Protest w Czerteżu, czyli jak się odwraca kota ogonem

Nie chcemy oddać naszej ziemi – od takiego zawezwania zaczyna się film ilustrujący protest mieszkańców Czerteża przeciw koncepcji poszerzenia granic Sanoka. Nikt nikomu ziemi nie zabierze – mieszkańcy przed kamerą wypowiadają kwestie albo celowo źle przygotowane (reżyser), albo – i to wydaje się bardziej prawdopodobne – z niewiedzy. Może więc warto to i owo wypunktować, wyjaśnić?

Teraz wieś przypomina miasto?

„Kiedyś wieś wyglądała jak typowa wieś, w tej chwili zabudowała się przepięknie” – mówi pani Mariola – „Gros ludzi, którzy do niej trafili, to są ludzie z miast” – uzupełnia swoją wypowiedź. Gros ludzi, którzy mieszkają w Czerteżu, to sanoczanie z urodzenia, a przynajmniej ci, którzy w Sanoku się wychowywali. Potwierdza to na filmie pan Henryk, który wyznaje szczerze: „Pochodzę z Czerteża, mieszkałem w Sanoku, teraz do Czerteża wróciłem” – mówi, przyznając tym samym, że granice pomiędzy Sanokiem, a Czereżem w praktyce nie istnieją.

Nie wiem, ale przypuszczam

„Jeżeli będziemy należeć do miasta, to nasz głos chyba troszeczkę zblednie” – brzmi jedna z wypowiedzi. Chyba? Troszeczkę? Pan Henryk pewności nie ma, ale skoro już kamera została włączona, to czemu nie zahaczyć i takiego wątku? Chyba, troszeczkę, być może – mówić, byle gadane było, bo skoro już protest jest, w dodatku na mrozie, to przecież nie po to, żeby cicho siedzieć.

Mogą zabrać

Pan Józef wyraża obawę, że „jest szkoła, mogą nam zabrać całkiem szkołę”. Pan Józef, nie wytykając, swoje lata ma, dzieci pewnie odchował, więc prawdopodobnie przeoczył, że w 2019 roku to władze Gminy Wiejskiej wnioskowały o zamknięcie szkoły w Czereżu.

Autobusy potrzebne czy nie?

Szkoda, że mieszkańcy Czerteża nie słuchają, o czym się mówi podczas prezentowania koncepcji poszerzenia granic Sanoka.  Poprawa dostępności komunikacyjnej wiąże się właśnie z przyłączeniem sołectw do Sanoka. Panie Józefie! Zamiast narzekać, że „autobusy pozabierali nam, „piątkę” ograniczyli do minimum” – lepiej niech Pan zawoła: „Tak, chcę przyłączyć Czerteż do Sanoka!”

Na złość babci odmrożę uszy

„Chodniki i wodociągi zrobimy sobie sami” – zapowiada Karol. Mariola twierdzi, że właściwie „wszystko mamy na naszej wsi”. Więc jak to jest? Mamy czy zrobimy? I dlaczego koniecznie – sami?

Panie Karolu, co też miasto zyskuje?

 „Miasto zyskuje dzięki mieszkańcom wsi, którzy się tam po coś do miasta udają” – pan Karol bezpiecznie posługuje się zaimkami, ponieważ „coś” realnie przedstawione mogłoby być dowodem, że mieszkaniec sołectwa za miedzą tego miał nie będzie. Na wsiach nie ma basenów, hal sportowych, kina. Pytanie: skąd pieniądze na te obiekty? Sanocki podatnik płaci, wiejski – tylko korzysta, jadąc do miasta po „coś”.

Kot na ogonie stoi i miauczy…

Punktem kulminacyjnym filmu jest opowieść o tym, co to wieś „ma” i miastu „daje”. A ma oczyszczalnię ścieków (chyba bohaterowi filmu o Trepczę się rozchodzi) oraz, uwaga, firmę zbierającą odpady (zapewne autor ma na myśli lokalizację przedsiębiorstwa, które wygrało przetarg na zagospodarowanie i odbiór odpadów z terenu Sanoka. „Nie jest tak, że jeden dla drugiego jest pasożytem” – pointuje swoją wypowiedź pan Karol, odnosząc się, chyba z niechęcią, do słynnego raportu o gminach obwarzankowych okalających miasta.

Dochtory jadą…

Pod koniec filmik staje się dynamiczny, padają argumenty różne, różniste. Karol: „Mamy gaz, mamy oświetlenie, budujemy chodniki sami”. Mariola: „W mieście krów nikt mi nie pozwoli trzymać”. Znowu Karol: „Nie chcemy szpetnych inwestycji”. Na koniec Henryk, radośnie: „Jak będzie więcej miastowych, to będziemy mieli kłopoty z naszymi kogutami”.

Maria Dąbrowska zabawnie przedstawiła w „Nocach i dniach” irracjonalny lęk mieszkańców wsi przed miastowymi. Chociaż od tamtego czasu minęło bardzo wiele lat, mechanizm sprowadza się w zasadzie do tego w samego –  do okrzyku: „Ludzie! Uciekaaaajta!!!!”

A szkoda.