Sanoczanin bierze udział w akcji ratunkowej w Turcji

 

6 lutego kilka regionów w południowo-wschodniej Turcji i północnej Syrii nawiedziło trzęsienie ziemi o magnitudzie 7,8. Kataklizm spowodował ogromne zniszczenia na kilkusetkilometrowym odcinku od syryjskiego miasta Hama do tureckiego Diyarbakir. Potem nastąpiło jeszcze kilkadziesiąt słabszych wstrząsów.

Według najnowszych szacunków zginęło ponad 37 tys. osób – 31 643 w Turcji i ponad 5700 w Syrii. Liczba ta może jeszcze wzrosnąć.

W Turcji jest m.in. 76 strażaków z grupy ratowniczej HUSAR Poland. Prowadzą oni akcję ratowniczą w mieście Besni, w którym na skutek trzęsienia ziemi zawaliło się blisko trzydzieści domów. Z zapowiedzi komendanta głównego Państwowej Straży Pożarnej Andrzeja Bartkowiaka polscy strażacy mają wrócić do kraju w środę.

Sanoczanin bierze udział w akcji ratunkowej w TurcjiWśród strażaków jest sanoczanin St. Kpt. Bartłomiej Jakubaszek. Mimo trudnej sytuacji, udało nam się porozmawiać z wyjątkowym strażakiem.

Jesteś sanoczaninem?

– Poniekąd tak.  Urodziłem się w Sanoku, do szkoły podstawowej chodziłem w Bukowsku, następnie uczęszczałem do II L.O. w Sanoku. Po skończeniu II LO  chodziłem do szkoły aspirantów w Częstochowie. Po tej szkole zacząłem pracę w Łodzi z tego względu,  że w naszym województwie nie było wówczas etatów. Na początku chciałem się przenieść z powrotem do Sanoka, jednak w miarę upływu czasu powoli tutaj wszystko zaczęło się układać. Poszedłem na studia i ukończyłem wychowanie fizyczne w WSHE w Łodzi. Później się zakochałem i już musiałem zostać. Później zrobiłem studia podyplomowe w Wyższej Szkole Oficerskiej w Warszawie. Ukończyłem  kierunek „dowodzenie i kierowanie”.

– Czyli służbę pełnisz w Łodzi.

– Tak w Łodzi pracuję cały czas, w jednostce ratowniczo – gaśniczej nr 1. W tej chwili na stanowisku dowódcy zmiany. Praktycznie od początku zapisałem się do SGPR czyli Specjalistycznej Grupy Poszukiwawczo Ratowniczej, która właśnie wyjeżdża na tego typu akcje jak ta, która ma miejsce obecnie w Syrii i Turcji.

– Nie każdy strażak może pojechać na taką akcję, jakie warunki trzeba spełnić?

 – Żeby pojechać na misję trzeba spełnić określone warunki, zwłaszcza przejść mnóstwo szkoleń. Każdy kto należy do grupy, naturalnie jest w niej po to, że kiedy coś się wydarzy to chce wyjechać. Po to właśnie w niej jesteśmy żeby w krytycznych sytuacjach nieść pomoc, ludziom którzy w tym momencie najbardziej tego potrzebują.

– Jakie warunki zastaliście na miejscu w Turcji?

–  Tutaj na miejscu w Turcji od samego początku były bardzo trudne warunki. Temperatura w nocy -10 stopni i bardzo silny wiatr. Nie dojechaliśmy do miejsca docelowego w Turcji.  Zablokowało nas w miejscowości Besni i nie pozwolili nam dalej jechać. Decyzja dowódcy: zostajemy tutaj aby działać. Obecni tam strażacy i miejscowi mieszkańcy przyjęli nas bardzo dobrze. Część z nas rozkładała obóz na miejskim stadionie, a część od razu ruszyła do działań. Łącznie nasza grupa znalazła i wydobyła  12 żywych osób. Najmłodsza to 29 – letnia kobieta.  Pomimo naprawdę ciężkich warunków, każdy tu obecny dał z siebie ponad 100 procent. Pracowaliśmy na zmiany cały czas, noc i dzień i tak aż do końca prawie, niemal do wycieńczenia. Cały czas ryzykując własne życie, bo taka jest prawda. Jednak chęć uratowania tych ludzi pchała nas do przodu i  dodawała sił. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem uczestniczyć w tej misji i pomoc tym ludziom. Ludzie miejscowi, mówimy na nich „lokalsi” bardzo dobrze nas traktują, donosili nawet na miejsce działań ciepły chleb, kawę, nawet gorące mleko.

– Jakie trudności musieliście jeszcze pokonać?

– Najtrudniej jest osobę zlokalizować w tym bardzo w  tym pomagają nam psy oraz sprzęt do lokalizacji. Później trzeba już tylko dostać się do środka. Oczywiście na leżąco, odgruzowywać pomieszczenie, po pomieszczeniu przebijać ściany, robić korytarze itd.

– Jak porozumiewacie się z osobami, które tam mieszkają?

– Dogadujemy się po angielsku z tymi co potrafią. Pomagają nam również tłumacze – wolontariusze, zarówno Polacy mieszkający w Turcji, jak i Turcy mieszkający w Polsce. Ci ostatni przyjechali do Turcji  pomagać z dobrego serca.

– Jest wtorek 14 lutego, jakie macie plany na najbliższe dni?

– Pakujemy teraz sprzęt następnie po południu udajemy się na lotnisko i  tam prześpimy się.  W środę o 14 mamy planowany lot do Warszawy. Tam odprawa, kwarantanna, jakieś badania, psycholog i w czwartek powrót do domu.


Fot. bryg. Grzegorz Borowiec, mł. bryg. Jakub Filip

Mer Besni podziękował strażakom z Polski:
– Uratowaliście ludzi, naszych braci i siostry, naszych bliskich, którzy byli uwięzieni pod gruzami. Kiedy straciliśmy nadzieję, odzyskaliście ją dla nas. Możecie traktować Besni jako swoją drugą ojczyznę…
Mer  Besni spotkał się z polskimi ratownikami w bazie operacji, aby podziękować za akcję poszukiwawczo – ratowniczą, wielkie zaangażowanie i każde uratowane ludzkie istnienie.

Edyta Wilk