Pierwsza klientka, właśnie zamówiła dywan. Początkowo przez parę dobrych lat dziergałam dywany, koszyki oraz różnego rodzaju dodatki do wnętrz. Następnie zajęłam się torebkami. Pierwsza moja torebka powstała 6 lat temu, jednak dopiero w 2017 roku zaczęłam je tworzyć w większej ilości. Styl boho jest teraz bardzo modny i trafiłam w dziesiątkę.

Władasz szydełkiem, a z wykształcenia jesteś?

Z wykształcenia jestem historykiem sztuki, plastykiem.

I założyłaś własną firmę?

Kiedy przyjechałam do Sanoka byłam bezrobotna. 5 lat temu wzięłam dotacje i wraz z Markiem Szatkowskim, mężem połączyliśmy siły. Powstała pracownia artystyczna. Dzięki dotacji jaką otrzymałam, mogłam kupić motki, więcej sznurków, maszynę do szycia, co pozwoliło mi w pełni rozwinąć biznes. Z dotacją nie było problemów, ponieważ uargumentowałam to tym, że będę malować, szyć i robić rzeczy do wnętrz. W tym aspekcie ważne było również moje wykształcenie.

Jak długo szydełkujesz torebkę?

Różnie. Jestem samoukiem i nie robię nic ze schematów. Raz spróbowałam według wzoru zrobić buciki dla dziecka i kompletnie nic z tego nie wyszło. U mnie wszystko jest na zasadzie prób i błędów. W głowie mam jakiś pomysł i staram się go zrealizować. Pamiętam, że miałam problem z wykonaniem koszyka. Nie potrafiłam spleść tak, że rączka szła do góry, cały czas mi wychodziło płaskie kółko. Chciałam żeby był koszyk, żeby miał ścianki i nie mogłam dojść do tego, jak to zrobić. Jednak po kilku próbach, w końcu udało mi się. Z czasem wszystkiego się nauczyłam. Teraz torebka powstaje w dwie godzinki, bo wychodzi mi tak jak sobie założyłam w głowie i to jest super. Czasami kombinuje i zajmuje to znacznie więcej czasu, a niekiedy, co jest najgorsze, nie podoba mi się i pruje to. Jestem taka, że albo coś jest u mnie idealnie albo wcale. Praca nad ostatnią torebką zajęła mi prawie 12 godzin. Usiadłam o 10:00, a skończyłam o 22:00. Wszystko zależy od projektu.

Gdzie sprzedajesz produkty?

Internet, Internet i jeszcze raz Internet. Posiadam swoją stronę, sklep internetowy, Facebooka i Instagrama. Sprzedaję też na kiermaszach w okolicy. Swoje produkty mam również u Andżeli Gaber w Etno Galerii. Chciałabym mieć swój sklep, ale obecnie mnie po prostu na to nie stać. Lokale w Sanoku są za kosztowne na taką działalność.

Prowadzisz warsztaty?

Nie uczę innych, nie potrafię. Jak wspomniałam, sama nie czytam schematów. Robię wszystko po swojemu, więc trudno by mi było przekazać wiedzę komuś innemu. Raz próbowałam pokazać koleżance jak splatam, ale nie wyszło. Nawet moja mama, która mnie uczyła, kiedy zobaczyła, to co zrobiłam nie mogła zrozumieć w jaki sposób mi się to udało. Okazało się, że ona szydełkuję w jedną stronę, ja w drugą. Totalnie po swojemu. Nawet ten sam model kiedy robię dwa razy, to wychodzi nieco inny.

Dywany, koszyki, torebki. Po co klienci najczęściej sięgają?

Teraz zrobił się duży popyt na torebki. Robię je zawsze według własnych pomysłów, unikatowe, niepowtarzalne. Generalnie wszystkie rzeczy wykonuję na indywidualne zamówienia. Na przykład jeśli chodzi o dywany czy koszyki, klientki do mnie piszą ze swoimi sugestiami. Klientki wybierają wielkość, kolor, podpowiadają czego oczekują.

Twoje rękodzieło wypatrzyłam na Jarmarku Ikon, co sądzisz o tym wydarzeniu?

Ogólnie dobrze, że są organizowane takie imprezy. Przyciągają wiele ludzi, którzy są zachwyceni rękodziełem. Jednak, jeżeli chodzi o organizację, jest fatalna. Zawsze jest bitwa o miejsce, przez co między wystawcami, już od początku robi się nieprzyjemna atmosfera. W tym roku przyjechaliśmy przed 7:00 i wszystko było już praktycznie zajęte. Moim zdaniem jest to prosta sprawa. Wyznaczyć miejsce, gdzie można stanąć. Pomijam, że zawsze jest wielka afera z organizatorami o to, że tutaj jest witryna, tu nie można stanąć bo są drzwi. Uważam, że takie wydarzenie powinno być przeniesione w całości na Rynek. W tym roku były budki drewniane i to ładnie wyglądało. Budki jednak były puste, bo ponoć miału tam być tylko ikony – w końcu Jarmark Ikon, a rękodzielnicy mieli swoje miejsce na deptaku. Potem wyszło to tak, że budki stały puste, i Rynek był ogołocony. Na deptaku jest bardzo wąsko, ludzie nie mogą nic na spokojnie obejrzeć. Oczami odwiedzającego to miejsce na pewno prezentuję się słabo.

Ostatnio doszło do absurdalnej moim zdaniem sytuacji. Ustawiliśmy się z mężem i po pewnej chwili podszedł do nas organizator mówiąc, że jest to zarezerwowane miejsce, bo rzekomo jakaś pani dzwoniła i zrobiła rezerwacje. Nigdy nie było czegoś takiego. Po prostu się przychodziło i zajmowało miejsce. Albo wszyscy rezerwują miejsca albo nikt. Okazało się ostatecznie, że ta pani nie dojechała, a to miejsce stało puste. Państwo, które rozłożyło się obok nas, przenosiło się chyba z dziesięć razy, bo byli wyrzucani z każdego miejsca. Mi na szczęście udało się stanąć w jednym miejscu. Bywają problemy z rozłożeniem się w pewnym miejscu, bo zasłaniamy witryny sklepów. Moim zdaniem bez przesady. Ten jeden dzień w roku jak witryny będą zasłonięte to nic się nie stanie. Sanoczanie jeżeli chcą trafić w jakieś miejsce to trafią. Tak samo z przyjezdnymi. Na innych imprezach jest tak, że miejsca są opisane i każdy wie, gdzie ma się ulokować. Nie rozumiem dlaczego to funkcjonuje w tak słaby sposób. Są też przypadki, że jedni mają bardzo dużo miejsca na swoje produkty, a drudzy ledwo się mieszczą. To też powinno być w sprawiedliwy sposób podzielone.

Reklama Jarmarku również jest słaba. Plakat Jarmarku Ikon zobaczyłam dopiero kilka dni wcześniej. A co z turystami, którzy chcieliby się dowiedzieć, że taka impreza w ogóle jest w planach? Z mojej strony wygląda to tak, że mieszkam w Sanoku, a o niektórych wydarzeniach dowiaduje się dopiero po fakcie. Uważam, że turyści, którzy spędzają czas w Bieszczadach, powinni wiedzieć co się dzieje interesującego, więc banery powinny zostać zawieszane w różnych miejscowościach poza Sanokiem. W mieście dzieją się na prawdę ciekawe rzeczy, o których powinni zostać poinformowani wszyscy.

Podczas ostatniego jarmarku, dowiedziałam się, że ktoś przyjechał z Warszawy specjalnie na Jarmark Ikon. To co zobaczyli bardzo ich rozczarowało. Warszawiacy spodziewali się wielkiej imprezy i przede wszystkim ikon, których tak naprawdę nie było dużo. Jarmark Ikon powinien mieć nazwę Jarmark Sanocki. Cała organizacja nie denerwuje tylko mnie, ale wszystkich wystawców. Biorę w tym wydarzeniu udział od 3-4 lat i za każdym razem słyszę niezbyt pozytywne opinię na ten temat. Kolejnym poważnym problemem jest chińszczyzna, czyli stoiska z chińskimi artykułami. Zajmują one najwięcej miejsce, a ponadto znajdują się w centralnym miejscu. Jak to wygląda?

Swoje dzieła prezentuję również w Czarnej. Impreza odbywa się na boisku sportowym. Atmosfera tam jest na prawdę świetna. Jest super muzyka, głównie poezja śpiewana, oddająca bieszczadzki klimat Nie wiem skąd ludzie dowiadują się o takiej imprezie, ale są. W porównaniu do Sanoka jest znacznie lepsza organizacja. Przyjeżdżam i wiem, że będę miała miejsce na swoje rzeczy. Jest alejka, gdzie są rękodzielnicy, alejka, gdzie jest jedzenie, wszystko jest po prostu poukładane.

Miejmy nadzieję, że sugestie o których wspominasz trafią do organizatorów. Powiedz mi, komu dedykowałabyś rodzaj pracy jaki wykonujesz?

Wydaje mi się, że jest to praca dla każdego. Na pewno trzeba mieć trochę czasu, ale też umiejętności. Te umiejętności można nabyć samemu. Żyjemy w takich czasach, gdzie jest Internet, You Tube, wszystko można znaleźć. Kiedyś takimi rzeczami zajmowały się starsze panie, które siedziały i dziergały, dzisiaj może robić to każdy bez względu na płeć i wiek.

Jako przedsiębiorca z Sanoka, chciałabyś coś zmienić w mieście?

Przede wszystkim powinny być zmniejszone czynsze za lokale. Należałoby przyciągnąć ludzi do naszego miasta, wtedy inni przedsiębiorcy, którzy mają lokale skorzystali by na tym. Rządzący powinni zrobić coś, aby Rynek ożył. Ewenty, teatry, mini wieczorki muzyczne. Cokolwiek żywego, by chciało się na Rynek iść i spędzić na nim czas.