Niepełnosprawni w komunikacji miejskiej

Zanim wszystko będzie dostępne

Na początku maja rzeszowska prasa informowała o nagannym zachowaniu kierowcy MPK, który nie wysiadł z autobusu, by rozłożyć podjazd, o co prosił opiekun osoby poruszającej się na wózku inwalidzkim. Kierowcy groziło nawet zwolnienie z pracy. Do naszej redakcji co pewien czas dzwonią i piszą osoby niepełnosprawne ruchowo, skarżąc się na swój los na miejskich i podmiejskich ulicach i przystankach.

Andrzej jest młodym człowiekiem, porusza się na wózku. Do autobusu nie wsiada, to nie na jego nerwy. – Nie chodzi o zachowanie kierowców, o nich nie wspominam. Wystarczą mi spojrzenia pasażerów, zwłaszcza w sytuacji, gdy wiele osób na autobus czeka. Mój wózek to trzy, cztery miejsca stojące – mówi, nie bez żalu w głosie.

Karolina jest atrakcyjną dziewczyną. Od pewnego czasu porusza się z pomocą chodzika. Choroba dotknęła ją nagle, zmusiła do zrezygnowania z atrakcyjnej pracy. Karolina walczy. – Chcę być samodzielna, poruszać się bez opieki bliskich, ale to jest, niestety, w Sanoku bardzo, bardzo trudne. Po pierwsze, wysokie krawężniki. Po drugie, autobusy bez podjazdów dla osób niepełnosprawnych, po trzecie – niektórzy kierowcy, zupełnie nieczuli na potrzeby ludzi takich, jak ja, dotkniętych chorobą.
Tego samego dnia, kiedy Karolina wybrała się do lekarza, a potem przysyłała nam zdjęcia, zrobione telefonem komórkowym, zadzwoniła do redakcji kobieta, kontuzjowana i czasowo poruszająca się o kulach, i drżącym głosem opowiedziała o nieudanej próbie wejścia do miejskiego autobusu z przystanku nieopodal przychodni przy ulicy Lipińskiego. Pojechaliśmy tam, zmierzyliśmy: krawężniki w niektórych miejscach sięgają kolan. – Jeżeli autobus nie podjedzie blisko krawężnika, wtedy trzeba pokonać przepaść, a to w przypadku kogoś, kto porusza się o kulach i ma usztywnioną nogę, jest czymś ponad siły – słyszeliśmy w słuchawce rozżalony głos. Kilka godzin później Karolina przysłała nam zdjęcie innej osoby, próbującej sforsować krawężnik, wychodząc z autobusu.

Karolina skarży się na miejskie autobusy od pewnego czasu. Dzwoniliśmy do SPGK, z osobą odpowiedzialną za miejski transport rozmawialiśmy o tym, że sytuacja się zmieni, gdy miasto kupi autobusy niskopokładowe, a to nastąpi jesienią. Do tej pory można zrobić tylko jedno: informować o kursach nielicznych niskopokładowych autobusów, zamieszczając na przystankach, obok rozkładów jazdy, numery telefonów. Pod taki numer można zadzwonić i dowiedzieć się, jaka linia jest obsługiwana przez niskopokładowy, osiągalny dla Karoliny, autobus.

Standardy europejskie

Jakie są standardy europejskie? Jak podaje portal niepelnosprawni.pl, dostosowanie komunikacji miejskiej do potrzeb osób z niepełnosprawnością określa Europejski raport o autobusowej komunikacji miejskiej. Najbardziej przyjaznymi krajami pod względem komunikacyjnym są Niemcy, Grecja, Luksemburg oraz Hiszpania. W tych państwach ponad 80 proc. autobusów dostosowanych jest do każdego stopnia niepełnosprawności. Pojazdy te są wyposażone w rampy mechaniczne oraz automatyczne, układy przyklęku, specjalne oznakowania dźwiękowe i graficzne, a przede wszystkim są to pojazdy niskopodłogowe. W Polsce jedynie 28 proc. autobusów dostosowanych jest do potrzeb pasażerów z niepełnosprawnością – jest to średnia dla całego kraju. Poziom dostosowania transportu publicznego w poszczególnych miastach jest zróżnicowany.

Standardy sanockie

Wróćmy do Sanoka. „Co z tego, że autobusy są niskopodłogowe, jeśli podjeżdżają daleko od krawężników przystanków. Najpierw muszę złazić z wysokiego stopnia, a potem wspinać się na wysoki krawężnik, Autobus nie „przyklęknie”, nawet jeśli ma specjalną platformę, bo nie jeżdżę na wózku. Na zwróconą uwagę słychać burknięcie kierowcy lub bezsensowną wymówkę. Jestem osobą chodzącą z II grupą inwalidzką narządów ruchu” – napisała do nas pani Ania. Podobnie uważa Karolina, która, krok po kroku, opisała nam swoją drogę do lekarza i jazdę miejskim autobusem, ilustrując wszystko zdjęciami. – Tak się dziś złożyło, że pan kierowca wziął i mnie, i mój chodzik w pół i wniósł do autobusu, aż się ludzie na przystanku dziwili, bo platformę ciężko było wysunąć. Poczułam się naprawdę jak worek ziemniaków – jeden z mężczyzn tak określił całą tę operację – i ze złości i bezsilności się popłakałam… – kończy relację Karolina.

Piszemy o Karolinie, Annie, Andrzeju, myśląc także o innych: ludziach starszych, niedołężnych, kobietach z dziećmi w wózkach. Co możemy zrobić?

Będziemy pisać, ilekroć zwrócą się do nas ze swoimi problemami takie osoby, jak Karolina. Niech ich relacje przypominają, że naprawdę niemało jest do zrobienia w kwestii dostępności miejskiego transportu dla osób z ograniczoną sprawnością ruchową.
msw